Jestem byłym gwiazdorem Chelsea i Lyonu. Pięciokrotnie zdobywałem mistrzostwo kraju dla klubu w którym grałem. Zaliczyłem osiemdziesiąt występów dla kadry swojego kraju. Jesteś w stanie zgadnąć kim jestem? Oto moja historia.
Francuski pomocnik, jak wielu reprezentantów tego kraju, nie urodził się w słynnym Sześciokącie, a przywędrował tam z Gujany Francuskiej. Karierę rozpoczął w Châteauroux, następnie przeniósł się do EAG gdzie straszył golkiperów występując w duecie z Didierem Drogbą, z którym to drogi przetną mu się jeszcze nie raz. Znaczące epizody? Bynajmniej tak, jednakże to w Lyonie jego kariera nabrała rozpędu i światowego blasku.
Już w kilka chwil po dołączeniu do czołowego klubu Ligue1 można było zdać sobie sprawę z faktu, iż Lyon będzie dysponował genialną wręcz jedenastką, którą prócz Maloudy uzupełnić mieli Juninho, Essien czy rewelacyjny bramkarz Copuet. Już pierwszym sezonie w barwach nowego zespołu, Francuz walnie przyczynił się do triumfu Dzieciaków w lidze. W całym sezonie zdobył 4 bramki i pięciokrotnie asystował. Do tego otrzymał powołanie do reprezentacji Trójkolorowych od ówczesnego trenera kadry – Jacquesa Santiniego – nomen omen byłego menadżera Lyonu.
Kolejne sezony okazały się być jeszcze lepsze. W kampanii 2004/05 był już filarem drużyny i znowu udało mu się sięgnąć po tytuł mistrzowski. Podobna sytuacja miała miejsce rok później, mimo tego, że Florent grał gorzej niż wcześniej. Jednakże nie przeszkodziło to w zainteresowaniu innych klubów. Na czoło w wyścigu o francuskiego skrzydłowego wysuwali się bowiem trzej światowi potentaci – Chelsea, Manchester United i Inter Mediolan. Marzenia zostały dość szybko rozbite. Prezydent Aulas wyraził się jasno – Malouda nigdzie nie pójdzie. Malouda zostaje. I został. Zresztą nie ma się czemu dziwić, bo były gracz EAG bardzo cenił sobie pracę z aktualnym szkoleniowcem swojego klubu.
Bardzo mnie dużo łączy z Le Guen’em … jesteśmy dobrymi przyjaciółmi i współpraca miedzy nami świetnie się układa.
Transferowa saga zakończyła się jednak w kolejnym sezonie. Do walki włączył się jeszcze hiszpański Real Madryt, ale nawet Królewscy nie zdołali przekonać Francuza do zmiany decyzji. On wybrał Anglię, a Anglia wybrała jego. 5 lipca 2007 roku wszystko stało się jasne. Chelsea wydając 17 milionów euro pozyskała Czarnego Anioła. Pragnienia z poprzedniego okienka wreszcie się spełniły.
W nowym zespole Francuz miał zastąpić innego świetnego skrzydłowego – Holendra Arjena Robbena. Udało mu się to w zupełności. Z meczu na mecz jego gra coraz bardziej imponowała, coraz bardziej przystosowywała się do trudnych, angielskich warunków. Co prawda Malouda nie strzelił wielu bramek, bo zaledwie trzy, ale każdy zdawał sobie sprawę z tego, że wkrótce jego rola będzie o wiele bardziej znacząca. Kolejny sezon był dla niego równie udany, a uwieńczył go podpisaniem nowego kontraktu, który miał obligować skrzydłowego do pozostania na Stamford Bridge aż do roku 2013. Wkrótce w Chelsea doszło do kolejnej zmiany trenera i były piłkarz Lyonu miał spore powody do radości. Carlo Ancelotti uznał go za kluczową postać w swojej drużynie i to właśnie pod jego skrzydłami Florent rozegrał swój najlepszy sezon w Anglii. Podniosła się też jego pewność siebie, czego dowodem były słowa:
Jeśli chodzi o moje występy na boisku, każdy gracz chciałby doświadczyć takiego momentu w swojej karierze. To jest po prostu tak, jak w szkole. Dobrze się uczysz – zyskujesz pewność siebie. W ten sposób można stworzyć podstawy przyszłego sukcesu. Teraz w Chelsea jestem jednym z liderów zespołu. Kiedy mam coś do powiedzenia, ludzie słuchają.
