Wydawać by się mogło, że w walce o grupie mistrzowską widzieliśmy już wszystko, ale nasza kochana liga nie przestaje nas zaskakiwać. Po zamieszaniu z Ruchem i Podbeskidziem i liczeniem punktów w klasyfikacji fair play, przyszła kolej na coś nowego. Właśnie dowiedzieliśmy się, że Lechia Gdańsk wycofała skargę do Trybunału Arbitrażowego przy PKOL, a tym samym to Ruch Chorzów, a nie Podbeskidzie zagra w czołowej ósemce.
Jeszcze rano wszyscy wstawaliśmy z przeświadczeniem, że awans wywalczyło Podbeskidzie. Gdzieś z tyłu głowy docierały oczywiście informacje o tym, że Lechii może zostać zwrócony punkt, ale póki co, wszystkie możliwe terminarze mówiły, że to „Górale” będą bić się o europejskie puchary i mogą spokojnie przygotowywać się do spotkania z Pogonią Szczecin.
Okazuje się jednak, że Lechia, po konsultacjach z PZPN-em i prezesem Bońkiem, postanowiła wycofać skargę złożoną 29. marca. Ważne były też ponoć naciski z UEFA, ale niezależnie od tego, kto kogo namawiał do takiej decyzji, dziś wiemy już, że największym przegranym tej idei jest ekipa Roberta Podolińskiego. Ktoś powie: „mogli zdobyć więcej punktów w ciągu 30 kolejek”. Jasne, to prawda, ale z drugiej strony Podbeskidzie wygrało w ostatniej kolejce, gdzie wszyscy znali zasady, które muszą spełnić, aby zagrać w teoretycznie lepszej grupie. Dlatego żal nam klubu spod Klimczoka, bo na wiosnę zaliczył niesamowitą pogoń za czołówką. Robert Podoliński poprzestawiał wszystkie klocki na tyle umiejętnie, że wyprowadził swój zespół ze strefy spadkowej, a do tego dał mu całkiem niezłą tożsamość. W dodatku sprawa z oddaniem punktu budzi znów kolejny niesmak, a przecież w ostatnich dniach było ich aż nadto.
Wracając do faktów – o tym, kto zagra w piłkarskim raju decydowała mała tabela. W niej liderem jest Lechia z 7 punktami, Ruch jest drugi z 5 oczkami, a na końcu mamy Podbeskidzie z 3 punktami. Wszystkie trzy drużyny mają identyczny dorobek punktowy, dlatego o klasyfikacji decyduje właśnie ten system.
Przyjrzyjmy się też oświadczeniu Lechii Gdańsk i PZPN-u:
„Po konsultacji z ekspertami UEFA oraz respektując ich zalecenia skierowane do związku oraz klubu, Polski Związek Piłki Nożnej oraz Lechia Gdańsk doszły do przekonania, iż dalsze prowadzenie sporu przed Trybunałem Arbitrażowym przy PKOL jest niecelowe. W ocenie prezesa PZPN Zbigniewa Bońka oraz prezesa Lechii Adam Mandziary, piłkarskie rozstrzygnięcia winny zapadać na boisku, a nie w wyniku decyzji Trybunału Arbitrażowego.To walka na boisku i jej reguły powinny decydować o kolejności w tabeli. Lechia Gdańsk postanowiła zachować neutralność i szacunek dla boiskowych rozstrzygnięć, dlatego 11 kwietnia podjęła decyzję o wycofaniu przedmiotowej skarg.”
Wygląda to o tyle komediowo, że prezes Mandziara pokazał swoje wielkie serce dopiero w momencie, gdy punkt w tę czy w tamtą stronę nie robił mu już różnicy. Ciekawe czy klub zdobyłby się na podobny gest przed ostatnią kolejką? Niczego nikomu nie zarzucamy, ale znów wygląda to na radosną twórczość „przy zielonym stoliku”. Wizerunkowo liga zaliczyła więc prawdziwy nokaut i wygląda prawie jak Artur Szpilka po ostatniej walce.
Warto popatrzeć jednak na całą sprawę od strony całej reformy ESA37. Tu opinii jest wiele, ale niewątpliwie dziś projekt ten nie do końca spełnił swoje założenie. Miał wprowadzić więcej emocji i wprowadził, tyle, że negatywnych – budzących niesmak. Czy naprawdę adrenalina jest ważniejsza od przejrzystej rywalizacji? Do tego kwestią sporną jest pytanie, czy w ogóle spełnia swoje założenia i będzie kiedykolwiek sprawiedliwy, przy tak płaskiej tabeli, jaką widzimy w Ekstraklasie. Tak naprawdę, o tym kto gra w poszczególnych grupach, mogłoby decydować ciągnięcie zapałek, albo rzut monetą. A jeszcze z większym absurdem będziemy mieć do czynienia, gdy z ligi spadnie choćby dziewiąty zespół po 30. kolejkach.
ESA37 to jednak temat rzeka. Dziś liczy się to, że Lechia znów namieszała w tabeli. Czy liga będzie przez to bardziej sprawiedliwa? Czy Ruch powinien grać w grupie mistrzowskiej? Czy wizerunek całego systemu będzie się w ogóle dało odbudować? Jedno jest pewne – ktoś bardzo nadszarpnął wizerunek polskiej piłki. No i Waldemar Fornalik dostał niezły urodzinowy prezent. Byle tylko nie było w nim wyskakującego klauna.