Na stadionie przy ulicy Kałuży w Krakowie zgasły już światła. I choć kibice bawią się jeszcze zapewne gdzieś na rynku, czas na podsumowania. Co najbardziej zapamiętamy z polskiego mini-Euro? Hat-trick Saula Nigueza czy obrony Juliana Pollersbecka były efektowne, ale nie aż tak jak… atmosfera na trybunach.
Tysiące fanów z barwami narodowymi na policzkach, flagami w dłoniach, kolorowymi czapkami na głowach i szerokimi uśmiechami na twarzach, którzy zmierzają ulicą w kierunku stadionu. Często śpiewających przy tym głośno lub dmuchających w trąbki. Ludzie różnego koloru skóry, oczu, włosów – różnej narodowości, kultury, bawiących się jednak ze sobą, mimo wszystkich tych różnic. Taki właśnie obraz mogliśmy dostrzec przed każdym spotkaniem turnieju.
Równie dobrze było na stadionie, gdzie momentami można było poważnie zastanowić się, czy to trybuny są tłem meczu, czy może to spotkanie jest tylko dodatkiem do kibicowskiej zabawy zgromadzonych ludzi. Tegoroczne Euro U-21 przyciągnęło bardzo dużo kibiców, którzy byli w stanie stworzyć nieprawdopodobną atmosferę. Jak Polska wypadła na tle innych organizatorów tego turnieju?
11 623 – ostateczna średnia frekwencja na @u21poland. Łącznie 21 meczów turnieju obejrzało 244 085 widzów (80,5% udostępnionych miejsc). pic.twitter.com/LOU7jZ7U1B
— Filip Adamus (@Filip_Adamus) June 30, 2017
Łącznie na wszystkich meczach turnieju zebrało się 244 085 widzów. To absolutny rekord, jeśli chodzi o młodzieżowe mistrzostwa Europy. Nic w tym jednak dziwnego. Ledwie co zakończona edycja Euro U-21 była bowiem pierwszą w historii, w której wzięło udział 12 zespołów. Oznacza to, że rozegrano aż 21 spotkań, a nie – jak w poprzednich latach – 15 (lub 16, gdy turniej stanowił również formę kwalifikacji do igrzysk olimpijskich).
W takich okolicznościach trudno jest porównywać, można jednak zmierzyć się z pięcioma ostatnimi edycjami turnieju. Jak wypadamy na tym tle? Podczas Euro U-21 2017 średnio na trybunach zasiadało 11 623 widzów, co stanowi przeszło 80% możliwych do zajęcia miejsc. Już na pierwszy rzut oka wynik ten wygląda bardzo dobrze. Tym lepiej, jeśli dodamy, że dwa lata temu Czesi zdołali przyciągnąć dużo mniej (średnio 10 866 widzów), mimo iż dysponowali ponad 20-tysięcznymi obiektami w Pradze. Jeszcze gorzej wypada w tym zestawieniu Szwecja z 2009 roku (średnio 10 672 widzów) i Dania z 2011 roku (średnio 6 376 widzów). Na tym ostatnim jednak średnią mocno zaniżył mecz o 3. miejsce (czyli de facto o awans na igrzyska), na którym zjawiło się zaledwie 870 fanów. Na finale było już znacznie lepiej – triumf Hiszpanii nad Szwajcarią (2:0) oglądało 16 110 osób. Rekord na tym turnieju należał jednak do meczu grupowego, kiedy to przeszło 18 000 fanów przyszło oglądać zwycięstwo Danii nad Białorusią (2:1).
Trzeba również przyznać, że obok tych turniejów, które przyciągnęły mniejsze grupy kibiców niż tegoroczne Euro U-21, znalazły się również w najbliższej historii (ostatnie 10 lat) dwa takie, na których średnia fanów wynosiła więcej. W 2013 w Izraelu spotkania Euro U-21 ze stadionów oglądało średnio 12 028 kibiców. Nic w tym jednak dziwnego, skoro aż pięć spotkań rozegrano na stadionie w Jerozolimie, który pozwolił na to, aby frekwencja podczas meczu finałowego (Hiszpania–Włochy 4:2) wyniosła 29 300 osób, a na meczu fazy grupowej, w którym gospodarze sensacyjnie ograli 1:0 Anglików – 22 183 osoby.
Rekord pod względem średniej frekwencji na trybunach wśród turniejów z okresu ostatnich dziesięciu lat, dzierży jednak Euro U-21 2007. Wówczas zawody rozegrano w Holandii. Spośród czterech stadionów, na których odbyły się wówczas młodzieżowe mistrzostwa Europy, aż trzy (Arnhem, Heerenveen, Groningen) przekraczały swoją pojemnością 22 000 miejsc. Nic zatem dziwnego w tym, że średnią frekwencję udało się wyśrubować na poziomie 13 324 widzów na mecz.
Biorąc zatem pod uwagę liczbę fanów zgromadzonych na stadionach na pięciu ostatnich edycjach Euro U-21, można stwierdzić, że na trzech z nich było znacznie gorzej niż u nas. Na dwóch pozostałych zaś liczby mogą robić wrażenie, ale… procentowe zapełnienie stadionów i tak było niższe, niż nasze 80,5%.
Na koniec liczby odłóżmy jednak na bok. I wróćmy do wspomnień. Bo liczy się jednak przede wszystkim nie to, ilu było fanów czy ile procent krzesełek na stadionach zdołali zapełnić, ale to, jaką atmosferę udało im się stworzyć. A ta była po prostu magiczna. Dzięki znakomitej zabawie kultywowanej zarówno na stadionach, jak i przed nimi można było poczuć tę najprostszą i najpiękniejszą radość z piłki nożnej i cofnąć się nieco w czasie. Odczucia towarzyszące postronnym kibicom mogły bowiem bardzo przypomnieć te, jakie towarzyszyły im również podczas „dorosłego” Euro 2012. Polska i Polacy jeszcze raz pokazali, że może nie są na tyle zdolni, aby być mistrzami Europy U-21 w piłce nożnej, ale na pewno są na tyle zdolni, aby być mistrzami świata w organizowaniu imprez sportowych.