Czwartek z kontry: Pirmadonna Wdowczyk, piłka nożna dla kibiców!

Do kuriozalnej sytuacji doszło w meczu Legii Warszawa z Pogonią Szczecin. Na trybuny odesłany został trener gości, Dariusz Wdowczyk, jednak zamiast usiąść wśród kibiców, postanowił pomałpować przy bariercę i udawać, że z trybun ma jakikolwiek wpływ na mecz. Przy okazji zasłaniał widok kibicom, którzy wydali bardzo duże pieniądze za oglądanie spotkania, a nie tyłka trenera Portowców. Taki obrót spraw nie spodobał się jednemu z nich i postanowił podejść i grzecznie (!) poinformować Wdowczyka, że miejsce, w którym stoi, nie jest najbardziej odpowiednie. Całą sytuację, jeżeli jeszcze jej nie widzieliście, możecie obejrzeć tutaj:

[sz-youtube url=”http://www.youtube.com/watch?v=eTc81jS_eWg” /]

Odniosłem wrażenie, że bardziej dostało się kibicowi stołecznego klubu, niż Wdowczykowi. Jasne, że facet nie jest wzorem człowieka kulturalnego, ale ja się gościowi nie dziwię. Podszedł grzecznie i normalnie poinformował trenera, jednak olany w chamski i arogancki sposób nie wytrzymał. To, że później wybuchł i zaczął rzucać epitetami, a także gol dla legionistów zdobyty chwilę później dodaje indycentowi kolorytu, ale to nie jest najważniejszy moment całej akcji. Facet zareagował, jak zareagował – ciekawe czy Ty, drogi czytelniku, spuściłbyś głowę na dół i grzecznie wrócił na miejsce oglądając zasłaniającego mecz trenera?

Najbardziej zirytowała mnie pycha trenera Pogoni, jego poczucie wyższości. Sposób, w jaki olał początkowo neutralnie nastawionego kibica. Odesłany na trybuny winien usiąść na dupie, nie zachowywać się jak primadonna i dać obejrzeć mecz innym kibicom. Okazać trochę szacunku ludziom, którzy wydają ciężko zarobione pieniądze na futbol i są niebezpośrednim żywicielem Wdowczyka.

Pytanie ‘kim ty jesteś?’ to nie brak znajomości przeszłości byłego zawodnika i szkoleniowca Legii, tylko odpowiedź na poczucie wyższości trenera. Wdowczyk, który został zesłany poza plac gry bynajmniej nie w nagrodę, traci prawa trenerskie. Jest takim samym człowiekiem, jak wszyscy dookoła. Gdyby w tym samym miejscu co Wdowczyk stanął Kowalski, nie zostałby potraktowany inaczej. Odesłany na trybuny musi przyjąć do wiadomości piękną i najważniejszą zasadę  stadionową:  na trybunach wszyscy są równi. WSZYSCY. Nieważne, czy przyszedłeś na mecz prosto z niedawno kupionego jachtu, czy spod budki z piwem.

***

Zbigniew Boniek stara się zmieniać coś w polskiej piłce i nieźle mu to idzie, jednak nawet jemu zdarzają się błędy. Taka zmiana przepisow dotycząca limitu piłkarzy spoza Unii Europejskiej dla mnie jest śmieszna. Według niej bowiem lepiej jest mieć w składzie pięciu Niemców, trzech Anglików, dwóch Francuzów i jednego Włocha, niż siedmiu Polaków i czterech Rosjan. Dlaczego piłkarz z Ukrainy czy Chin ma być traktowany  gorzej, niż jego odpowiednik z Czech, Cypru czy Rumunii? Nie dajmy się zwariować…

***

Powiedzieć, że AC Milan znajduje się w nieciekawej sytuacji, to nie powiedzieć nic. Fatalnego obrazu ostatnich miesięcy w czerwono-czarnej części Mediolanu nie zamaże ostatnia wygrana w Lidze Mistrzów z Celticiem. Sytuacja w tabeli włoskiej Serie A jest tragiczna, atmosfera jest tak gęsta, że można kroić ją nożem, nie wytrzymują także wściekli kibice. Mimo to władze klubu z San Siro nadal uparcie trzymają na stanowisku szkoleniowca Massimiliano Allegriego, chociaż prowadzona przez niego drużyna nie ma pomysłu na grę, zaangażowania i przede wszystkim wyników. Coś się w Milanie wypaliło i jeśli działacze chcą uratować ten sezon, natychmiast muszą zadziałać efektem nowej miotły.

