Mimo braku spotkań reprezentacji, w ostatnich tygodniach Jerzy Brzęczek był dość popularnym tematem rozmów kibiców polskiej kadry. Wszystko za sprawą filmu „Niekochani” oraz podpisania nowego kontraktu. Jak na te dyskusje zareagował sam zainteresowany?
Podzielone opinie ws. Brzęczka
Selekcjoner ma w naszym kraju zawsze podzieloną opinię. Dla jednych liczą się wyniki i Brzęczek powinien otrzymać szansę na przyszłorocznym EURO, zaś inni mają kompletnie odmienne zdanie. Prawda zawsze leży gdzieś pośrodku, a opinia na temat trenera zmieniała się w ostatnich miesiącach. Także za pomocą filmu „Niekochani”, który w pierwszym odcinku pokazał trenera z chaotycznej strony, aby w finalnym epizodzie wszystko zmienić o 180 stopni. W wywiadzie z „Łączy nas piłka” wypowiedział się o tym sam selekcjoner.
– Serial pokazuje okres, jaki razem przeszliśmy. Widzimy w nim rozwój drużyny i sztabu szkoleniowego. Pokazaliśmy szatnię, treningi, odprawy. Także problemy, z którymi musieliśmy się zmierzyć, zwłaszcza na początku. Zależało nam na przedstawieniu kibicom tego, co było prawdziwe. Bez żadnego upiększania, wycinania. Opublikowano fajny materiał, by pokazać ludziom, którzy nie byli w szatni piłkarskiej, jak to wszystko funkcjonuje i jakie są emocje. Nie zawsze jest miło, nie zawsze są uśmiechy. Pojawiają się również sytuacje krytyczne, w których należy podejmować decyzje i odpowiednio reagować. Powiem tylko, że w serialu nie pokazano kilku uwag taktycznych, które mogą przydać się w przyszłości. Zachowaliśmy jednak realną ocenę, co można pokazać, a co nie.
Gdyby nie pandemia koronawirusa, aktualnie przeżywalibyśmy przygotowania do mistrzostw Europy. Tymczasem przełożenie turnieju na kolejny rok sprawiło, że Brzęczek ma więcej czasu na sprawdzenia nowych nazwisk. Kibice domagają się przede wszystkim obecności w zespole Michała Karbownika. Pojawił się także temat Mateusza Wieteski.
– Jeśli chodzi o Wieteskę, cały czas jest przez nas obserwowany. Nie otrzymał jeszcze powołania, ale znajduje się w kręgu zainteresowań sztabu szkoleniowego. Michał Karbownik natomiast imponował w ostatnich miesiącach rozwojem. Gdyby doszło do meczów marcowych, zostałby powołany do reprezentacji Polski. Powiem więcej, chciałem nawet dać mu szansę gry w pierwszym składzie w meczu z Ukrainą. Taki był plan, żeby sprawdzić jego predyspozycje.
Posada aż po mundial?
Kilka dni temu 49-latek podpisał nową umowę, która gwarantuje mu pracę do końca EURO. W kontrakcie widnieje jednak zapis, że może zostać ona przedłużona aż do końca mundialu w 2022 roku, co jest zależne od nowego prezesa PZPN.
– To normalna sprawa, że w kwestii przedłużenia umowy selekcjonera zawsze pojawiają się znaki zapytania. Wcześniej rozmawiałem z prezesem Zbigniewem Bońkiem o kontrakcie i były wstępne ustalenia, co będzie, ale koronawirus wiele rzeczy odłożył w czasie. Obie strony wywiązały się ze swoich obowiązków. Mnie, jako trenerowi, udało się doprowadzić drużynę narodową na mistrzostwa Europy, ale podchodzę do tego z wielką pokorą, bo wiem, że tę reprezentację nadal trzeba rozwijać. Przez ostatnie mecze eliminacyjne pojawiały się głosy, że styl nie jest zadowalający. Zdajemy sobie z tego sprawę i wiemy, że są elementy do poprawy. Było jednak widać, że podczas eliminacji nasza kadra rozwijała się, rosła w siłę. Pokazywały to mecze już w Lidze Narodów, mimo że nie wygrywaliśmy. Były dla mnie momenty bardzo ważne w budowaniu tej drużyny i utwierdzały mnie w przekonaniu, że idziemy dobrą drogą. Tworzenie zespołu ma też trudne momenty i każdy trener musi się z nimi zmierzyć, żeby wyciągnąć odpowiednie wnioski. Uważam, że z połączenia drużyny i sztabu szkoleniowego powstała ciekawa ekipa.