Jutro Everton rozegra swój ostatni mecz w tegorocznej edycji Ligi Europy. Już teraz wiemy, że na Cypr poleci drugi, a być może nawet trzeci, garnitur drużyny. Co więcej, spotkania z Apollonem swą obecnością nie uświetni Sam Allardyce, który woli zostać w Anglii z pierwszą drużyną.
Decyzja Allardyce’a niektórych śmieszy, innych bulwersuje. Ja uważam ją natomiast za kompletnie naturalną. Gość podpisał kontrakt z klubem zaledwie tydzień temu. Przyszedł do drużyny i zobaczył, że team kompletnie mu się sypie. Na wstępie pokonał Huddersfield i nieco oddalił się tym samym od strefy spadkowej, ale osiem punktów to nadal nie jest najbezpieczniejsza przewaga.
Ponadto w perspektywie ma derby na Anfield. Mecz z Liverpoolem odbędzie dokładnie trzy po starciu z Apollonem w Lidze Europy. Powiedzmy sobie szczerze – Allardyce nie przyszedł do Evertonu po to, aby ratować honor zespołu na arenie europejskiej, ale po to, aby uchronić klub przed spadkiem. I tego celu twardo się trzyma.
Uważam jednak, że coach Evertonu nie tylko podjął decyzję logiczną, ale też taką, dzięki której można stwierdzić, że… traktuje Ligę Europy poważnie. Gdyby poleciał na Cypr z pierwszym zespołem, zawodnicy mogliby uznać to za krótkie wakacje lub – co najwyżej – obóz treningowy przed starciem z Liverpoolem.
Everton ma bowiem w Lidze Europy zaledwie punkt i okupuje w tym momencie ostatnie miejsce w tabeli. O wyjściu z grupy nie ma co marzyć. Piłkarze pierwszego składu nie byliby w stanie zmotywować się na mecz o nic. Zagraliby asekuracyjnie – tak, aby nie zmęczyć się przed derbami, a dodatkowo nie odnieść kontuzji. W rezultacie zebraliby zapewne baty od Cypryjczyków, a do tego nie wynieśli z tego zupełnie nic.
Tymczasem pierwszy skład w spokoju przygotuje się w Anglii, podczas gdy z Apollonem zagrają zawodnicy, którym naprawdę będzie zależało na zwycięstwie. Młodzi chłopcy na Cypr polecą z chęcią sprawienia niespodzianki i pokazania się szerokiej publiczności.
Takie spotkanie mogą potraktować jako szansę na wybicie się i wypłynięcie na szerokie wody. Oni nie odstawią nogi, nie będą narzekać ani patrzeć w tabelę – dadzą z siebie „110%”, aby udowodnić, że warto na nich stawiać. Z tego właśnie powodu nie skreślałbym Evertonu. Ani przy meczu z Apollonem, ani przy derbach z Liverpoolem. Allardyce ma plan i traktuje go cholernie poważnie.