23. kolejka angielskiej Premier League zapowiadała się niezwykle ekscytująco. Lider tabeli podejmował u siebie vice lidera, była to więc okazja dla pozostałych drużyn na gonienie czołówki. Kto z tej okazji skorzystał, a kto rozczarował swoją postawą? Zapraszamy do lektury.
(+) Magik z Anfield
Coraz bardziej Philippe Coutinho zaczyna przypominać kreatywnego artystę, jakim niewątpliwie był jeszcze sezon temu. Fantastyczny mecz Brazylijczyka w tej kolejce, dwie perfekcyjne asysty dają nadzieje kibicom Liverpoolu na powrót do walki o miejsce gwarantujące udział w Lidze Mistrzów. Jeżeli uwzględnimy jeszcze powrót Sturridge’a, który tylko 12 minut kazał czekać fanom „The Reds” na swojego gola, to może nawiązać nam się niesamowita rywalizacja pomiędzy co najmniej pięcioma zespołami.
(+) Pokaz siły Arsenalu
Tottenham po tej kolejce miał dużo powodów do zadowolenia. Gładkie 3:0 z West Bromwich Albion dawało fanom nadzieję na korzystny rezultat w derbach Północnego Londynu, które zbliżają się wielkimi krokami. Z pewnością optymizm panujący na White Hart Lane musiał zostać nieco ugaszony po obejrzeniu meczu największego rywala. Arsenal po prostu zmiażdżył Aston Villę, totalnie nie dając jej pograć. Wielu krytyków gry „Kanonierów” uważało, że bez Alexisa Sancheza zespół ten nie istnieje. Każdy musi teraz palić się ze wstydu. Arsenal wygrał 5:0, a nieobecnego Sancheza świetnie zastąpili Santi Cazorla do spółki z Mesutem Ozilem. Sobotnie derby zapowiadają się bardzo emocjonująco.
(+) One of their own
Ciężko pominąć w plusach kolejki napastnika Tottenhamu – Harry’ego Kane’a. Ten cudowny młodzieniec już przyzwyczaił fanów „The Spurs” do regularnego strzelania bramek i zapewniania drużynie ważnych punktów. Tym razem jego ofiarą padła drużyna Tony’ego Pulisa – West Bromwich Albion. Kane trafił dwa razy i coraz odważniej puka do drzwi angielskiej reprezentacji. Roy Hodgson powinien częściej obierać kurs na White Hart Lane.
(+) Po 8200 dniach
Nie sposób w podsumowaniu pominąć polski akcent. W sobotę mijało dokładnie 8200 dni od kiedy ostatniego polskiego gola w Premier League zdobył Robert Warzycha. Miało to miejsce na Old Trafford podczas meczu United z Evertonem wygranego przez „The Toffees” 3:0. Miejsce to okazało się szczęśliwe również dla Wasilewskiego, który po tak długim czasie w końcu skierował piłkę do siatki. Mimo, że Leicester nie pokazało nic szczególnego i przegrało 3:1, my Polacy cieszymy się z bramki Marcina. Brawo Wasyl! Liczymy na więcej.
(-) Nieporadne „Tygrysy”
Hull City jest na dzień dzisiejszy w tragicznej sytuacji. Znajduje się w strefie spadkowej, a obecna forma nie pozwala myśleć pozytywnie o przyszłości. W sobotę oglądaliśmy kolejny słaby mecz na KC Stadium. Ekipa Steve’a Bruce’a jak najbardziej zasłużenie przegrała z Newcastle różnicą trzech bramek. Nie da się bowiem osiągnąć dobrego rezultatu, jeśli nie można przeprowadzić choć jednej składnej akcji. Do tego dochodzi masa indywidualnych błędów i niewidoczny środek pola, co szczególnie powinno dziwić, bowiem po zawodnikach, takich jak Huddlestone czy Livermore, oczekujemy dużo więcej. O dziwo, Hull City mogło nawet zremisować ten mecz. Abel Hernandez i Nikica Jelavic w sobie tylko znany sposób zmarnowali dogodne sytuacje, zostawiając drużynę z zerową zdobyczą punktową. Jeszcze na przełomie roku „Tygrysy” zdawały się wracać do niezłej dyspozycji, w tym momencie jednak dochodzimy do wniosku, iż był to tylko chwilowy wyskok, a drużynę Steve’a Bruce’a czeka batalia o utrzymanie się w Premier League.
(-) Zadyszka Chelsea?
Wielu ekspertów uważa, że „The Blues” łapią lekki kryzys. Ostatnie wyniki tragiczne nie są, lecz rzeczywiście Chelsea nie gra już tak pewnie. Wyeliminowali Liverpool z Pucharu Ligi, jednak jeśli weźmiemy pod uwagę oba mecze tych ekip, to ta Rodgersa zrobiła lepsze wrażenie. Między tymi pojedynkami Mourinho i jego piłkarze pożegnali się z FA Cup, odpadając z Bradford City, po kompromitującej porażce aż 2-4. Przejdźmy jednak do sedna sprawy. W 23. kolejce przeciwnikiem Chelsea był aktualny mistrz Anglii – Manchester City. Mecz na szczycie skończył się remisem 1-1, jednak to drużyna Pellegriniego była zdecydowanie lepsza. Od lidera tabeli oczekuje się więcej, szczególnie w takich meczach i szczególnie, gdy gra on na własnym stadionie. Jeszcze w listopadzie połowa ludzi wręczała „The Blues” medale za wygranie Premier League, obecnie jednak Chelsea udowadnia, że spokojnie jest drużyną, którą można pokonać i ,z którą można rywalizować jak równy z równym.
(-) Rozczarowujący Southapton
Kolejna drużyna, która zawiodła w 23. kolejce to drużyna prowadzona przez Ronalda Koemana. Pelle i spółka nie byli w stanie udokumentować wyraźnej przewagi w pierwszej połowie bramką, co zemściło się na nich w drugiej odsłonie, gdy Jonjo Shelvey zapewnił „Łabędziom” trzy punkty. Podobnie, jak w przypadku Chelsea, Southampton nie może pozwolić sobie na stratę punktów z niżej notowanym rywalem, gdy gra na własnym obiekcie. Trzy oczka na St. Mary’s to dla ekipy Ronalda Koemana obowiązek, jeśli ta drużyna myśli o skończeniu rozgrywek w pierwszej czwórce.
Jacek Walkiewicz / Mateusz Musik