Przykro patrzy się na to, co pieniądze robią z wieloletnią tradycją mistrzostw świata. Jeżeli po podejrzanym wyborze Kataru na organizatora turnieju w 2022 roku opadły ręce, to na myśl o zmianie pory roku rozgrywania Mundialu na ziemię osuwa się cała reszta, nawet nie bardzo jest czym podnieść szczękę z podłogi. „W Katarze latem jest za ciepło” – stwierdzili ci, którzy wcześniej wybrali i zachwalali kandydaturę kraju z Półwyspu Arabskiego. Pal licho to, co się stanie z rozgrywkami klubowymi (np. w Anglii właśnie w grudniu i styczniu wrzucają piąty bieg). Chodzi o zupełnie odwrócenie ról – to nie mistrzostwa świata powinny dostosowywać sie do Kataru, tylko Katar do Mundialu.
***
Bayern wyżyna konkurencję. W ostatnim tygodniu mówiło się głównie o transferze Lewandowskiego (więcej na ten temat TUTAJ), ale o przenosinach najlepszego polskiego piłkarza wszyscy dokładnie wiedzieli już od kilku miesięcy. Dużo bardziej interesujący jest fakt kolejnego wzmocnienia Bawarczyków kosztem najgroźniejszego rywala. Ta taktyka transferowa Bayernu to geniusz w czystej postaci, prawdziwy majstersztyk, który sprawdzał się od kilku lat i pozwalał wracać na mistrzostwski tron.
Ściagnięcie dwóch najlepszych (pół roku przed „Lewym” do FCB trafił Gotze) piłkarzy Borussi, która tak mocno dała się monachijczykom we znaki ostatnimi czasy, to nie jest jednorazowa akcja włodarzy bawarskiego klubu. Pamiętacie Bayer Leverkusen, który w 2002 roku doszedł aż do finału Ligi Mistrzów, w którym został pogrążony przez fantastycznego Zidane’a? Najlepsi piłkarze „Aptekarzy”, jak Ballack, Ze Roberto czy Lucio, niedługo później zameldowali się w Monachium i tam święcili sukcesy. Gdy dominację Bayernu przerywał Werder, natychmiast sprowadzono najlepszego strzelca bremeńczyków, Miroslava Klose. Wychylił się Stuttgart? Nie trzeba było długo czekać, by kontrakt w stolicy Bawarii podpisał Mario Gomez. Podobnie było w przypadku Schalke 04 i Manuela Neuera.
Genialna taktyka tranferowa to nie tylko sprowadzanie najlepszych zawodników konkurencji, ale także nie wzmacnianie jej poprzez sprzedaż swoich zawodników. Ci, którzy mieli problemy z miejscem w składze najbardziej utytułowanego klubu w Niemczech, trafiali do ligi francuskiej czy włoskiej. To w główniej mierze dzięki takim posunięciom na rynku transferowym udawało się Bayernowi odzyskiwać stracony tytuł. Nie jest przypadkiem fakt, iż mistrzostwo trafiało do Monachium głównie co dwa lata (2001, 2003, 2005, 2006, 2008, 2010, 2013).
Teraz Bayernowi dużo krwi psuje Borussia Dortmund, do której ratunku sam się kilka lat temu przyczynił. Wtedy – biedna, ledwo wiążąca koniec z końcem, niepewna utrzymania w elicie – nie była dla Uliego Hoenesa i spółki żadnym zagrożeniem. Gdy jednak zagrała na nosie bogatszemu rywalowi, zdobywając dwukrotnie mistrzostwo i demolując klub z Alianz Arena w finale Pucharu Niemiec, podrażniona „Gwiazda Południa” zdominowała rozgrywki nie tylko w kraju, ale i na świecie. Wyciągnięcie z Dortmundu głównych ojców sukcesu BVB, czyli Gotzego i Lewandowskiego, było naturalną konsekwencją. Wydaje mi się jednak, że rozmontowanie dortmundczyków nie będzie bułką z masłem – zarządzany mądrze przez Hansa Joachima Watzke do spółki z Jurgenem Kloppem klub to zdecydowanie wyższa półka, niż jej poprzednicy w próbie obalenia bawarskiej dominacji.
***
Od 31 grudnia wolnym zawodnikiem był Ronaldinho (co z pewnością odpowiednio uczcił, znając Brazylijczyka i termin końca kontraktu). Mówi się o przyklepaniu transferu do Besiktasu Stambuł, jednak sam wolałbym raz jeszcze zobaczyć wiecznie uśmiechniętego Brazylijczyka tam, gdzie jego miejsce – w świetle jupiterów i centrum uwagi, podczas najważniejszych meczów o wielką stawkę. O jego umiejętnościach przekonywać nie trzeba nikogo, to techniczny geniusz, który swego czasu zostawił wszystkich daleko w tyle. Główną przyczyną powrotu R10 do kraju było prowadzenie niesportowego trybu życia, czego konsekwencją były problemy kondycyjne. Wydaje się jednak, że Ronnie wrócił na odpowiednie tory – w ostatnim sezonie wygrał z Atletico Mineiro Copa Libertadores, czyli odpowiednik naszej Ligi Mistrzów, a także został wybrany najlepszym piłkarzem Ameryki Południowej, mając na koncie przyzwoitą ilość goli i asyst.
