Jeszcze kilka lat temu tzw. „dżemik ligowy” w okolicach stycznia regularnie wyjeżdżał na zgrupowania reprezentacji zazwyczaj na inny kontynent. Wówczas Polacy mierzyli się zwykle z mniej klasowymi rywalami, co było idealnym momentem na sprawdzenie zawodników z ekstraklasy. Właśnie w takiego typu spotkaniu w naszej kadrze zadebiutował Kamil Glik, który obchodzi dziś 10-lecie pierwszego występu dla „Biało-Czerwonych”.
#BramkaZKalendarza – 20 stycznia 2010
Kamil Glik zdobywa bramkę w debiucie w reprezentacji Polski w meczu z Tajlandią. pic.twitter.com/TDIIgLvrhD
— Okiem kibica (@kibic17) January 19, 2020
Biorąc pod uwagę mecze towarzyskie 31-latek rozegrał łącznie 71 spotkań w drużynach odpowiednio Franciszka Smudy, Waldemara Fornalika, Adama Nawałki oraz Jerzego Brzęczka. Pomimo kilkunastu występów pod batutą tego pierwszego szkoleniowca, ostatecznie nie udało mu się załapać do kadry na mistrzostwa Europy w Polsce i Ukrainie. To niepowodzenia odbił sobie cztery lata później, kiedy już jako regularnie grający obrońca poprowadził zespół do ćwierćfinału imprezy.
Mocne wejście do reprezentacji Glik zanotował przede wszystkim podczas meczu z Anglią na „basenie” Narodowym, gdy zdobył jedną z bramek. Niestety za rewanż na Wembley spadła w jego stronę spora krytyka za niezbyt udany występ w obronie. Pewien przełom nastąpił, kiedy za sterami stanął Adam Nawałka. Od początku eliminacji do EURO 2016 ówczesny piłkarz Torino rządził defensywą. Profesorko wyszedł mu przede wszystkim pamiętny mecz z Niemcami.
Dobra forma została podtrzymana także na głównej imprezie, a w kolejnym cyklu eliminacji Glik nadal wraz z Krychowiakiem i Lewandowskim był nazywany „szkieletem” reprezentacji. Jak ważny był dla drużyny udowodnił poniekąd mundial, kiedy to jego brak zakończył się katastrofalnie. Oczywiście dalecy jesteśmy od teorii, że z doświadczonym stoperem wygralibyśmy wszystkie trzy grupowe spotkania, ale po całej linii obrony zauważalny był brak ich naturalnego lidera, który nie boi się używać mocnych słów nawet po zwycięskich spotkaniach.
Mimo kilku słabszych momentów w Monaco, trudno doszukiwać się u Glika większych błędów także w kadrze Brzęczka. To nadal szef obrony, który nie pęka i zawsze chętnie pomoże kolegom. Możemy jedynie żałować, że dla naszego reprezentanta to zapewne ostatnie EURO w karierze.