Besnik Hasi powtarza scenariusz z Legii i szuka nowej pracy

Besnik Hasi (fot. Olympiacos.org)

Jeśli jakiś schemat się sprawdza, to nikt go nie zmienia. Prawdopodobnie do takiego wniosku doszedł Besnik Hasi, który zdążył zadebiutować z Olympiakosem w Lidze Mistrzów i chwilę później wyleciał z pracy. Wypisz wymaluj Albańczyk przeniósł standardy z Warszawy do Pireusu, a wszystko po głupio przegranych derbach z AEK-iem.

Na Łazienkowskiej do dzisiaj na hasło „Besnik Hasi” lub „trener z Albanii” dostają odruchu wymiotnego. Niby wprowadził ich do Ligi Mistrzów, ale wszystkich dookoła siebie zraził i odszedł w niełasce po fatalnym starcie w lidze i katastrofalnym debiucie przeciwko Borussii 0:6. W Olympiakosie scenariusz się powtarza, mimo że trudno obie ekipy porównać w skali 1:1, to jednak podobieństw jest mnóstwo.

  • Słaby start w lidze – W Legii zdobył dziewięć punktów w dziewięciu meczach i aż cztery spotkania przegrał. W Olympiakosie osiem punktów w pięciu meczach, a więc już siedem punktów zgubionych. Niby nie dużo i początek sezonu, ale patrząc na sezon 2013/2014, gdy Olympiakos przez 34 kolejki zgubił 16 oczek, a w rozgrywkach 2015/2016 wygrał 28 z 30 meczów!
  • Kłopoty z awansem do LM – tutaj lepiej poszło mu w barwach greckiego klubu, bo i rywale trudniejsi. Ale trochę musiał się namęczyć z mistrzami Serbii i Chorwacji – Rijeką i Partizanem. Mimo wszystko lepiej to wygląda niż męczarnie z Trencinem czy Dundalk.
  • Słaba inauguracja w LM – wynik może nieco zamazywać wszystko, ale Sporting w Pireusie prowadził już 3:0 do przerwy, a i tak był to najniższy wymiar kary. Później lizbońskie „Lwy” trochę przystopowały, no i przede wszystkim wejście i dwa gole Felipe Pardo zmieniły optykę na końcowy wynik. Tutaj Albańczyk miał szczęście, bo po 45 minutach był w połowie drogi do powtórzenia 0:6 z Borussią.

W Grecji wytrwał dziesięć meczów, a więc o sześć mniej niż w Polsce, ale powiedzmy sobie też, że w obu klubach są nieco inne wymagania. O ile Legia w ostatnich latach awansowała do roli hegemona ligowego, bo tak można nazwać cztery z pięciu ostatnich mistrzostw. Ale powiedzmy sobie szczerze, to jest nowość, bo przez ostatnich 21 lat tych tytułów mistrzowskich było łącznie sześć, a gdy porównamy to z… 19 sztukami po stronie Olympiakosu, to mówimy o innej skali, zwłaszcza że w obecnych rozgrywkach walczy o ósmy tytuł z rzędu! Na kilkanaście ostatnich sezonów wygrał niemal wszystko, co było do wygrania w kraju. Panathinaikos już właściwie tylko historycznie jest ich rywalem, bo „Koniczynki” mocno spadły. Olympiakos może przegrać jedynie z samym sobą. Mowa zresztą o ekipie, która wydała przed tym sezonem na transfery prawie 23 miliony euro, czyli więcej niż wszystkie pozostałe klubu greckiej SuperLigi, a dla porównania – drugi w tym aspekcie PAOK wydał nieco ponad pięć milionów.

Dlatego początek, w którym stracił już siedem punktów, musiał się skończyć zwolnieniem. Właściwie tylko w jednym przypadku można powiedzieć, że zrobił swoje, gdy ograł na inaugurację Larisse 4:1. Potem wygrana 1:0 z Lamią po golu z karnego, dwa remisy z Xanthi i Asterasem Tripolis – uratowany w 93. minucie – i przegrane derby na Stadionie Olimpijskim. Prowadził 2:0 do 64. minuty, ale AEK potrafił się podnieść i ich pokonać! Trzy mecze bez wygranej do dużo do Olympiakosu i już drugi raz w tym roku kalendarzowym. Co ciekawe, ostatni raz taka seria, a nawet dłuższa – pięć meczów łącznie – miała miejsce w 2010 roku!

Dopełnił złego w Lidze Mistrzów, w której przegrał 2:3 ze Sportingiem i niemal zamknął sobie drogę do wiosennej edycji pucharów. Oczywiście, jeszcze pięć meczów, ale cztery z nich to starcia z Juventusem i Barceloną, w których punktów nikt się nie spodziewa, a będzie trzeba też odrobić straty w Portugalii. Tyle że to już z nowym trenerem, bo Hasi musi sobie szukać nowej pracy, a Vadis Odjidja-Ofoe po raz drugi traci swojego „patrona” i to akurat wtedy, gdy VOO strzelił swojego pierwszego ligowego gola…

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka
+ do 400 zł bonusu!