Zakończyła się 5. kolejka Ekstraklasy. Za nami niezwykle emocjonujące mecze, jak ten w Łęcznej, ale też niesamowicie nudne kopaniny, których świadkami byli kibice we Wrocławiu. Piękne bramki Gergela i Stilicia, oraz perfekcyjnie zmarnowane setki Trytki i Teodorczyka. O wszystkim, co warte odnotowania, przeczytanie w naszym cotygodniowym magazynie. Przed Wami Gol, w którym krótko i treściwie opisaliśmy postawę każdej z drużyn T-Mobile Ekstraklasy. 3, 2, 1, zaczynamy!
1. Górnik Zabrze (11 pkt.) – Z reguły ganimy i śmiejemy się z naszych ligowych kopaczy, jednak gdy trzeba kogoś pochwalić, to nie mamy z tym problemu. W przypadku Górnika na klawiaturę cisną się same dobre słowa. Świetny Gergel, inteligentnie grający Zachara, pewny Augustyn, dynamiczny Kosznik, będący w wybornej formie Jeż i tak można wymieniać i wymieniać. Wszyscy zasługują na dobre i bardzo dobre noty, wszyscy oprócz działaczy…
2. GKS Bełchatów (11 pkt.) – Może to nie był Big Mak, ale taki dobry hamburger. Michał zaliczył trochę za dużo strat, za często też wdawał się w drybling, jednak w kluczowym momencie, gdy trzeba było gonić wynik, zaliczył asystę. Trochę nabijaliśmy się, gdy trener Kiereś w akcie desperacji dokonał… potrójnej zmiany (przyznacie, że jest to niecodzienne zjawisko). Jednak w ostateczności, jego pomysł wypalił, bo gola zdobył jeden ze zmienników i „Brunatni” dopisują do swojego konta 1 pkt.
3. Legia Warszawa (10 pkt.) – Gra podopiecznych Berga w tym sezonie to prawdziwy rollercoaster. Zaczęło się od totalnie słabych meczów z amatorami z St. Patricks (poprawione w międzyczasie porażką z GKS-em), przez świetne mecze z Celtikiem czy Łęczną, aż do drugiej połowy spotkania z Jagiellonią. Tak, wiemy. Legia na Podlasiu wygrała zdecydowanie, pewnie, zasłużenie (dopiszcie przysłówki jakie chcecie). Jednak druga połowa, to wypisz wymaluj ksero wspomnianych wyżej meczów, tych gorszych rzecz jasna. Vrdoljak przypomniał sobie Steauę, Astiz zapomniał jak się podaje piłkę, a cała ofensywa Legii przypominała formację ataku… Celtiku. Nie wyrokujemy – zauważamy. Mamy nadzieję, że to wypadek przy pracy. A tak swoją drogą, Pinto i Sagan… do boksu!
4. Pogoń Szczecin (9 pkt.) – Przyjechała do Poznania wygrać i wygrać powinna… gdyby Robak był ciut skuteczniejszy, albo gdyby Pawłowski był nieskuteczny niczym Teodorczyk. „Portowcy” znów nie przegrali. Potwierdzają niezłą formę i teraz czekamy, aż wskoczą na wyższy poziom, tzn. zaczną lać najlepszych…
5. Wisła Kraków (9 pkt.) – Memory 18, Stilić, i wszystko jasne. To był mecz jednego zawodnika, show jakie odstawił Semir Stilić, na długo zapamiętają w Krakowie i w Gdańsku. Nie chodzi tu o same bramki, ale praktycznie każdy jego kontakt z piłką, to wszystko było magiczne. Jeżeli ktoś oglądał wcześniejszy mecz we Wrocławiu, a później zdecydował się obejrzeć to, co dzieje się w Krakowie, to musiał się czuć jakby oglądał Premier League, tyle że bez strzelających „szpraji” i łykania gówien… Oprócz Bośniaka, przyzwoite zawody zagrał Sadlok i Burliga, naprawdę dobrze ogląda się bocznych obrońców „Białej Gwiazdy”, teraz czekamy, aż odpali Jankowski, bo przecież w Brożka wykorzystującego 1/3 swoich sytuacji nawet nie wierzymy…
6. Lech Poznań (8 pkt.) – W Poznaniu atmosfera płaczu. Co prawda nie słyszeliśmy, żeby ktoś ronił łzy po Rumaku… zaraz, zaraz, podobno na części M3 sektora rodzinnego beczał jakiś trzylatek – poprawia nas nasz reporter. Ale nie, on się nie liczy, to syn byłego trenera i płakał bo nie dostał popcornu. Płacze natomiast lider zespołu… „Strachy na lachy”, Krzysztof Grabowski. Że on i inni nie chcą Skorży, bo to legionista. W sumie lepiej mieć Chrobaka, zamiast Rumaka i Teodorczyka, piekielnie nieskutecznego i wicemistrza… na Boga, Skorża jest potrzebny na Bułgarskiej! Przecież on jest stąd, z Wronek…
7. Górnik Łęczna (8 pkt.) – Po łomocie, jaki Górnik dostał tydzień temu w Warszawie, nie został żaden ślad. Chłopcy Szatałowa wyleczyli się z ran (po drodze oklep w PP od Stali Rzeszów) i postanowili w sobotę powetować sobie niepowodzenie ze Stolicy. Jak założyli, tak uczynili. Rozstrzelali Zawiszę, a przy okazji stworzyli całkiem ciekawe widowisko dla trybun. Bohaterem Bonin (kto by pomyślał?!), nie gorszy Cernych (ten sam, który na Łazienkowskiej z 5 metrów posłał piłkę na Żyletę)… było kogo oklaskiwać. Tyle, że to tylko Zawisza…
8. Lechia Gdańsk (7 pkt.) – „A miało być tak pięknie”, a jest coraz gorzej. Podobnie jak w meczu z Lechem, Gdańszczanie objęli prowadzenie, mieli kilka setek, które masowo zmarnowali i ostatecznie przegrali. Gdzieś w 30. min. na boisko pojawił się Łukasik, tzn. niby był od początku, ale chyba nałożył czapkę niewidkę. Podobno w meczu brał udział też Ariel Borysiuk… Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. Kolejny słaby występ Pawłowskiego i w zasadzie tylko do Makuszewskiego ciężko się przyczepić. Lechia na starcie sezonu rozczarowuje, a z tak ładnie napompowane balonika pozostały tylko oplute resztki…
9. Jagiellonia Białystok (7 pkt.) – Probierz zagrał na alibi. Przegrał już w czwartek twierdząc, że Legia to dream team. Do tego brak Quintany… to wszystko zwiastowało wpierdol porażkę, jaką tydzień temu poniosła Łęczna. Skończyło się na 0:3, choć gdyby nie zagotował się Piątkowski, Jaga mogła jeszcze powalczyć, a tak położyła się, otrzymała najniższy wymiar kary… i po wszystkim.
