Być jak Eintracht. Nawet Bayern o takiej sytuacji może tylko pomarzyć

19 maja 2018 roku, Berlin. W swoim ostatnim meczu na ławce Eintrachtu Frankfurt Niko Kovac pokonuje swojego przyszłego pracodawcę – potężny Bayern. Co to zwiastowało? – Wielu kibiców, a nawet ekspertów, widziało oczami wyobraźni Bawarczyków wielkich, mocnych, dominujących, w końcu walczących w Europie o najwyższe cele. Z drugiej strony był Eintracht, dla którego odejście Kovaca, potem Boatenga, wydawało się małym końcem świata.

Od tamtego dnia minęło już ponad pół roku i wszystko to, co zakładaliśmy, trzeba wyrzucić w niepamięć. Bayern po niezłym początku zawiesił się na tyle, że coraz głośniej zaczęto zastanawiać się, czy Kovac powinien zostać, czy może jednak już za bardzo „przegiął”. Niezrozumienie z zawodnikami, kontuzje, „maniany” w zarządzie i przede wszystkim słabe wyniki. To nawet nie tak, że Bayern jest przerażająco słaby. W derbach z liderem tabeli – Borussią Dortmund – Lewandowski i spółka przez większość spotkania wydawali się mieć wszystko pod kontrolą, tworzyli dobre okazje. Podobnie było w ostatniej kolejce i remisie 3:3 z Fortuną Dusseldorf. Tam polski napastnik miał w 89. minucie doskonałą okazję na bramkę na 4:2, chybił, a rywale w samej końcówce wyrównali. Mowa jednak o Bayernie, który nie może pozwalać sobie na takie wpadki. Przed trenerem i zarządem dużo, dużo, dużo pracy.

Kliknij i odbierz zakład bez ryzyka 110 zł + 10 zł na START + 400 zł od depozytu!

A co słychać we Frankfurcie? Nie – po odejściu Kovaca nie przepadli w otchłani nicości. Nie płaczą za trenerem, który wciągnął ich drużynę na wyższy poziom. Eintracht jest wiceliderem Bundesligi, na 11 ostatnich meczów zgubił tylko dwa punkty, z bilansem bramkowym 32-8, ma w składzie liderów klasyfikacji strzelców i asyst Bundesligi, zapewnił sobie fazę pucharową w Lidze Europy. Całkiem nieźle, prawda?

Patrząc na ogólny zarys, taka sytuacja powinna być w Bayernie. Wygrywany mecz za meczem, Lewandowski na czele strzelców, James (lub ktoś inny) notujący asystę za asystą. To pokazuje jak kapitalną robotę wykonują „ważne głowy” we Frankfurcie, czyli Fischer, Bobic i Hubner. Po Kovacu drużynę powierzyli Adiemu Hutterowi, zbierającemu wcześniej szlify w rodzinnej Austrii. „Kto nie ryzykuje, nie pije szampana” – tak jest również w tym przypadku. Odważne ustawienie 3-4-1-2 i przede wszystkim KA-PI-TAL-NE trio z przodu – Rebić grający za Joviciem (lider strzelców) i Hallerem (lider asystentów).

Eintracht jest przykładem na to, że nie potrzeba światowych gwiazd po to, by z takowymi godnie rywalizować. Zupełnie inaczej niż w Bayernie, w którym wydaje się, że niektóre „gwiazdeczki” uważają się za najlepsze, mądrzejsze od trenera, a na murawie zawodzą co chwilę. Na koniec ciekawostka o trenerze Eintrachtu: ludzie mówią mu „Adi”, by uniknąć niezręcznej atmosfery, która mogłaby czasem wyniknąć po usłyszeniu soczystego „Adolf Hutter”. Pewien kibic drużyny pokusił się nawet o wiadome odniesienie, pisząc: „Nazwisko: Adolf H. Pochodzenie: Austria. Cel: Podbić Europę”. Patrząc na grę jego podopiecznych życzymy mu tego z całego serca – w końcu w tym wypadku na szczęście chodzi o sport.

Kliknij i odbierz zakład bez ryzyka 110 zł + 10 zł na START + 400 zł od depozytu!

Komentarze

komentarzy