Amerykańskie zapasy, czyli przepis na życie reprezentanta Niemiec

wiesecesaroPamięta ktoś jeszcze niemieckiego bramkarza Tima Wiese? Mowa o brązowym medaliście mistrzostw świata 2010 z „Die Mannschaft”, zdobywcy Pucharu i Superpucharu Niemiec z Werderem Brema. Golkiper zakończył karierę przed trzema laty, rozwiązując kontrakt z Hoffenheim i mając zaledwie 31 wiosen na karku… zaczął pakować na siłowni i przygotowywać się do nowego rozdziału w karierze. Teraz, pod pseudonimem „The Machine” zadebiutował w największej federacji wrestlingowej na świecie, WWE. Pytanie tylko – po co?

Odpowiedź nie będzie oryginalna – jak zawsze chodzi o kasę. Wiese przyznał po zakończeniu kariery piłkarskiej, że decyzję podjął, wiedząc, że wiele więcej w piłce nie osiągnie. Patrząc przez pryzmat takich nazwisk jak van der Sar czy Gianluigi Buffon, trudno zgodzić się z Niemcem jednoznacznie. Oczywiście wyżej wymieniona dwójka to była/jest ścisła czołówka światowa, jednak uwidacznia ona, że 31 lat dla bramkarza to niejednokrotnie dopiero początek przygody.  Tim musiał więc dojść do wniosku, podłamany nieudaną przygodą w Hoffenheim, że szkoda czasu na piłkę… lepiej (łatwiej?) przypakować na siłowni, z czym zresztą przesadzał już u schyłku pobytu w drużynie „Wieśniaków”.

transformacjawiese

Taka decyzja byłaby niezła finansowo nawet w przypadku, gdyby Wiese przyszło reklamować odżywki i tym podobne wynalazki u naszych zachodnich sąsiadów. Na brak ofert nie mógłby narzekać, wszak mówimy o osobie publicznej rozpoznawalnej na ulicach. Tak się jednak złożyło, że bardzo szybko po zakończeniu gry w piłkę nadeszła oferta z WWE. Z dużymi pieniędzmi i perspektywą długiej kariery, bo 30 lat dla wrestlera to wcale nie tak dużo.

Dlaczego największa federacja wrestlingu na świecie zainteresowała się niemieckim bramkarzem-bodybuilderem? Tak jak Tim chciał zarobić na kontrakcie z WWE, tak WWE zwęszyło możliwość zarobku na Timie. Trzeba z tego miejsca nakreślić dokładnie, o jakiej organizacji mówimy. World Wrestling Entertaiment to GLOBALNY (kluczowe słowo!) moloch, który 2015 rok zamknął z dochodem przekraczającym 650 (!) milionów dolarów. Tak, „udawane mordobicie”, jak najczęściej wrestling kwituje się w naszym kraju, to naprawdę dochodowy interes. Stąd też WWE nie ma problemu z wyłożeniem groszy (w porównaniu z wyżej wymienioną kwotą) na człowieka bez żadnego przygotowania do nowej roli. Wyszkolą go za własne pieniądze, opłacą mu życie w USA, a on ma być atrakcją podczas okazjonalnych tourów po Niemczech i środkowo-zachodniej Europie.

To normalna rzecz w imperium Vince’a McMahona, 71-letniego właściciela federacji (i miliardera przy okazji). W ten sam sposób WWE pozyskało niedawno zapaśników z Chin – nikt nie ma pojęcia, kim są Gao Lei, Zhao Xia, Wang Xiaolong czy Yifeng. Nikt poza obywatelami Państwa Środka. Podpisanie z nimi kontraktu to najzwyczajniejsze otworzenie się na nowy rynek. Rynek bez dna, dodajmy. Tych kilka nazwisk pomoże zwrócić uwagę dziesiątek milionów Chińczyków na WWE, przyciągnąć do produktu i potencjalnie sprawi, że zasubskrybują oni dedykowany serwis streamingowy federacji – WWE Network.