10. Śląsk Wrocław (7 pkt.) – Ciężko nam się zdecydować, co gorzej wyglądało. Pustki na ogromnym Stadionie Miejskim, czy jednak gra gospodarzy. Bez napastnika z prawdziwego zdarzenia, ba! W ogóle bez napastnika, nawet takiego Więzika Gikiewicza (odpukać), ciężko będzie o wygrywanie spotkań. Flavio męczy się niemiłosiernie na tej pozycji, a gdy już dostanie piłkę, razi nieskutecznością. Mimo wszystko Śląsk mógł wygrać ten mecz, jednak na przeszkodzie stanął arbiter, który uznał, że nikomu nie należą się 3 pkt, całkiem słusznie zresztą…
11. Podbeskidzie Bielsko-Biała (7 pkt.) – Wrócił Sokolowski i Korzym, jednak dopiero Patejuk, po wejściu na boisku, uderzeniem z czuba, kajora, szpica… zwał jak zwał, wyprowadził „Górali” na prowadzenie. Podbeskidzie powinno ten mecz wygrać, jednak wystarczyła chwila nieuwagi i zamiast 3 punktów, mogą sobie dopisać tylko jeden.
12. Cracovia (4 pkt.) – Ciężko o komplet punktów, gdy drużyna ustawia się defensywnie, przeciwko rywalowi grającemu bez napastnika… Takie założenie gwarantuje tylko jedną rzecz, ogromną nudę! Nudę, którą czasami starał się przerywać Marcin Budziński, jedyny na boisku, chcący osiągnąć coś więcej niż 1pkt. Dawid Nowak stwierdził, że ciężko mu było dojść do jakiekolwiek piłki, gdyż te latały w okolicach 4. piętra. Ot, taki to był wysoki poziom spotkania.
13. Ruch Chorzów (4 pkt.) – Trener Kocian przed spotkaniem prosił swoich zawodników, żeby pomogli się przełamać Grzesiowi i Grzesiu się przełamał. Starzyński i spółka zagrali mecz z Piastem podobnie, jak swoje ostatnie dwa spotkania. Szybko strzelona bramka i obrona Częstochowy. Po 3 porażkach, 4 punkty… wynik niezły. Tyle, że za chwilę mecze z udziałem Ruchu zostaną zabronione w telewizji, z obawy przed masową depresją widzów…
14. Zawisza Bydgoszcz (3 pkt.) – Tym razem w pierwszym składzie „tylko” 6 obcokrajowców. Nic to jednak nie zmieniło… kolejna porażka, tym razem w żenującym stylu (gdyby zawodnicy Górnika byli odrobinę skuteczniejsi, mogło się skończyć 7:2). W Bydgoszczy tłumaczą sobie, że początek ubiegłego sezonu też nie był dla Zawiszy najlepszy. Ok, ale wtedy to jakoś wyglądało – teraz nie wygląda i nie zapowiada się, że będzie lepiej. Zapowiada się za to zmiana trenera po meczu z Lechią. Do tego wyrzucilibyśmy tak z połowę tego portugalskiego szrotu, który miał zawojować naszą ligę, być może wtedy przyjdą wyniki…
15. Piast Gliwice (2 pkt.) – Napiszemy krótko. W Gliwicach nic się nie zmieni, dopóki trenerem będzie ten hiszpański wynalazek Zdzisława Kręciny. Totalny chaos w linii ataku, akcje z przypadku… ktoś powie: ale przecież Piast był lepszy od Ruchu! Taki był lepszy, że przegrał… z Ruchem, za chwilę może z Bełchatowem, a jeszcze później z Zawiszą… nie, z Zawiszą nie! Chociaż kto wie, w tym ostatnim pojedynku wygra drużyna, która pierwsza zmieni trenera. A jak żadna nie zmieni, to będzie remis.
16. Korona Kielce (1 pkt.) – Ciężko o punkty, gdy ma się w składzie sabotażystę, a na takie miano ciężko sobie zapracował Przemysław Trytko. Napastnik Zawodnik „Koroniarzy” nie dość, że zmarnował trzy stuprocentowe sytuacje, to jeszcze nie upilnował Kosznika przy rzucie rożnym, po którym pomocnik Zabrzan zdobył pierwszego gola. Korona ma ogromne problemy z konstruowaniem akcji ofensywnych, więc tym bardziej, takie prezenty od losu trzeba wykorzystywać… Cała nadzieja w Olivierze Kapo, który ma być lekarstwem na problemy „złocisto-krwistych”. Oby tylko nie okazał się kolejnym balastem, bo wtedy będzie Kaput…