Borussia Dortmund to klub fenomen. Niemal każde letnie okno transferowe kończy się utratą któregoś z kluczowych piłkarzy w drużynie, a mimo to, zawsze spadają na cztery łapy. Tego lata drużyna została wybitnie osłabiona, a i tak nie mówi się, że kolejny sezon będzie w ich wykonaniu bardzo słaby. Jak oni to robią?
Jeszcze pół roku temu mówiło się, że Borussia nie pozwoli sobie na sprzedaż trzech kluczowych zawodników w jednym oknie transferowym. Mamy 19 lipca 2016 r. i już potwierdzono odejście Matsa Hummelsa, Ilkaya Gündoğana i Henrikha Mkhitaryana. Z jednej strony gigantyczne osłabienie, z drugiej – potężny zastrzyk gotówki. Klub z Dortmundu zarobił na wspomnianej trójce ponad 100 milionów euro. Na każdym z nich Borussii udało się zarobić całkiem niezłą sumkę; Hummels przychodził do BVB za 4.2 miliona euro, a odszedł za 38 milionów euro. Mkhitaryana sprowadzono za 27.5 miliona euro, a sprzedano za 42 miliony euro. I w końcu Gündoğan – przyszedł za 5.5 miliona euro, a odszedł za 27 milionów euro. Wygląda to całkiem przyzwoicie.
W Dortmundzie ani trener, ani zarząd nie mieli za wiele do powiedzenia. Każdemu z wyżej wymienionej trójki do końca kontraktu pozostawał rok. Owszem, klub mógł nie zgodzić się na transfer, tak jak było to w przypadku Roberta Lewandowskiego. W przyszłym roku każdy z nich odszedłby za darmo, przez co ponad sto baniek przeleciałoby klubowi koło nosa. Jaka była odpowiedź Borussii? Mądre, przemyślane, acz ryzykowne transfery. Tuchel zdecydował się uzupełnić skład młodymi, jednak bardzo zdolnymi zawodnikami, którzy pod jego wodzą mogą wskoczyć na jeszcze wyższy poziom.
„Zdecydowaliśmy się ściągnąć młodych zawodników. Już nie myślimy o tym, co mamy; chcemy stworzyć coś całkowicie nowego. Droga, którą obraliśmy, jest ryzykowna, jednak czasami ryzyko popłaca.” – w ten sposób tłumaczy obraną strategię Thomas Tuchel, trener aktualnego wicemistrza Niemiec.
Bardzo szybko potwierdzono transfer Ousmane Dembélé, o którego zabijało się pół Europy. Rocznik 1997, młoda gwiazda ligi francuskiej. Za napastnika trzeba było zapłacić 15 milionów euro, jednak nikt nie wyobraża sobie, by miał w Borussii nie odpalić. A co, jeśli odpali? Wówczas kwota 15 milionów wyda się wszystkim śmieszna i klub niemal na pewno zarobi na nim drugie tyle. Z Bayernu Monachium sprowadzono Sebastiana Rode, który pod wodzą Tuchela może rozwinąć skrzydła. Cena? Bez szału, 12 milionów euro. Na lewą obronę sprowadzono Raphaëla Guerreiro, również za 12 milionów. Te transfery pokazują, że mają doskonale przeczesany rynek francuski i całkiem niezłe kontakty z agentami zawodników. Zaciąg z Ligue 1 wygląda nieźle, a biorąc pod uwagę to, jakim zawodnikiem w Bundeslidze stał się Aubameyang – skądinąd również sprowadzony z ligi francuskiej – strach się bać, co będzie tym razem.
To nie koniec wzmocnień dortmundczyków. Z Barcelony sprowadzono Marca Bartrę i o ile transfery obrońców rządzą się swoimi prawami, tak prywatnie mam przeczucie, że jest to strzał w dziesiątkę. 25-letni obrońca, to młody, ale już ograny zawodnik. W poprzednim sezonie w hiszpańskiej lidze Bartra wygrał 14 z 21 pojedynków główkowych. Nieźle gra w powietrzu i, co ciekawe, jego agentem jest Carles Puyol. Jeśli legendarny obrońca Barcelony daje Markowi indywidualne lekcje bronienia, możemy być pewni, że śledząc Borussię w nadchodzącym sezonie, będziemy świadkami rozwoju wielkiego defensora. Obecny klub Łukasza Piszczka pozyskał jeszcze dwóch bardzo młodych zawodników z myślą o przyszłości. To Emre Mor i Mikel Merino.
