Okej, z tym, że ekstraklasa nie jest raczej normalna, pogodziliśmy się już dawno. W tej kwestii oczywiście nic się nie zmienia. Tak było, jest i zapewne jeszcze długi czas będzie. Trzeba jednak zdać sobie sprawę z tego, że to, co dzieje się w ostatnich dniach, jest rzeczywistością.
Vadis Odjidja-Ofoe bije rekordy w ilości transferów podczas jednego okienka transferowego. Oczywiście tych niezrealizowanych. Podczas gdy Jan Bednarek zdołał przejść z Lecha Poznań do Southampton za kuriozalnie wysoką kwotę sześciu milionów euro, z Odjidją wciąż coś nie tak. Tam, dokąd chce zawodnik, nie chce (z oczywistych powodów finansowych) klub. I odwrotnie. Teraz już wszystko było niemal jasne – gwiazdor poprzedniego sezonu ekstraklasy miał trafić do Krasnodaru, czyli – jak napisał na Twitterze Bogusław Leśnodorski – „przyszłego Mistrza Rosji”. Dziś jednak z Austrii (bo tam trenuje obecnie jego niedoszły klub) wrócił. Nie będzie zatem obiecanych 3,5 miliona euro dla Legii (plus bonusów za ewentualny awans Krasnodaru do Ligi Mistrzów). Nie wiadomo też, co z Rafałem Wolskim i Krzysztofem Mączyńskim, którzy mieli – według medialnych doniesień – trafić na jego miejsce. I choć ten drugi poinformował za pośrednictwem social mediów, że już niebawem ogłosi swoje przyszłe barwy, w tym momencie nikt nie postawi raczej większych pieniędzy na to, że na 100% będzie to Legia.
Belg nie może zatem od kilku tygodni, mimo łączenia go (całkiem poważnego) przez media z bardzo różnymi klubami, opuścić ekstraklasy.
Z drugiej strony – Dawid Kownacki może nie trafić do Belgii. Mimo że napastnik Lecha był już w Liege, nic z tego może nie wyjść. Przyszłość młodego zawodnika może wyjaśnić się dopiero w przeciągu kilku tygodni.
Wygląda na to, że przyszłość Dawida Kownackiego poznamy dopiero za 2-3 tygodnie. Ze Standardem jednak mocno rozjechali się w szczegółach
— Maciej Henszel (@MHenszel) July 3, 2017
Wychodzi więc na to, że zawodnicy, którzy byli niemal pewniakami co do odejścia, mogą mieć z tym ostatecznie problem. W tym czasie dochodzi zaś do transferów, które jeszcze tydzień temu wydawały się nie do pomyślenia. Najpierw trener Probierz, mający próbować swoich sił za granicą, trafił za granicę… jedynie Podlasia, bo do Cracovii. Kilka dni później Konstantin Vassiljev widziany był z ekipą Piasta Gliwice, a w rzeczywistości podpisał kontrakt ze swoim byłym klubem. Gość, który mógł realnie grać w Lidze Europy (a przynajmniej w kwalifikacjach do niej), będąc jednocześnie gwiazdą w zespole wicemistrza Polski, obiera najdziwniejszy z możliwych kierunków. Fakt, mógł uznać, że bez Probierza trzeba z „Jagi” wiać jak najszybciej. Nie jestem jednak w stanie uwierzyć, że nie dostał propozycji z żadnego lepszego klubu od gliwickiego Piasta, który nie zapowiada się na drużynę mogącą zaskoczyć w przyszłym sezonie.
Na północy kraju też nie jest najnormalniej. Mimo że polityka transferowa Lechii Gdańsk od kilku okienek wydaje się mocno przemyślana (choć jak dotąd średnio skuteczna), a i Arka z pozyskiwaniem nowych zawodników radzi sobie całkiem nieźle, teraz może się to zmienić. Właścicielem zdobywców Pucharu Polski został… zaledwie 20-letni Dominik Midiak. O nowym Panu Prezesie nie wiadomo zbyt wiele. Z jednej strony, można szczerze zazdrościć tak wysokiej posady w młodym wieku, z drugiej – zastanawiać się, czy na tyle młody człowiek ma odpowiednie kwalifikacje do prowadzenia klubu, który czeka przecież mocny bój o pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Zdawało się, że kroplą normalności w całym tym morzu rzeczy dziwnych (lub też, mówiąc inaczej, nienormalnych), stanie się Poznań. Lech niemal za bezcen, ale jednak pozbywa się tego, który ponoć truł atmosferę w szatni. Palma pierwszeństwa powraca do trenera, który po swojemu rozporządza nie tylko składem, ale również opaską kapitańską. Do tego udaje się sprzedać zawodnika, który – powiedzmy sobie szczerze – nie był gwiazdą zespołu, za sześć milionów euro. Po tym wszystkim klub wpada na genialny pomysł, aby dzieciaki z czerwonym paskiem na świadectwie mogły za darmo obejrzeć mecze z Sandecją i Górnikiem Zabrze. I gdy myśli się o tym wszystkim, widząc już niemal w pełni ułożoną drużynę, przed oczyma nagle pojawia się to zdjęcie:
Tak, transfery „Kolejorza” to kolejna dość osobliwa sprawa. Po Denisie „nam strzelać nie kazano” Thomalli i potrafiącym… napić się w trakcie meczu Nickim Bille’u Nielsenie tym razem trafia się „Wiking-nudysta” – Christian Gytkjaer. Nie wiemy, czy z nim nasza liga będzie lepsza pod względem strzeleckim, ale… patrząc na wszystko, co dzieje się wokół, chyba wiele nie ryzykujemy – bardziej dziwnie być chyba nie może, a więcej kolorytu zawsze się przyda.