Hattrick, przełamanie bariery stu goli w Serie A – zdawać by się mogło, że to przepis na idealny ostatni mecz w karierze. Niestety, ale po ostatnim gwizdku na Delle Alpi w Turynie Oliver Bierhoff nie mógł być w pełni zadowolony. Jego Chievo remisowało na minuty przed końcem z przygotowującym się do finału Ligi Mistrzów Juventusem 3:3. Punkt, który dawał „Gialloblu” miejsce w Pucharze UEFA, odebrał im, zapomniany przez historię, Cristian Zenoni.
Przed i po – wszystko ważniejsze od Chievo
Juventus w sezonie 2002/2003 grał bodaj najbardziej efektowną piłkę w Europie, a już na pewno nie miał sobie równych w Serie A. „Bianconeri” zapewnili sobie scudetto dwa tygodnie przed końcem ligi, gdy stracili wprawdzie przed własną publicznością punkty z Perugią (2:2), ale podobnie stało się z goniącym ich Interem (1:1 z Parmą). Tym samym na dwie kolejki przed końcem „Stara Dama” miała osiem punktów przewagi nad „Nerazzurrimi”, mogła cieszyć się z 27. mistrzostwa Włoch i przygotowywać do rewanżowego starcia półfinału Ligi Mistrzów z Realem w Turynie. Mecz ten przeszedł zresztą do historii – podopieczni Marcello Lippiego pokonali obrońców tytułu 3:1, odrobili straty z Madrytu (gdzie skończyło się 1:2) i zameldowali się w finale elitarnych rozgrywek.
W wielkim finale turyńczycy mieli spotkać się z inną włoską ekipą – Milan pokonał w drugim półfinale Inter i „magiczna noc” w Manchesterze miała stać się faktem. Nim jednak do tego doszło, trzeba było dograć do końca ligę. W przedostatniej kolejce „Stara Dama” poległa 1:2 z walczącą o utrzymanie Regginą, co oczywiście nie miało większego znaczenia – wszak scudetto już było w Turynie.
Niemniej przed meczem z Chievo na finiszu rozgrywek wszyscy wiedzieli, że dobrze byłoby pożegnać się należycie z sezonem Serie A i Delle Alpi. Na cztery dni przed najważniejszym meczem 2003 roku, w sobotnie popołudnie liczyć miało się tylko zwycięstwo, a szansę na wykazanie się dostali dublerzy. Podobnie zresztą było w Milanie, który jednak wciąż walczył o utrzymanie się na ligowym podium. Najważniejsza była jednak, jak już było wspomniane, „magiczna noc”, jak ochrzciła finał Ligi Mistrzów „La Gazzetta dello Sport”:
Pani sędzina, Srebrna piłka Ferrary i 1:0
24 maja na Delle Alpi zameldowało się ponad 39 tysięcy kibiców, by pożegnać drużynę w ostatnim domowym meczu sezonu. Chievo ówcześnie grało bodaj najlepszą piłkę w historii – w poprzednim sezonie „Latające Osły” zajęły najwyższe w dziejach, piąte miejsce w tabeli i awansowali do europejskich pucharów. W tym były na najlepszej drodze do powtórzenia sukcesu, wystarczał im remis z „Juve”, by nawet w przypadku zwycięstwa Udinese nad Lazio zająć szóstą, ostatnią premiowaną pozycję w tabeli.
Wydawało się, że wydarcie punktu na poły rezerwowemu Juventusowi jest w zasięgu podopiecznych Delneriego. Mówimy o ekipie, która wydarła trzy punkty Lazio na Stadio Olimpico, pokonała u siebie Milan i Inter (3:2 i 2:1) – mówimy o absolutnej europejskiej czołówce. Dlatego też rozluźniona i skupiona już na zdecydowanie ważniejszym starciu we środę „Stara Dama” nie mogła być pewna swego.
Piłkarzy na boisko punkt 15:00 wyprowadził pan Tiziano Pieri, jednak to nie on zapisał się w historii włoskiej piłki, ale jeden z jego asystentów, a dokładniej asystentka, Cristina Cini, która po kilku meczach w roli głównego arbitra Serie B otrzymała szansę na bycie liniowym w elicie. Ta sama, która cztery lata później została pierwszą kobietą-asystentem podczas eliminacji Ligi Mistrzów (BATE-Steaua). Z trybun poczynania kolegów oglądał natomiast Pavel Nedved. Dla Czecha sezon już się skończył – faul w rewanżu z Realem na Zidanie wykluczył go z kluczowego starcia, ale nie pozbawił późniejszej Złotej Piłki.