Borussia pracuje także nad transferami Mario Götze i André Schürrle. To zawodnicy z nazwiskami, jednak na tę chwilę nie gwarantują wysokiego poziomu. Historia Mario jest wszystkim znana – w przeszłości czarował już kibiców na Signal Iduna Park, jednak kiedy potwierdzono jego transfer do Bayernu, kibice żółto-czarnych wręcz go znienawidzili. Jego pobyt w Monachium do udanych nie należał. Nie spełnił pokładanych w nim nadziei i wraca do Dortmundu, by odbudować swoją markę. Nie on jeden przeszedł podobną historię. Odejście z Borussii nie wyszło na dobre Sahinowi i Kagawie. Pierwszy nie poradził sobie w Realu Madryt, a drugi nie dał rady przekonać do siebie samego Alexa Fergusona. Szkocki menadżer „Czerwonych Diabłów” bardzo zabiegał o pozyskanie Japończyka, jednak ten nie sprostał realiom gry w lidze angielskiej. Z Schürrle sytuacja jest trochę inna. Przed transferem do Chelsea, młody skrzydłowy był wielką nadzieją niemieckiej piłki. Jego pobyt w Londynie nie wyglądał jednak tak, jak sobie to wyobrażał. Wrócił do Niemiec, gdzie wciąż jest zawodnikiem Wolfsburga. Po powrocie do kraju to już nie był ten sam André i Borussia, sprowadzając go za ponad 30 milionów euro, ryzykuje naprawdę sporo.
Kibice piłkarscy to swego rodzaju romantycy. Wierzą w przywiązanie piłkarzy do klubów, nie potrafiąc wyobrazić sobie, że dla nich to po prostu praca. Ci fani, którzy obok piłki nożnej wyznają pewne wartości, takie jak wierność, przywiązanie i miłość do jednego klubu, często są skazani na cierpienie. Wybitnie ranieni w tej kwestii są fani Borussii Dortmund, którym silniejszy, bogatszy, bardziej utytułowany rywal – Bayern Monachium – skupuje najważniejszych graczy. W 2013 r., do Bayernu uciekł Mario Götze. Rok później podobnie robi Robert Lewandowski. W tym roku, wybitnie nieprzyjemny numer wyciął swoim kibicom Matts Hummels, którego z miejsca znienawidzono. Czy słusznie? Dziś piłka nożna to biznes, nic poza tym. Zawodnicy najpierw patrzą na swój stan konta, później na możliwość zdobywania trofeów, a jeśli w tych dwóch kwestiach wszystko się zgadza, wówczas mogą czarować fanów pięknymi słowami o przywiązaniu do barw klubowych. Taki zawód. Pech Borussii, że Bayern jest w Niemczech bezkonkurencyjny pod każdym względem; jest bogatszy, gwarantuje trofea, a na ławce trenerskiej zasiadają najlepsi. Dla piłkarzy to klub wymarzony. Hans Joachim Watzke słusznie zauważył: „Ojciec, matka i brat Matsa żyją w Monachium. Jego dziewczyna pochodzi z Monachium, on także. Wszystko składa się w jedną całość.”
Pocieszające dla kibiców BVB jest to, że tam naprawdę znają się na piłce nożnej. Kontraktowani piłkarze nie są przypadkowi, na ławce trenerskiej zasiada osoba, która świetnie zna się na swoim fachu, a przy okazji finanse klubu wyglądają całkiem przyzwoicie, co kilkanaście lat temu nie było takie oczywiste.
Osobiście, będąc po prostu kibicem piłki nożnej, czerpię czystą przyjemność z oglądania żółto-czarnych, z widowiskowego stylu gry, jaki prezentują. Możliwość oglądania ambitnych zawodników, którzy wciąż się rozwijają, którzy od Dortmundu otrzymali szansę wskoczenia na jeszcze wyższy poziom, by ostatecznie móc trafić do klubu z absolutnego topu, sprawia mi po prostu radość. A najpiękniejsze w tym wszystkim jest właśnie to, że kiedy wydaje ci się, że po odejściu kolejnych znakomitych zawodników Borussia znów sprzeciętnieje, ona wywija numer i utrzymuje swój wysoki poziom. Czy i tym razem dortmundczykom uda się wyjść z tej niekomfortowej sytuacji, w postaci odejścia trzech kluczowych piłkarzy? Zobaczymy. Jedno jest pewne – w zbliżającym się sezonie warto bliżej przyglądać się ich sytuacji.