Turecki kierunek dla Ronaldinho nie jest złą opcją, jeśli chodzi o względy finansowe pewnie ciężko będzie znaleźć lepszą. Stracą jednak kibice, dla których Ronaldinho znów będzie poza radarem. Czy grając w Brazylii, czy w Turcji – zainteresowanie genialnym piłkarzem skończy się na filmikach z dryblingami czy pięknymi golami. Wolałbym jednak zobaczyć go walczącego o coś więcej, niż mistrzostwo tureckiej SuperLig. Nie twierdzę, że wróciłby do dawnej formy z czasów Barcelony i za rok sięgnął po Złotą Piłkę, ma już przecież swoje lata, ale choćby zamiana Atletico Mineiro na imiennika z Madrytu i pomoc piłkarzom Diego Simeone w walce o tytuły to mógłby być strzał w dziesiątkę dla wszystkich zainteresowanych. Klub zyskałby marketingowo, zawodnik sportowo, a kibice? Po prostu znów mogliby cieszyć oczy takimi zagraniami, jak te poniżej:
[sz-youtube url=”http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=kKjy0-wNvuU” /]
Bogusławowi Leśnodorskiemu nie wystarczyło prezesowanie w warszawskiej Legii – pupilek mediów postanowił więc wykupić klub z rąk ITI. Kibice „Wojskowych” są z tego faktu bardzo zadowoleni, co patrząc na relację między fanatykami i holdingiem medialno-rozrywkowym dziwić nie może. Sam do tego przejęcia jestem nastawiony neutralnie, z jednej strony stołeczny klub ma szansę na przeskok z bycia najlepszym na polskim podwórku, ale bitym w pucharach na poziom europejskiego średniaka. Z drugiej jednak ze zmianą właściciela wiąże się spore ryzyko, tym bardziej w naszym pięknym kraju, którego piłka została boleśnie doświadczona przez ludzi typu Król, Wojciechowski, Solorz czy Cacek.
Kibice Legii zapominają, że to właśnie ITI uporządkował organizacyjnie klub i wprowadził go na dużo wyższy poziom. Duet Walter-Wejchert przez dziesięć lat zamienił grający przy killku tysiącach klub, w którym panował niezły bałagan organizacyjny, na rozgrywający swoje mecze na nowym, pięknym obiekcie (wielka pomoc miasta) samowystarczalny, mający wielu sposorów polski potentat. Bogusław Leśnodorski kojarzy mi się natomiast z zatrudnieniem nowego szkoleniowca, którego jedynym sukcesem na ławce trenerskiej było wydojenie Blackburn Rovers, a także z planami podboju Ligi Mistrzów zakończonymi blamażem i kompromitacją w Lidze Europy. Czas pokaże, czy Legia zamieniła siekierkę na kijek, czy na FGM-148 Javelin.
***
Na polskim podwórku różnica chyba jednak nie będzie widoczna. W jaki sposób bowiem Legia ma zostać przez kogoś ściągnięta z fotelu lidera, jak ktoś ma jej odebrać mistrzowski tytuł, skoro w ekipie wicelidera Ekstraklasy zimą – tuż przed najważniejszymi meczami, a biorąc pod uwagę tabelę i podział punktów po 30. kolejkach może nawet decydującymi o tytule – środkowy pomocnik decyduje się na wyjazd do Chin, a najlepszy piłkarz nie przyjeżdża do klubu po urlopie? Prejuce Nakoulma został w domu, nie ma go także na liście wyjeżdżających na zgrupowanie do Zakopanego. Sztab szkoleniowy przyznaje, że nie wie, co się dzieję, wiec kontaktuje parodystę z Lubina, który kiedyś nieźle w Górniku piłkę kopał, czyli Roberta Jeża. Na pudle znajduje się Wisła, ale tam sytuacja nie jest lepsza – nazwisko właściciela w ostatnich dniach zostało niebezpiecznie skrócone, a klubu nie stać nawet na kontrakt błakającego się po świecie i oglądającego mecze z trybun w ostatnim czasie Dariusza Dudki. O „wzmocnieniach” ekip broniących się przed spadkiem nie ma co mówić, podobnie jak o całym zimowym okienku transferowym w naszym kraju. Szkoda słów.
/Bartek Stańdo/