Unai Emery wciąż nie może (lub nie chce) znaleźć pracy po przygodzie z Arsenalem. Hiszpan wykorzystuje czas na bezrobociu między innymi udzielając przeróżnych wywiadów. Podczas ostatniego z nich postanowił wrócić do 2017 roku, kiedy Barcelona dokonała niesamowitej remontady.
Porażka 6:1 musi boleć każdy zespół. Jeśli jednak otrzymujesz taki cios po wcześniejszej wygranej 4:0, to z pewnością możesz zastanawiać się nad sensem dalszej pracy. Ówczesny wieczór na Camp Nou był jednym z najbardziej szalonych w XXI wieku jeśli chodzi o europejskie puchary. Odrobienie czterech bramek straty to sztuka, którą wykonać mogła tylko „Duma Katalonii”.
Taki wynik musiał odbić się na psychice piłkarzy oraz samego Emery’ego, który już wówczas wiedział, że jego praca w PSG dobiegła końca. Mimo to Hiszpan nadal nie ma pretensji do siebie ani swojego zespołu, ale winę zrzuca na sędziego.
– Rozegraliśmy wówczas dwa mecze. Jeden przeciwko Barcelonie, zaś drugi przeciwko Aytekinowi. Jakby wówczas był dostępny VAR, to bez wątpienia awansowalibyśmy dalej.
Naturalnie podczas tamtego meczu miały miejsce pewne kontrowersje. Między innymi Aytekin nie powinien podyktować rzutu karnego na Luisie Suarezie, który w teatralny sposób przewrócił się w polu karnym PSG.
Inne kontrowersyjne sytuacje:
Jak widać Niemiec mocno postarał się, aby ten mecz przebiegł w kontrowersyjnych okolicznościach. Z drugiej strony czy sześć bramek straconych przez PSG to rzeczywiście wina arbitra? Emery najpierw powinien spojrzeć na własną drużynę, a dopiero potem na sędziego.