Wznowienie Bundesligi miało gorzki posmak dla Krzysztofa Piątka. Polak pojawił się na boisku zaledwie na kilkanaście minut, co kibice odebrali za stanowczą wiadomość od Bruno Labbadii. W nadchodzących tygodniach zapewne dostaniemy więcej informacji na temat przyszłości najdroższego zawodnika Herthy. Póki co nie wyglądają one najlepiej.
Każdy menedżer na świecie posiada zawodników, których wyjątkowo darzy sympatią. Na światowym poziomie swoich ulubieńców wielokrotnie sprowadzał do nowej drużyny Jose Mourinho, Pep Guardiola, Antonio Conte, czy chociażby Harry Redknapp, który aż trzykrotnie nakłonił właścicieli klubu do zakupu Niko Kranjcara. Labbadia być może nie robił tego w swojej karierze w tak ostentacyjny sposób, ale patrząc na jego trenerską karierę można znaleźć przede wszystkim jednego ulubieńca.
Piątek walczy z ulubieńcem Labbadii
Na niekorzyść Piątka przemawia fakt, że mowa niestety o napastniku. Vedad Ibisević ma za sobą naprawdę szaloną karierę. W wieku 17 lat przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, skąd jakiś czas później trafił do PSG – i to wcale nie mamy tutaj na myśli klubu przejętego przez katarskich szejków. Na kilka lat przed zmianą właściciela Ibisević rozegrał dla ekipy z Parc de Princes 6 spotkań. Patrząc jednak na kadrę zespołu i obecność w niej Pedro Paulety – nie jesteśmy oczywiście tymi liczbami zaskoczeni.
Po krótkiej przygodzie w stolicy Francji, czternaście lat temu Bośniak trafił do Bundesligi i z miesiąca na miesiąc zyskiwał swoich zwolenników. Jednym z nich był właśnie obecny szkoleniowiec Herthy. Podczas zimowego okienka w 2012 roku zawodnik trafił do Stuttgartu i momentalnie odnalazł wspólny język ze swoim trenerem. Podczas rundy wiosennej trafił 8 bramek i zanotował 7 asyst. Wówczas Labbadia preferował ustawienie z jednym napastnikiem, ale na skrzydłach posiadał równie skutecznego Martina Harnika, który w dwa i pół sezonu wpakował prawie 40 goli, dokładając do tego podobną liczbę asyst.
Dlaczego jest to takie ciekawe w kontekście Piątka? Podstawowym snajperem Stuttgartu byli wówczas Pavel Pogrebniak oraz Cacau. Ten pierwszy zasilił Stuttgart po dobrych kilku latach w Zenicie, a reprezentant Niemiec miał za sobą siódmy sezon gry w klubie. Mimo to obaj nie potrafili odpalić u Labbadii. Niemiec szybko zaczął szukać rozwiązań i zmieniał pozycje dla Cacau, lecz to także nie zdało egzaminu. Między innymi dlatego Ibisević dość szybko został pierwszym snajperem i pozostał nim aż do zmiany menedżera w 2013 roku.
Następna praca i kolejny zawód
Podczas kolejnej pracy w Hamburgu, niemiecki szkoleniowiec miał do dyspozycji Ivice Olicia, Artjomsa Rudnevsa oraz Pierre-Michela Lassoge. Jedynie ten ostatni zbliżył się do dwucyfrowego wyniku bramek w lidze. HSV zakończyło rozgrywki na 10 miejscu, a Bruno ponownie musiał pakować manatki. Nieco lepiej poszło mu w Wolfsburgu, w którym przez rok współpracował z Woutem Weghorstem. Holender trafił do Niemiec z Alkmaar na polecenie trenera i w sezonie trafił 17 bramek. Pozostali piłkarze nie potrafili wykręcić podobnych liczb, a z drużyny dość szybko odszedł także Mario Gomez.
Można odnieść wrażenie, że 54-latek nie do końca potrafi pracować z napastnikami, których posiada w kadrze. Jego najlepsi strzelcy, czyli Ibisević, czy Weghorst, zostali sprowadzeni za jego czasów i potrafił szybko wkomponować ich do zespołu. Jedynym wyjątkiem był Martin Harnik, choć Austriaka należy przyporządkować raczej do roli skrzydłowego aniżeli typowej dziewiątki.
To poniekąd słabe informacje dla Piątka. Historia pokazuje, że Labbadia nie ma skrupułów wobec swoich napastników, nawet jeśli dwa lata wcześniej trafiali bramki w Superpucharze Europy jak Pogrebniak, czy byli klubową legendą jak Cacau. Liczy się to co tu i teraz. A obecnie „PIO” zmaga się z podobnymi problemami jak wspomniani zawodnicy.
Zyska Ibisević?
Na tym wszystkim może wiele zyskać Ibisević. Już pierwszy mecz przeciwko Hoffenheim udowodnił, że Bośniak doskonale zna metody Bruno. Dla 35-latka było to pierwsze trafienie w 2020 roku, ale dość wyjątkowe, ponieważ dzięki temu od 15 lat w każdym roku kalendarzowym zdobywał minimum jedną bramkę na poziomie Bundesligi.
