Jeszcze rok temu, pytając o 18-letniego wówczas Anthony’ego Martiala, wielu niezbyt zaznajomionych kibiców z futbolem, w myślach próbowałoby dojść kim jest ów zawodnik. Dziś Anthony (według Monaco i United) został wyceniony na 36 milionów funtów. Czy właśnie na naszych oczach wykluwa się kolejna gwiazda światowego futbolu? A może wręcz przeciwnie – będzie to kolejna ze spektakularnych wpadek transferowego szaleństwa?
5 grudzień, rok 1995. Na muzycznych listach przebojów szaleje Michael Jackson ze słynnym „Earth Song”. Tego samego dnia we francuskiej miejscowości Massy na świat przychodzi mały Anthony, który już za kilkanaście lat stanie się najdroższym nastolatkiem w historii piłki nożnej.
Zanim jednak Francuz stał się wielkim obiektem drwin z polityki transferowej Manchesteru United, na swoją rangę piłkarza musiał solidnie zapracować. W wieku 14 lat dołączył do akademii Lyonu, uważanej za jedną z najlepszych w swoim kraju. Młody chłopak bardzo szybko przebijał się przez wszelkie kategorie wiekowe, nabijając w każdej z nich genialne statystyki. W zespole U-17, w jednym z sezonów, ustrzelił przerażająco wysoką sumę 32 bramek w zaledwie 21 spotkaniach. Taki wynik natychmiast musiał zainteresować ówczesnego menedżera Lyonu, Remiego Garde, który wprowadził go do zespołu dzień przed jego 18-stymi urodzinami.
Po sezonie, w którym rozegrał zaledwie 4 spotkania dla Lyonu, ofertę kupna za Martiala złożyło Monaco, wykładając na stół 3,5 miliona euro. Skąd więc taka suma pomimo małego doświadczenia na boiskach Ligue 1? Przede wszystkim wpływ na zaoferowaną kwotę miały występy Francuza w młodzieżowych reprezentacjach, w których to zawodnik miał opinię bezwzględnego killera.
W nowym klubie szybko przekonał się, że rozwój dla młodego piłkarza jest ciężkim kawałkiem chleba. Na drodze do podstawowego składu stał nie kto inny, jak sprowadzony za 60 milionów euro z Atletico Madryt Radamel Falcao. „El Tigre” miał monopol na pozycji środkowego napastnika, a w kolejce do obsadzenia tej strefy boiska byli jeszcze Emmanuel Riviere oraz Valere Germain. Dopiero po kontuzji obecnego gracza Chelsea, Martial dostał swoją szansę. Łącznie rozegrał 11 spotkań i zdobył 2 bramki. To nie rokowało dobrze na przyszłość, lecz niebawem sprawy miały potoczyć się dla niego w zupełnie odwrotnym kierunku.
Światełko w tunelu dla Francuza zostało ukazane poprzez odejście na wypożyczenie do Manchesteru United Falcao, który pozostawił tym samym spuściznę dla młodszego kolegi w postaci numeru na koszulce. Przenosiny Radamela nie oznaczały jednak kolorowych czasów, ponieważ klub szybko znalazł klasowego następcę w postaci Dymitara Berbatova, na którego to głównie stawiał Leonardo Jardim. Dopiero w drugiej części sezonu hierarchia obróciła się o 180 stopni i młody napastnik dostał szansę na pokazanie swoich umiejętności, którą doskonale wykorzystał. Efekt? 9 bramek w 35 spotkaniach, jednak liczba spotkań wcale nie odzwierciadla spędzonego czasu na boisku, bowiem statystycy wyliczyli, że średnio był zmieniany przez Jardima co 50 minut.
W czerwcu, po zakończeniu kampanii ligowej, media donosiły, że Martial zamierza odejść z Ligue 1 na rzecz Valencii lub Tottenhamu. Angielskie media spekulowały, że „Spurs” są w szczegółowych rozmowach na temat przenosin Francuza na White Hart Lane. Ostatecznie negocjacje utknęły w martwym punkcie, a kością niezgody okazała się kwota odstępnego. Zarząd Monaco szybko reagował na wszelkie ruchy innych chętnych klubów i postanowił zaproponować Anthony’emu nowy, czteroletni kontrakt. Gdy wszystko wskazywało na to, że Martial zostanie na Stade Loius II, z ofertą rozpaczy wkroczył Manchester United, oferując kwotę 36 milionów funtów, która przy wybitnych osiągnięciach napastnika może urosnąć o kolejne 20 baniek.
Przenosiny na Old Trafford całkowicie wstrząsnęły środowiskiem futbolowym. Taka suma oznacza, że Martial stał się najdroższym nastolatkiem w historii (druga co do wielkości suma wydana na jednego piłkarza przez Manchester United), wyprzedzając w tej klasyfikacji innego gracza United – Luke’a Shawa. Mimo takiej wydanej fortuny, sam gracz mówi, że presja to coś normalnego i będzie potrafił sobie z nią radzić, między innymi dzięki swojemu doświadczeniu wyciągniętemu z rozgrywek Ligi Mistrzów. Dodatkowe ciśnienie tworzy koszulką z numerem „9”, jaką założy podczas spotkań „Czerwonych Diabłów”. Wcześniej podobne trykoty nosili między innymi takie legendy jak Tommy Taylor czy Andy Cole. Niedawno również zakładał ją transferowy klops w postaci Radamela Falcao, który to już drugi raz „zrzeka” się niedobrowolnie numeru na rzecz Martiala.
Presja, o której wspomniałem wyżej, może go nękać również z innego powodu. Od jakiegoś czasu nowy nabytek United jest kojarzony z Thierrym Henrym. Legenda Arsenalu, tak jak Martial, poważne granie zaczynał w Monaco, skąd wyrósł na jednego z najbardziej rokujących młodych zawodników. Również wspólne cechy pod kątem specyfiki gry, choćby dryblingu, czy występów na lewej stronie boiska, pomimo lepszej prawej nogi – to wszystko (niepotrzebnie?) snuje historie na tle Henry’ego, o które nawet pokusił się jego brat, Johan.
W dzieciństwie na boisku nazywali go Henrym. Ma podobną budowę ciała do Thierry’ego, nawet kształt głowy! Mój brat ma genialnie ułożoną prawą nogę, świetną technikę i jest ideałem dla zespołu, który szuka kogoś, kto schodzi do skrzydła.
Fani 20-krotnych Mistrzów Anglii mają nadzieję, że ich nowy pupilek rozwinie się w Premier League w podobny sposób, w jaki zrobił to jego przypadkowy mentor. Starszy Francuz również na początku kariery nie błyszczał wielką skutecznością, by w ciągu kilku lat stać się katem bramkarzy każdej drużyny w angielskiej ekstraklasie.
Niewątpliwie kolejne miesiące będą dla Antohny’ego najważniejsze w dotychczasowej przygodzie z piłką. Pomimo wydanej kwoty na Francuza, kibice muszą zrozumieć, że ich klub kupuje zawodnika na przyszłość, gotowego do ciągłego rozwoju. Martial to niewątpliwie debiutant, nieznany szerszej brytyjskiej publiczności. Czas może być jednak nieubłagany, tym bardziej w kraju tak uzależnionym od futbolu. Jeśli 19-latek szybko nie zacznie spłacać funt po funcie swojego transferu, media zaczną łasić się wokół niego jak sępy. Nawet jeśli po trwającym sezonie nie rozszarpią go żywcem, jego piłkarska śmierć – w przypadku niepowodzenia i braku bramek – nadejdzie szybciej, niż on sam się tego spodziewał.