Paka jak za Boruca. Celtic już mistrzem, choć do końca sezonu jeszcze trochę

celtic
(Zdjęcie: The Sun)

Szkocka Premier League to najbardziej przewidywalna liga w Europie. Już przed rozpoczęciem rozgrywek mogliśmy więc w ciemno typować jej mistrza i wychodzi na to, że przewidywania sprawdziłyby się. Celtic właśnie tym mistrzem został, chociaż do końca sezonu jeszcze cztery kolejki. I zrobił to w najlepszym stylu od lat!

Po krótkiej przerwie w karierze trenerskiej do Glasgow w maju 2016 przyjechał Brendan Rodgers. Ten sam, który nie udźwignął presji związanej z prowadzeniem Liverpoolu. Irlandczyk z Ulsteru otrzymał tym razem pracę na łatwiejszym terenie i w zespole, który po degradacji Rangers trzymał w garści całą szkocką piłkę.

Rodgers miał przynajmniej utrzymać to, co w Glasgow zbudował Ronny Deila, ale włodarze nie obraziliby się na lepszy wynik, zwłaszcza w Lidze Mistrzów. Celtic przecież przez ostatnie pięć lat rok w rok zostawał mistrzem Szkocji, innej możliwości włodarze nawet nie chcieli sobie wyobrażać. Klub wyraził więc zgodę, żeby Rodgers wzmocnił zespół kilkoma zawodnikami. Znając ligę angielską, były szkoleniowiec m.in. Swansea ściągnął do Glasgow sześciu piłkarzy mających stanowić o sile nowych „The Bhoys”. Najdroższy, kosztujący 3,5 miliona funtów, był Scott Sinclair, czyli człowiek Rodgersowi bardzo dobrze znany z czasów wspólnej pracy w Swansea. Ponadto przyszli też Kolo Toure, Cristian Gamboa, Eboue Kouassi i Moussa Dembele. Jak się okazało, były to realne wzmocnienia.

Na przestrzeni całego sezonu Celtic nie poniósł ani jednej porażki, a tylko dwa razy zremisował. Dzięki temu po 30 kolejkach ma aż 86 punktów, wyprzedzając drugie Aberdeen. Ostatni mecz z Hearts, wygrany 5:0, pozwolił więc cieszyć się z mistrzostwa kraju na prawie miesiąc przed końcem rozgrywek! Nie było takiego momentu, w którym Celtic musiałby się poważniej obawiać o ten tytuł, notabene szósty z rzędu. Aż chce się powiedzieć, chleb powszedni, jak oni mogą się jeszcze z tego cieszyć. Oczywiście to z przymrużeniem oka, bo nowa generacja jak najbardziej na takie chwile zasłużyła.

Celtic
Celtic na cztery kolejki przed końcem sezonu oficjalnie przypieczętował zdobycie mistrzostwa Szkocji (Tabela: Spfl.co.uk)

Kto świecił najjaśniej w szeregach „The Bhoys”? Trudno jednoznacznie stwierdzić, bo takich gwiazd jest kilka. Przede wszystkim Moussa Dembele, którym już od kilku miesięcy zachwyca się pół Europy i który zapewne w Glasgow za długo nie pomieszka. 20-letni Francuz jest wiceliderem tabeli strzelców tylko dlatego, że w ostatnim spotkaniu nie mógł zagrać, a pod jego nieobecność hat-trickiem popisał się wspomniany Sinclair. Ten z kolei po nieudanych przygodach w Anglii potrzebował odrodzenia i śmiało można uznać, że mu się udało. Pewnym punktem w obronie był Erik Sviatchenko, Norweg ukraińskiego pochodzenia. Właśnie ci zawodnicy mogą już latem zamienić Szkocję na mocniejszy piłkarsko kraj.

Celtic po prostu zmiażdżył konkurencję. Wszyscy są tam teraz niezwykle pewni siebie, ale Brendan Rodgers, mówiąc, że jego zespół byłby w TOP6 Premier League, trochę przesadził. Owszem, zbudował tam solidną ekipę, która już może myśleć o wyzwaniach na kolejny sezon, ale jest jeszcze co poprawiać. Choćby pozycję w europejskich pucharach, bo tam przecież tak kolorowo nie było. Bardziej więc niż nad zdobyciem tytułu możemy się rozpływać nad postawą poszczególnych piłkarzy Rodgersa. Tylko co będzie z tym klubem, kiedy znów możniejsi zabiorą mu najlepszych?

Teraz jednak nikt o tym nie myśli, bo do rozegrania jeszcze cztery mecze w lidze. Mecze, w których Celtic będzie grał z jeszcze większym luzem niż dotychczas. Po katolickiej stronie Glasgow powstała paka, jakiej nie było tam od lat. Konkretnie od tych, kiedy w bramce stał Artur Boruc.