Zapraszam Was na krótką wycieczkę w przeszłość, ale nie do czasów „gdy nie było gimnazjów, a chipsy Ruffels były niezłą okazją”, czyli do pokolenia 93/94. Cofamy się „zaledwie” 11 lat wstecz, co wówczas się zdarzyło? Zacznijmy od początku.
Kończy się luty, a my jesteśmy już w trakcie drugiej, tegorocznej kolejki ligowej. Za oknem słoneczko (przynajmniej we Wrocławiu), idealna pogoda na piwko w plenerze, czy rodzinny spacer. To też idealne warunki, żeby wyjść na boisko i pobiegać za piłką. Myślę, że nawet Ćwielong nie miałby nic przeciwko.
Do tej pory było to nie do pomyślenia, drużyny wyjeżdżały właśnie na zgrupowania do słonecznej Turcji, Lenczyk przebywał w Spale (chociaż to akurat normalne), a nasze boiska przypominały lodowiska zasypane śniegiem.
27.02.2003 miał się odbyć rewanżowy mecz Pucharu UEFA, pomiędzy Wisłą a Lazio (pamiętacie? Pierwszy mecz zakończył się wynikiem 3-3). Spotkanie zostało odwołane ze względu na zły stan murawy i zaczął się cyrk, ze zmianą terminu i być może nawet, ze zmianą miejsca rozgrywania zawodów. Nieoficjalnie mówiło się, że Włosi bali się o wynik meczu i dlatego nalegali, żeby przełożyć mecz. Henryk Kasperczak stwierdził, że na takiej murawie można było z powodzeniem grać w piłkę. Działacze z Krakowa, z Bogdanem Basałajem na czele robili wszystko, żeby spotkanie się odbyło. Odmrażanie murawy, osuszanie gleby, zastosowanie specjalnych namiotów grzewczych, przygotowywanie boiska zastępczego w Płocku, to wszystko kosztowało Wisłę prawie pół miliona złotych.
[sz-youtube url=”http://www.youtube.com/watch?v=5WU_hDu-azw” width=”640″ height=”400″ /]
Ostatecznie mecz odbył się 5 marca i chociaż Marek Kuźba wyprowadził Krakowian na prowadzenie, to później Fernando Couto i Enrico Chiesa zakończyli piękną przygodę Wiślaków w europejskich rozgrywkach. Niecałe 11 lat później mamy piękne stadiony, a w Ekstraklasie nie przełożono do tej pory żadnego meczu, ze względu na zły stan murawy, tylko poziom mamy słabszy…
/ Bolek /