Bardzo szybko po pierwszym gwizdku Chievo pokazało, że zrobi wszystko, by z Turynu wywieźć komplet punktów i nie oglądać się na zupełnie nikogo. W jednej z pierwszej akcji Ciro Ferrara musiał posiłkować się faulem na młodym Sergio Pellissierze tuż przed własną „szesnastką”. Zagrożenia po stałym fragmencie gry nie było, jednak znamiennym pozostaje fakt, iż obrońca „Juve” tuż przed pierwszym gwizdkiem otrzymał Srebrną Piłkę – nagrodę przyznawaną za czystą grę i ogólnie pojmowaną postawę fair-play.
To nie było jedne ostrzeżenie, które turyńczycy otrzymali od gości. Na lewym skrzydle dobrą wrzutką popisał się Daniele Franceschini i tylko słupek uratował Juventus po uderzeniu głową długowłosego Pellissiera. Były to jednak złe miłego początki, bo do roboty w końcu wzięła się drużyna miejscowa – Pessotto odegrał ze skrzydła do środka, gdzie Ruben Olivera klepką uruchomił Marcelo Zalayetę. Urugwajczyk zapamiętany w Turynie przede wszystkim dzięki zwycięskiemu trafieniu w dogrywce ćwierćfinałowego starcia LM z Barceloną pociągnął na bramkę i huknął nie do obrony zza pola karnego.
Chwilę później miękko w pole karne zagrał Lilian Thuram, a będąc tyłem do bramki, głową bramkarza zaskoczyć próbował Marco Di Vaio. Piłka obija spojenie słupka z poprzeczką i wychodzi w pole. Choć do końca pierwszej połowy obaj bramkarze mieli jeszcze co robić, to utrzymało się minimalne prowadzenie miejscowych. Było więc pewne, że Chievo będzie chciało odrobić straty. W końcu znali wyniki z Udine i Empoli – Parma prowadziła 1:0 po golu Mutu, a Udinese wprawdzie bezbramkowo remisowało, ale sytuacja była dla „Gialloblu” co najmniej niebezpieczna.
Bierhoff-show i ostatnio słowo Zenoniego
Dlatego też goście nie zwalniali tempa i tuż po zmianie stron Corini posłał piłkę do Pellissiera między obrońców, napastnik zwiódł dwóch piłkarzy „Juve”, jednak uderzył wprost w Chimentiego, który przez pierwszą godzinę spotkania urósł w oczach dziennikarza „La Stampy”, Marco Ansaldo do miana Supermana.
W 57. minucie to jednak „Juve” ponownie cieszyło się z gola – Di Vaio złamał do środka i doskonale, na czubek buta wrzucił piłkę do Marcelo Zalayety, a ten przyjął i huknął z siedmiu metrów w okienko po krótkim słupku. Marco Ambrosio był bezradny.
Podobnie jak jego vis a vis w bramce miejscowych pięć minut później, gdy wprowadzony w przerwie De Franceschi zagrał w „szesnastkę”, a ładnym szczupakiem kontakt dla „Latających Osłów” złapał Oliver Bierhoff. Dla Niemca była to piąta bramka w barwach Chievo, a łącznie (dodając trafienia z Ascoli, Udinese i Milanu) setna na boiskach Serie A.
Radość przyjezdnych nie trwała jednak długo – Birindelli zagrał prostopadłą piłkę zewnętrzną częścią stopy do wychodzącego sam na sam z bramkarzem Trezegueta, ze wślizgiem spóźnił się, podówczas 19-letni, John Mensah (później grający m.in. w Ligue 1 i Premier League) i francuski snajper ze spokojem podwyższył na 3:1.
