Dłuższa przerwa od Wielkich Derbów Śląska? Górnik chce podsiąść „Niebieskich”

Kibice kolarstwa być może się obrażą, ale sytuacja w Nice 1 Lidze przypomina dość nudny etap na płaskim terenie. Zawodnikom niespecjalnie się spieszy. Jeśli komuś przytrafił się defekt roweru po drodze, to i tak z palcem w nosie dogonił stawkę. Do końca pozostało już tak mało kilometrów, że zażarta walka na finiszu jest sprawą oczywistą. Zwycięzca będzie tylko jeden, przegranych kilku. Jeśli ktoś w tej chwili zajmuje uprzywilejowaną pozycję w peletonie, to jest to Górnik Zabrze. To o tyle ciekawe, że właśnie z tą ekipą wiąże się pewien dodatkowy smaczek.

W tytule zdążyliśmy się już zdradzić. Mamy tu oczywiście na myśli Wielkie Derby Śląska. Zanim jednak rozpoczniemy rozważania na ten temat, skupmy się na tym, jak wygląda sytuacja na zapleczu ekstraklasy na cztery kolejki przed końcem sezonu. Piłkarze oraz działacze z Nowego Sącza zbierają już zasłużone gratulacje za zajęcie pierwszego miejsca. Sandecja wcieliła się w rolę uciekiniera, który najlepiej potrafił wykorzystać niemoc rywali. Nie jest to drużyna naszpikowana gwiazdami (jeśli w ogóle można użyć takiego sformułowania w odniesieniu do piłkarzy z 1 Ligi), ale nie jest też zlepkiem anonimów. Grzegorz Baran czy Maciej Małkowski to piłkarze zdolni do tego, aby poprowadzić swoich młodszych kolegów do awansu. Co się dzieje za plecami Sandecji? Słowo „ścisk” kiepsko oddaje obecną sytuację. Nawet prof. Miodek mógłby mieć problem ze znalezieniem odpowiedniego wyrazu. Osiem drużyn wciąż walczy o drugie miejsce. Górnik na razie okupuje 9. pozycję, ale do drugiej Olimpii Grudziądz traci tylko cztery punkty.

A mogło być już pozamiatane. Górnik przegrywał wczoraj do przerwy 0:2 ze Stomilem Olsztyn. Siedem punktów straty do drugiego miejsca, to byłaby już strata nie do odrobienia. Jedną nogą byli już w trumnie, a drugą na skórce od banana. – Nie przystoi, żebyśmy tak grali – skomentował postawę całej drużyny Bartosz Kopacz, środkowy obrońca zabrzan. A to już wypowiedź trenera Marcina Brosza na pomeczowej konferencji prasowej: – Cieszę się, że jest w moim zespole charakter, czyli coś czego nie da się wytrenować. Tak jest, to był prawdziwy pokaz walki do końca. Zawodnicy z Zabrza pierwszą bramkę strzelili w 69. minucie, a zdążyli wygrać 4:2. Może zawodnicy i trener nie tryskali optymizmem, ale to właśnie dzięki takim historiom może narodzić się drużyna, która mimo licznych niepowodzeń i wpadek, będzie w stanie wywalczyć awans do elity. To nic, że z grona ośmiu drużyn, które mają ten sam cel, zabrzanie zajmują obecnie ostatnie miejsce. Mamy do końca cztery kolejki, to jest jeszcze dużo czasu – w taki sposób mógłby sparafrazować klasyka Brosz.

Sposobów na motywację jest mnóstwo, ale nasuwa się jeszcze jeden. To sporna kwestia, ale zajęcie miejsca, które zwalniają pogrążeni w kryzysie lokalni rywale, musi smakować wyjątkowo. Sporna dlatego, ponieważ na pewno znajdzie się duża grupa osób, która po prostu tęskni za Wielkimi Derbami Śląska. Jasne, fajnie, że Ruch/Górnik występuje w wyższej klasie rozgrywkowej, ale wypadałoby udowodnić swoją wyższość w bezpośrednim starciu. Znów usłyszeć dźwięk trzeszczących kości i zdzieranej trawy. Wyjść odświętnie ubranym (w szalik i klubową koszulkę) z domu i na odchodne powiedzieć, że idzie się na wojnę zwaną derbami. Idzie się tworzyć historię. Historię piękną, choć ostatnio podupadającą.

Wielkie Derby Śląska to nie są spotkania, na które zasługuje Nice 1 Liga. Z całym szacunkiem, ale piękna karta polskiego futbolu nie powinna być zapisywana w miejscu, gdzie Chrobry Głogów leje się z Chojniczanką Chojnice. Tak po prostu nie przystoi. Nawet jeśli poziom sportowy tych dwóch par byłby podobny, to patrzylibyśmy na te widowiska z niedowierzaniem. Zamiast wybiegać daleko w przyszłość, należy się jednak skupić na teraźniejszości. To dotyczy zwłaszcza Ruchu, którego problemy organizacyjne przybierają olbrzymie rozmiary. Nie brakuje głosów, że PZPN nie pozwoli „Niebieskim” na grę w Nice 1 Lidze, jeśli ci nie zdołają się utrzymać w ekstraklasie. Czytelnicy z Łodzi na pewno wiedzą, o czym mowa.

Cała sytuacja przypomina nieco tą z… Premier League. Za sprawą Londynu i Liverpoolu na brak derbów większość Brytyjczyków nie będzie narzekać. Nie można jednak zapominać o rywalizacji Sunderlandu z Newcastle, czyli o Tyne-Wear Derby. Podopieczni Rafy Beniteza już czują zapach pieniędzy, które zaraz spadną na nich niczym letni grad. Z kolei „Czarne Koty” od kliku miesięcy smacznie sobie śpią. Obudzą się (może, nic pewnego), jak z hukiem zlecą na półkę niżej.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka + do 400 zł bonusu!

 

Komentarze

komentarzy