Football Fiction: Jeszcze jedna szansa

unnamed

Czołem czytelniku! Przed Tobą coś zupełnie nowego. Coś, czego dotychczas zapewne nie miałeś okazji czytać. Prezentujemy bowiem opowieść z gatunku football fiction. Zanim zaczniesz, weź coś do picia i usiądź wygodnie. Od teraz, co tydzień o tej porze, będziesz miał okazję spotkać się z bohaterem, który przeszedł przez wszystkie możliwe stadia życia profesjonalnego piłkarza. Od zachwytu nad wschodzącą gwiazdą, przez wielką sławę, aż po ruinę i próby odrodzenia. Zabierzemy Cię w podróż do przyszłości, gdzie futbol wygląda nieco inaczej. Gotowy na wyprawę w nowy piłkarski świat? Ruszajmy więc!

***

ROZDZIAŁ 1. – Powrót na właściwe tory

– Ładny mają ten stadion – powiedziała do mnie moja żona Paulina, otwierając drzwi auta.

Kiedy wsiedliśmy odpowiedziałem krótko:

– Tak, mi też się podoba.

Potem odleciałem. Byłem zbyt podekscytowany dzisiejszymi wydarzeniami, żeby wydusić z siebie choćby jedno zdanie więcej. Całą drogę z Gliwic do Olsztyna pokonaliśmy w ciszy. Fajnie, że w końcu zrobili tę autostradę i jechaliśmy może z 3,5 godziny. Kiedy dojechaliśmy na miejsce była chyba równo 19, bo w radiu akurat zaczynał się serwis informacyjny. Normalnie bym je wyłączył i poszedł do domu, ale słysząc swoje nazwisko, postanowiłem zaczekać z ciekawości, co o mnie powiedzą.

– Krzysztof Leszczyński, dotychczasowy napastnik Stomilu Olsztyn, podpisał dziś umowę z wicemistrzem Polski Piastem Gliwice. Trener Gliwiczan, Tomasz Hajto, mówi o nowym nabytku w samych superlatywach:

– Krzysiek to doświadczony piłkarz i człowiek. Wiele przeszedł, ale myślę, że warto dać mu szansę. Kiedyś grał przecież w wielkich klubach. To są te detale, które decydują o wynikach spotkań. A przed nami batalia w Lidze Europejskiej.

– Piast zapłacił za 29-latka 20 milionów euro. Kontrakt ma obowiązywać do 2032 roku – mówił kobiecy głos w radiu.

Dobrze usłyszeć, że ktoś znów postanowił dać ci szansę i obdarzył zaufaniem. Obiecałem sobie, że teraz już nikogo nie zawiodę i poszedłem do mieszkania. Paulina widziała, że dzisiejszy dzień był dla mnie ważny. Niewiele się odzywała, wiedziała, że potrzebuję spokoju. Zjadłem jeszcze kolację, wziąłem prysznic i poszedłem spać. Jak na mnie dość wcześnie, ale jutro czekało nas pakowanie i przygotowania do przeprowadzki.

Przebudziłem się jakoś po 6. Zrobiłem kawę i jak zwykle zacząłem przeglądać najnowsze informacje na tablecie. Internet wrzał. Kolejne portale przebijały się w tytułach. „Piłkarski utracjusz w Piaście. Czy z Leszczyńskiego coś jeszcze będzie?”- to jeszcze było łagodne. Gorzej z komentarzami, ale lata gry nauczyły mnie, żeby je olewać. Miałem przecież swój cel i chciałem jeszcze co najmniej 4 lata pograć na najwyższym poziomie. Wiedziałem, że jak się postaram, to dam radę.

– A ty już na nogach? – zapytała zdziwiona Paula i poszła zaparzyć sobie espresso.

Nie minęła ósma, a telefony zaczęły się urywać.

– Witam, Radosław Pieczarek, Sport News. Czy chciałby pan krótko skomentować swój transfer do Piasta Gliwice? – odezwał się głos młodego mężczyzny w telefonie.