Wówczas było już bardzo nieciekawie – ze Stadio Friuli dopiero co nadeszły wieści, że David Pizarro dał Udinese prowadzenie z Lazio. Na ten moment Chievo było poza pucharami, a w dodatku kompletną głupotą popisał się tuż przed ostatnim kwadransem doświadczony Lorenzo D’Anna, który wyleciał z boiska za faul taktyczny na Zenonim. Z kłodami rzucanymi przez los pod nogi nie zamierzał się jednak pogodzić Bierhoff. Po kilkudziesięciu sekundach zdołał on wbić piłkę do siatki, gdy najpierw wrzutkę na dalszy słupek zgrał wzdłuż linii bramkowej Perotta, a wślizgiem w tylko sobie znany sposób nie wbił piłki do siatki Pellissier. Na miejscu był jednak 35-letni Niemiec, który sprawił, że zrobiło się tylko 2:3.
Drugą bramkę w osłabieniu „Osiołki” strzeliły w 79. minucie, gdy fenomenalną, długą piłką ze środka boiska popisał się późniejszy trener Chievo, Eugenio Corini. Podanie trafiło do zmiennika, Ivano Della Morte, który zgrał piłkę po koźle do znajdującego się na środku „szesnastki” Bierhoffa. Ten się nie zastanawiał – uderzył bez przyjęcia i trafił do siatki. Niemiecki napastnik cieszył się z hattricka w pożegnalnym meczu, a Chievo na kilka chwil ponownie wróciło do europejskich pucharów.
W ostatnich minutach siły niejako się wyrównały, bo urazu doznał Ruben Olivera, ale nie mógł zostać zastąpiony, bo Marcello Lippi zdążył już wykorzystać wszystkie trzy zmiany. Jednym z tych, którzy pojawili się na murawie, był Gianluca Zambrotta, który z głębi pola odnalazł wychodzącego na wolną pozycję Cristiana Zenoniego. Pomocnik „Juve” przepchnął się z obrońcami Chievo i będąc sam na sam z bramkarzem, nie pomylił się.
Była 87. minuta i cały plan Chievo legł w gruzach. „Gialloblu” nie poddawali się jednak do ostatniego gwizdka arbitra – w tylko sobie znany sposób w doliczonym czasie gry Mesbah trafił wprost w Chimentiego z dwóch metrów, a później z tej samej odległości przestrzelił, dobijając pierwsze uderzenie. Jeszcze mocniej za głowy łapali się tifosi drużyny przyjezdnej po ostatniej szansie w meczu – dokładnie na 11 sekund przed końcem Legrottaglie musiał tylko wbić piłkę do siatki z metra… i przestrzelił.
Gorzki koniec sezonu… dla wszystkich
Przy wygranych Udinese z Lazio (2:1) oraz Parmy nad Empoli, Chievo spadło na siódmą lokatę i pożegnało się z szansami na Puchar UEFA.
W niedzielnym wydaniu „Corriere della Sera” czytaliśmy, że „zupełnie inna (niż w »Juve«, przyp. red.) atmosfera panowała w szatni Chievo. »Gialloblu« nie mogli przestać żałować zmarnowanych szans na wyrównanie”. Ówczesny trener „Osłów”, Luigi Delneri przyznał, że żal mu tak dobrego sezonu:
– Szkoda, że nie awansowaliśmy do Pucharu UEFA, drugi rok z rzędu graliśmy świetny sezon. Moja przyszłość? Zostaję w Weronie.
Słowa dotrzymał, został jeszcze na rok, by później zaliczyć króciutki epizod w FC Porto, a ostatecznie prawie cały sezon 2004/2005 poprowadzić Romę. Do klubu wrócił podczas rozgrywek 2006/2007, ostatnich, w których „Gialloblu” zagrali w europejskich pucharach.
A Juventus? Sezon ligowy zakończył z siedmioma punktami przewagi nad Interem i aż jedenastoma przed Milanem, który również wystawiając kompletne rezerwy w 34. kolejce, poległ z Perugią 2:4 i o mało nie spadł poza podium.
To jednak „Rossoneri” śmiali się ostatni, bo cztery dni później, na wypełnionym po brzegi Old Trafford to właśnie podopieczni Carlo Ancelottiego zdobyli Puchar Mistrzów po konkursie rzutów karnych. Włochy mogły być biało-czarne, ale Europę Dida do spółki z Szewczenką pomalowali na czerwono-czarno.