Do tej pory wszystko wskazywało na to, że w czerwcu rosły snajper opuści stolicę Niemiec. W futbolu wszystko potrafi się jednak zmienić z meczu na mecz i obecnie może dojść do takiej sytuacji. Jeszcze na początku maja Vedad na pytanie o swoją przyszłość odparł:
– Jestem zdrowy, dobrze się bawię przy futbolu i nadal mam zamiar kontynuować karierę. Jeśli dostaniesz jako napastnik trenera, który także był łowcą bramek, to taka osoba zawsze ci pomoże – ocenił swojego trenera.
Piątek, czyli nienowoczesny napastnik
Piątek poniekąd nadal jest uznawany za mało nowoczesnego napastnika. Już dawno minął czas na zapotrzebowanie samolubnych snajperów, którzy wyczekują jedynie na okazję. Ta fala nadeszła między innymi w Premier League za sprawą Sergio Aguero, przełamując tym samym stereotyp, że niscy i zwinni napastnicy nie poradzą sobie w tej lidze. Teraz dziewiątka jest także i skrzydłowym oraz dziesiątką. Zapotrzebowanie na mobilnych zawodników w stylu Timo Wernera rośnie. Przy nim tak oldschoolowy napastnik jak Piątek wygląda po prostu blado.
Naturalnie takiego typu zawodnik może się ratować zdobywanymi bramkami. Przez ponad rok wychodziło mu to znakomicie. Jednak taki pogląd mija, jeśli kończy się dana seria. Piątek przez ostatnie pół roku gry w Milanie tylko irytował. Trafił w Serie A tylko 4 bramki (w tym trzy razy z rzutu karnego) i ponownie nie zanotował asysty. Łącznie w ciągu 18 miesięcy rozegrał ponad 4100 minut, ale to nie pozwoliło mu zanotować ostatniego podania do kolegi przy jego trafieniu. Od sezonu 2003/2004 żaden z piłkarzy włoskiej ekstraklasy nie przekroczył bariery 15 bramek podczas jednej kampanii pozostając bez asysty. Piątkowi udało się to wykonać z nawiązką.
Czy zatem Piątka rzeczywiście można nazwać napastnikiem jednowymiarowym? Daleko nam do tego, ponieważ chociażby w Genui czy Milanie strzelał bramki z przeróżnych pozycji – po dośrodkowaniu, po rajdach i ograniu Koulibaly’ego, zza pola karnego, z pola karnego czy z rzutów karnych. Można znaleźć tu pełen arsenał. Jednak często mamy wrażenie, że jego mecze bez bramki są nacechowane samymi negatywnymi odczuciami.
Może duet?
Może zatem Labbadia powinien spróbować duetu w ofensywie, tak jak przeciwko Hoffenheim z Cunhą? Ibisević dzięki swojemu doświadczeniu na pewno pomógłby Piątkowi, który w reprezentacji u boku Roberta Lewandowskiego grał naprawdę dobrze. „El Pistolero” koncentrował się wówczas na grze w polu karnym, podczas gdy napastnik Bayernu przyzwyczaił się nieco do gry jako „dziesiątka”. Blisko 10 lat temu obecny szkoleniowiec Herthy zdecydował się na taki zabieg z Kiesslingiem oraz Helmesem, którzy razem dobyli w duecie 38 bramek podczas jednego sezonu.
Na pierwszy rzut oka styl gry Ibisevicia przeciwko Hoffenheim nie różnił się niczym od Piątka. Bośniak zaliczył dwa kluczowe podania (Piątek średnio w sezonie notuje ich 0,9 na mecz), zaliczył 29 kontaktów z piłką (przy 27 Polaka) i oddał dwa celne strzały (0,5). Oczywiście trudno porównywać wyniki z jednego spotkania do połowy rozegranej rundy. Mimo to od liczb ważniejsze było to, w jaki sposób współpracował z Cunhą. Brazylijczyk rozegrał świetne spotkanie jako tzw. podwieszony napastnik, potwierdzając swoją kreatywność i swobodę poruszania się z piłką.
Wraz z Mittelstaedtem okazali się kluczowymi zawodnikami w tym spotkaniu. Labbadia lubi, kiedy jego obrońcy rozgrywają piłkę od tyłu, dlatego szybkość obu tych graczy okazała się kluczowa. Podczas tych 90 minut można zauważyć, że pierwszym lub drugim podaniem defensorzy lub pomocnicy szukają Ibisevicia, który po przyjęciu piłki bądź wygraniu pojedynku główkowego, uruchamia skrzydłowych. Vedad jest przygotowany do takiego zagrania już od fazy defensywnej, podczas gdy Cunha zbiegał do środka pomocy w momencie obrony swojego zespołu. Dodatkowo Hertha mocno naciskała swoich rywali, a przy pressingu doskonale odnajdywał się właśnie Ibisević.
Zero skrupułów
Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że Piątek będzie miał zatem dwóch rywali do miejsca w składzie. Cunha to jednak zupełnie inny typ gracza, a jego styl przybliża go do pozycji ofensywnego pomocnika bądź skrzydłowego. 20-latek póki co dobrze odnalazł się po transferze i na pewno może pomóc Piątkowi w odzyskaniu swojej skuteczności. Polak w Milanie potrafił współpracować z Paquetą, dlatego mocno liczymy na powtórkę. Tym bardziej, że Ibisević raczej nie będzie w stanie dojechać z grą co trzy dni, więc nasz reprezentant na pewno otrzyma swoją szansę. Pytanie jak ją tylko wykorzysta, ponieważ, co pokazała przeszłość, Labbadia nie zawaha się przed ponownym posadzeniem go na ławce.
A to już ostateczny krok przed kolejną zmianą klubu.