Oczywiście potencjał ludzki Niemiec nie może się równać z chińskim, jednak należy powtórzyć, że nie tylko w tym rzecz. Firma z ponad półmiliardowym dochodem może pozwolić sobie na trzymanie pod kontraktem takiego Wiese z prostego powodu – ma być atrakcją podczas wizyt w Europie. Zapełniać hale w Niemczech i okolicach. Gdyby WWE chciało prawdziwego zapaśnika, to sprowadziłoby kogoś z niemieckiego wXw, tamtejszej federacji wrestlingowej. Co zresztą zrobiło – gwiazda niemieckiej sceny Tommy End zadebiutował na lokalnym evencie NXT, czyli tak zwanej rozwojówce WWE. Ot tak, z marszu. Bo facet wie, na czym rzecz polega.

Nie ma jednak nazwiska znanego w całych Niemczech. Tim Wiese natomiast pracuje na Florydzie, gdzie mieści się centrum treningowe WWE Performance Center, od dawna. Kilka miesięcy temu kontaktowałem się w sprawie byłego reprezentanta Niemiec z największym ekspertem wrestlingowym w USA, Dave’em Meltzerem. Przyznał, że emerytowany bramkarz od kilku miesięcy przygotowuje się do debiutu w ringu.

wiesehhh

Ten nadszedł niespełna dwa tygodnie temu w Monachium, gdy Wiese zawalczył w drużynie z pełnoprawnymi gwiazdami federacji pochodzącymi z Europy – Cesaro i Sheamusem. Wiese w ringu pojawił się tylko na chwilę, wykonał trzy akcje na krzyż i zakończył pojedynek ku uciesze fanów. W każdym ruchu było widać, że Tim wciąż jest bardzo „zielony” w nowej roli. Szczególnie uwidaczniało się to na tle jednego z najbardziej utalentowanych wrestlerów w WWE obecnie, wyżej wymienionego Cesaro, który między linami potrafi dosłownie wszystko.

Dave Meltzer zapytany o obecną sytuację Wiese w federacji zza Oceanu stwierdził krótko – nie można wykluczyć, że facet nigdy nie zadebiutuje w którymś z produktów telewizyjnych WWE. Może skończyć się na tym, że 34-latek będzie jedynie atrakcją dla tłumów niemieckich fanów. Szczerze? Nie można się specjalnie dziwić.

Choć w profesjonalne zapasy można bawić się i do pięćdziesiątki, to gdy zaczyna się tak późno, nie jest łatwo przyswoić zasady panujące w wrestlingowym ringu. Jeśli ufać słowom Wiese, z WWE trenuje od dwóch lat. No cóż, trudno w to uwierzyć, gdy patrzyło się na to, co pokazał w ringu w Monachium. Kilka hip tossów (znanych choćby z judo), ledwie udany bodyslam i śmiesznie prosty finisher (akcja kończąca pojedynek). Poczciwy Tim nie umie kompletnie nic. W dodatku, choć jest bardzo duży w porównaniu z normalnymi ludźmi, to stojąc obok innych wrestlerów staje się zdecydowanie bardziej przeciętny. Jednym słowem – oferuje swoją osobą w tym momencie bardzo, bardzo niewiele.

Stąd też trudno uwierzyć, by za Oceanem zrobił karierę. Trudno powiedzieć, jak długo potrwa jego przygoda z zapasami. Nie sposób ocenić, czy lepiej wyszedłby na dalszej grze w piłkę. Finansowo na pewno nie, mentalnie? Myślę, że chłop po prostu czuł się wypalony i potrzebował czegoś nowego. Sam przyznaje, że nie żałuje niczego.

Rzuciłem szkołę, bo nie widziałem możliwości zarobienia na nauce pieniędzy, o ile nie zostanie się wielkim biznesmenem. Zostałem więc piłkarzem, multimilionerem i wszystko było dobrze.

W niedawnej rozmowie z „Guardianem” przyznał, że wrestling jest alternatywą dla siedzenia przed telewizorem i obrastania w tłuszcz. A że przy okazji zarobi? Żyć nie umierać.