Klubu z takimi tradycjami nie wypada szukać w tabeli po kliknięciu opcji „rozwiń”. Zvonimir Boban mówi, że za jego czasów taki Mario Balotelli mógłby nosić torby za van Bastenem, Weahem czy Szewczenką i chociaż to kontrowersyjna teza, to ma w sobie dużo prawdy. Pomyśleć, że jeszcze niedawno mur ustawiany przez bramkarza Milanu wyglądał tak:

***

Boruc znów zaskakuje. Jego drybling w meczu z Arsenalem widział już chyba cały świat, a przecież to nie pierwszy raz, kiedy bramkarzowi Southampton coś odbija. Z Irlandią Północną nie trafił w piłkę, z futbolówką minął się także w meczu z Romą w barwach Fiorentiny. Wszyscy pamiętamy, jak zawalił mecz ze Słowacją, a ostatnio bramkę zdobył mu Asmir Begović, czyli… bramkarz Stoke.

Bramkarz to najbardziej niewdzięczna pozycja na boisku, a nie ma na świecie goalkeepera, który nie popełnił żadnego błędu. Zmierzam jednak do tego, że rywalizacja o bluzę numer jeden w reprezentacji Polski powinna być zakończona, a zakładać ją powinien Wojciech Szczęsny – młodszy, grający w lepszym klubie i popełniający mniej błędów. Może gdyby Boruc był lewym obrońcą czy stoperem, to mógłby zawalić bez większych konsekwencji jeszcze niejeden mecz. Na szczęście jednak mamy ten komfort, że nie jesteśmy na niego skazani.

***

Ogromne wrażenie zrobił na mnie we wtorkowy wieczór pewien Ormianin, który przychodząc do nowego klubu od razu złapał kontuzję i trochę czasu minęło, zanim zdążył się zaaklimatyzować i wrócić do formy. Taka kontuzja na samym początku pokrzyżowała plany niejednemu świetnemu piłkarzowi, po meczu Borussi Dortmund z Napoli wiemy jednak, że do tej grupy nie zalicza się Henrikh Mkhitaryan.

Dobry mecz zagrał Błaszczykowski, na swoim poziomie grał Reus, pomimo zmarnowanej setki przyzwoicie Robert Lewandowski, ale tego wieczoru przyćmił ich były pomocnik Szachatra Donieck. Pozycja dziesiątki do łatwych nie należy, niewielu jest takich, którzy z miejsca w nowym klubie zaczęli grać na niej na swoim poziomie. Wczoraj aklimatyzację zakończył Mkhitaryan, który wykonał milion sprintów z piłką przez pół boiska, nawet na chwilę nie tracąc rytmu biegu i nie pozwalając piłcę odskoczyć choćby na metr, a na koniec – jak gdyby nigdy nic – popisywał się dobrym strzałem lub fenomenalnym prostopadłym podaniem. Jakby te pięćdziesiąt metrów sprintu było tylko kilkoma truchtu. Niesamowite.

***

Zaczęliśmy od kibiców, na nich skończymy. Komendant główny policji nadinsp. Marek Działoszyński zwrócił się do szefów PZPN i spółki T-Mobile Ekstraklasa, by zakazały udziału kibiców gości w meczach ekstraklasy do końca sezonu – poinformował w środę rzecznik prasowy KGP insp. Mariusz Sokołowski. To wyraźny sygnał policji do wszystkich obywateli: przepraszamy, jesteśmy tak bezradni, że nie potrafimy zapewnić obywatelom bezpieczeństwa.

Sprawa oczywista, jeżeli ktoś chcę szegółowo poznać argumenty obalające idiotyczny wniosek policji – odsyłam do dzisiejszej odpowiedzi Zbigniewa Bońka. Najprościej jest zakazać, zamknąć, zabronić. Zaczyna się zamykania trybun czy zakazywania przyjazdu kibicom gości, skończyć się może na delegalizacji meczów. Absurdalne? Według logiki policji – wcale nie. Nie ma meczu, nie ma problemu – takim tokiem myślenia już od kilku lat kierują się ludzie, którzy z założenia mają nam zapewnić bezpieczeństwo. Ciekawe, kiedy zaczną zamykać drogi, na których przecież codziennie dochodzi do śmiertelnych wypadków?

Kierując się tą logiką co rusz policja składa do wojewody wniosek o zamknięcie całego obiektu. Policjanci, zamiast marznąć pod stadionem, wolą pograć na posterunku w pasjansa czy sapera. Inna sprawa, że ich liczba na meczach to kpina. Później trzeba wlepić kilka absurdalnych mandatów, żeby się nie okazało, że policja w takiej liczbie, jaka stawia się na meczach obecnie nie jest potrzebna.

Dobrze, że prezesem Polskiego Zwiąku Piłki Nożej jest mądry facet, który ma jaja i nie da sobie wejść na głowę. Zbigniew Boniek zdaje sobie sprawę, że cały ten interes bez ludzi, którzy to wszystko nakręcają i finansują nie ma najmniejszego sensu. Dlatego już zapowiedział, że mecze bez kibiców druzyny przyjezdnej nie wchodzą w grę.  Nie pozostaje mi więc nic innego, jak pożegnać się słowami:

Piłka nożna dla kibiców!

/Bartek Stańdo/