– Dzień dobry. Jestem bardzo szczęśliwy z tego powodu i chciałbym podziękować panu prezesowi i trenerowi za obdarzenie mnie zaufaniem. Zrobię wszystko, żeby ich nie zawieść i pomóc Piastowi na boisku najlepiej, jak potrafię. Miłego dnia życzę! – wygłosiłem oklepaną formułkę i rozłączyłem się.

Wiedziałem, że to nie ostatni telefon. Odebrałem jednak jeszcze tylko jeden. Tak po prawdzie, to wierzyłem w swoje słowa. Naprawdę chcę dać z siebie wszystko. Mam dopiero 29 lat, więc jeszcze nie wszystko stracone.

Około południa zaczęliśmy pakowanie. Nie miałem zamiaru od razu zabierać wszystkiego, ale kilka walizek zapakowaliśmy. Pojechały specjalnie wynajętym samochodem, a my udaliśmy się jeszcze do znajomych.

– No gratuluję panie Krzysztofie! – nieco żartobliwie powitał nas Patryk, dobry znajomy.

– Szykujcie się, idziemy w miasto – odpowiedziałem zapraszająco i weszliśmy do środka.

Patryka poznałem dwa lata temu. Pracował w Stomilu, kiedy tu przychodziłem. Pierwszego dnia treningów w Olsztynie zatrzasnąłem się w szatni. Patryk był wtedy taką złotą rączką, z czasem awansował na stanowisko kit mana. To właśnie on przyszedł mi z pomocą i po pół godzinie byłem wolny. Niestety, pierwsza część treningu dobiegła już końca i musiałem biegać 10 karnych okrążeń. Po zajęciach dowiedziałem się, że był to swego rodzaju chrzest. Tak przywitali mnie koledzy z zespołu. Kiedy ja biegałem wkoło boiska, oni zwijali się ze śmiechu, bo trener był na mnie, delikatnie mówiąc, nieco zdenerwowany. Sytuację szybko udało się załagodzić, a dobre stosunki z Patrykiem pozostały do dziś. Nie mogłem więc wyjechać bez słowa.

Z nim i jego żoną poszliśmy do jednej z restauracji na olsztyńskiej starówce. Zjedliśmy obiad, porozmawialiśmy, ale czas gonił i trzeba było jechać.

– Dobrze się tak siedzi, ale powoli musimy się zbierać – zagadnąłem, prosząc jednocześnie kelnera o rachunek.

– Eh, tak szybko minęły dwa lata. Dopiero co przychodziłeś do klubu, a już wyjeżdżacie – z żalem w głosie odpowiedziała Żaneta, żona Patryka.

– Już tęsknie za jeziorami, tym klimatem. Tego właśnie nie lubię w graniu Krzyśka. Za często zmiany, przeprowadzki.

To nie dla mnie – wtrąciła Paula, ale ku mojej uciesze przyszedł kelner z rachunkiem za obiad.

Wielokrotnie rozmawialiśmy o tych przeprowadzkach, ale z czasem zaczęła się z tym godzić. Wiem, że dla niej to nieciekawa sytuacja, bo nie może nawet normalnie pracować. Kilka lat temu zaocznie została magistrem z ekonomii, ale przez moje zmiany klubów nie mogła znaleźć pracy na dłużej. Teraz dorabia sobie jedynie przez Internet. Powiedzmy, że w jakimś stopniu się realizuje.

Pożegnaliśmy się ze znajomymi, zapraszając do nowego domu i wyruszyliśmy w drogę. Nazajutrz zaczynały się przedsezonowe treningi. Około 23:00 minęliśmy znak z napisem „Gliwice”.

Zbieżność wszelkich osób i nazwisk jest przypadkowa

NASTĘPNY ROZDZIAŁ TUTAJ

Odbierz darmowe 20 zł w nowym polskim bukmacherze forBET. Graj za darmo!