To nie był udany wieczór dla wrocławskiego klubu. Śląsk Wrocław pojechał do Izraela z jedną bramką zaliczki, a wyjechał z… bagażem czterech goli. Lanie od Hapoelu Beer Szewa boli tym bardziej że do tej pory ekipa Jacka Magiery prezentowała się naprawdę nieźle.
Przed tygodniem było 2:1 we Wrocławiu. Zatem była zaliczka, choć skromna. Już wtedy wiele osób żałowało, że tylko z jednym golem przewagi na Bliski Wschód pojadą wrocławianie. Jak się okazało, mieli rację. Siedem minut wystarczyło gospodarzom, by wyjść na prowadzenie w dwumeczu. Najpierw Ansah, po chwili Safuri i kibice Śląska mogli sobie przypomnieć eskapadę do Dundee. Wtedy jednak był happy end, a teraz już nie. Wszystko dlatego, że w drugiej połowie Ansah dorzucił trzeciego, a Shviro czwartego gola.
Wysokie zwycięstwo gospodarzy i co najważniejsze – zasłużone. Śląsk Wrocław bardzo źle wyglądał zwłaszcza w defensywie, co widać po wyniku. Z przodu nie było lepiej i po raz pierwszy w tym sezonie drużyna Jacka Magiery nie strzeliła gola. Wrocławianie po sześciu meczach żegnają się z pucharami. Wcześniej udało im się pokonać estońskie Paide Linnameskond oraz Ararat Erewań z Armenii. Warto nadmienić, że Śląsk wygrał 4 z 6. meczów, dzięki czemu nieco podreperował ranking polskich drużyn w pucharach.
Hapoel Beer-Szewa – Śląsk Wrocław 4:0 (2:0)
1:0 Ansah 2′
2:0 Safuri 7′
3:0 Ansah 54′
4:0 Shviro 82′