25 bramek w ostatnich dwóch sezonach wywołało kolejną transferową burzę. Znów zaczęto mówić o ewentualnych przenosinach na Santiago Bernabeu bądź do Juventusu. Jednakże zakusy na Francuza znowu okazały się być marzeniami. Malouda nie wiedział jeszcze, że popełnia spory błąd nie chcąc przenieść się z Londynu. Nowym szkoleniowcem Chelsea został Villas-Boas i złoty wiek skrzydłowego zakończył się. Szalę goryczy wypełniało ciągłe pomijanie Czarnego Anioła w składzie The Blues. Była gwiazda ligi zdążyła nawet stwierdzić, po meczu z Fulham, w którym to znowu zagrał „ogony”, że koniecznie musi opuścić Anglię. Nic takiego nie nastąpiło. Rozpętało się natomiast piekło, które zakończyło się dopiero w 2013 roku. Kontrakt wygasł, a Florent po licznych sukcesach, ale i upokorzeniach, rozstał się z BPL.
Nowym klubem okazał się być Trabzonspor. Francuz i jego rodzina nie zadomowili się jednak w Turcji i po sezonie zdecydowali się opuścić Super Lig. Zamiast bycia, tak bardzo oczekiwanym, gwiazdorem ligi i nowym ulubieńcem kibiców, Malouda musiał zadowolić się niezbyt przychylnymi spojrzeniami w jego stronę. Po raz pierwszy ten utalentowany piłkarz nie sprostał oczekiwaniom. Musiał gdzieś odbudować formę. Z pomocą przyszła Ligue1. Po wieloletniej banicji stary król wrócił do swojego domu i…znowu nie dał rady. W byłym klubie Adebayora, Sahy czy Wiltorda, piłkarz urodzony w Gujanie Francuskiej rozegrał jeden z najsłabszych sezonów w swojej karierze. Europa zaczęła mu odjeżdżać, a najmłodszym graczem już nie był. Trzeba było ratować swą przyszłość. Wybór był prosty – Indie.
W nowym klubie miał współpracować z mało znanymi europejskiej piłce graczami – Robinem Singhem czy Bernardem Morrisionem. Malouda był więc jedyną twarzą Delhi Dynamos, którą kojarzył cały świat. No…prawie jedyną – na ławce trenerskiej zasiadał wówczas legendarny Roberto Carlos, a na boku obrony występował były gracz Liverpoolu – John Arne Riise. Początek kariery byłego zdobywcy mistrzostwa Francji w nowej lidze nie był jednak zbyt udany. Po kilku spotkaniach powiedział w wywiadzie:
Piłka nożna w Indiach musi zdecydowanie się poprawić. Istnieje tutaj naprawdę wiele rzeczy do poprawy, a ludzie muszą mieć ambicję aby ten cel uzyskać. Co prawda jestem tutaj nowy, lecz wiem, że nie wszystko jest do końca przygotowane. ISL to co prawda dobry początek, bo póki co przyciąga ludzi, ale to nie wystarczy.
Malouda popraw tych miał nigdy nie doczekać. Wraz z początkiem tego roku przeniósł się do swojego ósmego już klubu. Nowym miejscem dla Francuza okazał się być Egipt i drużyna Wadi Degla SC. To tutaj będzie dogorywał na swojej piłkarskiej emeryturze. Ciekawe jak potoczyłyby się losy wielokrotnego reprezentanta Trójkolorowych gdyby transfer do Lechii Gdańsk nie był tylko kolejna kaczką dziennikarską.