Czasy szalonej gry Legii w pucharach się skończyły? Najlepszy z możliwych remisów i nadzieje przed rewanżem

legia

Jeśli jesienią Legia przekonała do siebie wielu kibiców lubujących się w szalonych meczach, gdy obrona jest ostatnim zmartwieniem, to teraz powoli może tych fanów tracić. Tyle że efektem zmian w nastawieniu „Wojskowych” jest dużo szczelniejsza defensywa. Dwa kolejne mecze bez straconego gola w pucharach mówią same za siebie, a bezbramkowy remis z Ajaksem nastraja pozytywnie kibiców warszawskiego klubu, wszak do awansu potrzebują „zaledwie” bramkowego remisu w Amsterdamie.

O tym wszystkim nie byłoby mowy, gdyby nie brak technologii goal-line. Po raz kolejny maf… oj, UEFA dostała gigantyczny argument w kierunku technologii. Ósma minuta i Davy Klaasen powinien cieszyć się z gola, ale się nie cieszył…

Marcin Żewłakow usilnie przekonywał, że skoro sędzia bramkowy widział, to widocznie piłka nie przeszła całym obwodem linii, ale nie widział, bo nie miał jak. Arkadiusz Malarz idealnie zasłonił piłkę z tej strony, z której stali bramkowy i liniowy, co przy okazji daje do myślenia, że rozstawienie sędziów po jednej stronie nie jest najlepszym pomysłem, zwłaszcza jeśli są Hiszpanami, tak jak dzisiaj…

Legia grała ostrożnie, przede wszystkim, żeby nie stracić gola i to było widać. Niewiele ofensywnych wejść, co też pomagało gościom, by zamykać gospodarzy jeszcze bardziej. Sygnałem do natarcia dla „Wojskowych” było dopiero wejście na boisko… Michała Kucharczyka. „Kuchy” w ciągu kilkudziesięciu sekund zrobił dużo więcej wiatru na boisku niż Tomas Necid przez niemal godzinę gry. I to właśnie Czech był jednym z największych rozczarowań po stronie Legii, choć ewidentnie nie pasował do gry, którą dzisiaj ekipa Jacka Magiery prezentowała.

Ale zdecydowanie najgorzej wyglądał Łukasz Broź, którego Amin Younes objeżdżał aż przykro było patrzeć. Odejście Bartosza Bereszyńskiego oraz brak możliwości zgłoszenia Artura Jędrzejczyka niestety dawały się we znaki. Broziu przegrywał niemal wszystkie pojedynki i to cud, że niemiecki skrzydłowy nie zakończył meczu z golem lub asystą. Zresztą, o jego popisach najlepiej świadczy poniższa statystyka:

Skoro już „jedziemy” z Broziem, to pomyślcie, jak musi się czuć Radović, którego zabraknie w rewanżu – przez kartki – a przecież dwumecz z Ajaksem jest dla niego szczególny w kontekście wydarzeń sprzed dwóch lat. Chociaż sytuacja Serba i tak jest niczym w porównaniu z Justinem Kluivertem, który wszedł w 73. minucie, a po 13 (!) musiał zejść z boiska, by Peter Bosz poukładał zespół po czerwonej kartce Kenny’ego Tete. Rozumiemy założenia taktyczne, ale 17-letniego zawodnika takimi zagraniami można bardzo szybko zniszczyć psychicznie.

Komentarze

komentarzy