W wieku 16 lat wchodzi z ławki podczas starcia w meczu FA Cup przeciwko Cambridge City. Pierwsze co robi? Podaje piłkę piętą do kolegi z drużyny. Tak zaczynał karierę w League One nastoletni Dele Alli. „Chciałem go udusić” – wspomina menedżer MK Dons, Karl Robinson. Dziś młodego rozgrywającego udusić chcą zupełnie inni ludzie. Jego rywale.
Zapewne dane osobowe w postaci Bamidele Jermaine Alli nikomu za wiele obecnie nie mówią, ale gdy dwa pierwsze człony wyparują, a w ich miejsce wstawimy zwyczajne „Dele”, bardzo szybko zorientujemy się o kogo chodzi. „Moi rodzice pochodzą z Nigerii, ale urodziłem się w Anglii. Ten przydomek świetnie skraca moje imię” – tłumaczy szczegóły swoich danych osobowych Alli.
Pierwsze szlify w futbolu zaczynał grając w Milton Keynes, w drużynie młodzieżowej zwanej City Colts.
– Przybył tutaj z kilkoma kolegami i był wyróżniającym się graczem. Zawsze był niezależny, pewny siebie, po prostu naturalny – wspomina Andy King, sekretarz młodzieżowego klubu.
We wczesnym etapie kariery Allego jedną z kluczowych postaci był opiekun grupy City Colts – Mark Walsh, który następnie został mianowany na szefa Akademii MK Dons. Mark był doskonałym wzorem dla wszystkich. Uczył ich jak prowadzić swoje życie, nie zezwalał na picie alkoholu czy palenie, by zawsze prezentowali dobrą kondycję. Walsh przenosząc się do nowego miejsca pracy zabrał ze sobą trojkę najzdolniejszych dzieciaków z poprzedniego klubu – Harry’ego Hickforda, Bena Granta oraz 11-letniego wówczas Dele Allego. Hickford i Alli musieli zatem zmienić szkołę i przenieść się do Wolverton. Matka obecnego gracza Tottenhamu samotnie wychowująca syna jednak nie mogła zaopiekować się swoją pociechą, dlatego rodzice Harry’ego przejęli nad Dele opiekę w nowym miejscu, umożliwiając mu piłkarski rozwój.
Pomocnika również wspomina szef młodzieży w Dons – Mike Dove.
– To był chudy dzieciak, ale nie obawiał się niczego. Był doskonały technicznie, z dobrym przeglądem pola, idealnie wpasowywał się do nowych sytuacji na boisku. Można było odnieść wrażenie, że jest nieśmiały, ale ma dużo zaufania do własnych umiejętności. Nigdy nie bał się pokazywać swojej ekspresji, nawet będąc młokosem. Nie lubił nikogo, kto był od niego lepszy.
Alli w wieku 14 lat dołączył do pierwszej drużyny MK Dons. Przy podpisywaniu pierwszego kontraktu znalazł się w centrum szkoleniowym, gdzie składał swój podpis. Do pokoju wszedł menedżer Karl Robinson.
– Miał na sobie czapkę z daszkiem, ale w chwili, gdy mnie zobaczył natychmiast ją ściągnął. To mały szczegół, ale jednocześnie pokazujący, że wie jak reagować we właściwy sposób – wyjaśnia Robinson.
Robinson od początku wprowadzania młokosa do zespołu starał się stosować do niego mentalność starej szkoły – czyszczenia butów starszym zawodnikom, czy nauką jaka jest różnica między zwykłą kawą a latte macchiato.
– Był najmłodszy w autokarze, więc musiał ją robić także dla personelu autobusu. To przerażające, bo nie wiedział jaka jest różnica między czarną kawą, białą, a cappuccino.
Debiut oraz pierwszą bramkę zaliczył w wieku 16 lat przeciwko Cambridge United. Premierowy gol Anglika padł po strzale z 30 jardów. W tamtych rozgrywkach wystąpił jeszcze pięć razy, głównie w FA Cup. Trenerzy MK Dons wspominają, że trudno zobaczyć u niego emocje. Chwalisz go? Dele z kamienną twarzą. Ganisz go? Dele z kamienną twarzą. Nigdy się nie peszył, ciągle starał być się najlepszy w drużynie. Rok po debiucie był odpowiedzialny za rozkręcanie atmosfery poprzez muzykę w szatni. Zabawiał wszystkich, tańczył w kółeczku i bawił się piłką. Starsi gracze go po prostu uwielbiali, został ich oczkiem w głowie.
Od zawsze popisywał się niekonwencjonalnością. Podczas jednego z treningów Robinson wrzucał piłki w pole karne, by gracze trafiali futbolówkę głową. Gdy trener wrzucił za niską piłkę, nastolatek wyskakiwał w powietrze i uderzał piłkę piętą. Innym razem, podczas jednej z przerw na treningu, wypluł swoją gumę do żucia i postanowił nią żonglować: z kolana na kolano, następnie robił to nogami, kopiąc ją do góry i trafiając do ust.
Pokazywał futbol jaki kibic chce zobaczyć – efektowny, z duża ilością nieprzewidywalności. Jednocześnie nie zapominał o dyscyplinie, grając w centralnej części boiska. Zdobywał bramki, asystował, czyścił – wszyscy nazywali go współczesnym piłkarzem.
– Mieliśmy mecz towarzyski z Chelsea na Stamford Bridge. Oczywiście chciał grać, ale miał kilka strupów na nodze. Pamiętam jego minę – wyglądał jak dziecko, któremu zabrano zabawki z wózka. Powiedziałem mu, że to dla jego przyszłości, na co odpowiedział, że przyszłość to następny mecz – opowiada ponownie Robinson.
Alli największy progres zaliczył na przełomie 2014 i 2015 roku. W 44 spotkaniach trafił 16 bramek i zaliczył 11 asyst. To wówczas stanął naprzeciw Manchesteru United, gromiąc ich aż 4:0, jednocześnie pokazując miejsce w szeregu Kagawie czy Januzajowi, którzy wyglądali przy chłopcu z Milton Keynes jak drugorzędni zawodnicy. Do transakcji pomiędzy MK Dons a Tottenhamem doszło w styczniu 2015 roku, ale „Spurs” postanowiło zatrzymać Allego jeszcze na kilka miesięcy w macierzystym klubie. Okazało się to dobrym posunięciem, ponieważ w stolicy Anglii raczej nie miałby zbyt wielu szans na regularne występy, zaś w Dons mógł się nadal cieszyć grą i zdobyć nagrodę dla najlepszego młodego zawodnika sezonu.
Dlaczego Tottenham? Wiele mówiło się także o zainteresowaniu Arsenalu na kilka miesięcy przed uzgodnieniem transakcji z „Kogutami”. Robinson zdradził, że mieli także oferty od innych klubów, ale te ostatecznie uznały, że Alli nie jest wystarczająco dobry. A przecież w League One radził sobie znacznie lepiej niż Gareth Bale, The Walcott czy Alex Oxlade-Chamberlain. Okazał się lepszy od nich wszystkich.
– Liga jest ogromną wylęgarnią talentów. Jeśli kluby Premier League byłyby na tyle odważne, w przypadku podarowania szansy takim zawodnikom, odnieśliby tylko same korzyści. Kiedy podjęliśmy decyzję o transferze Allego? Po meczu w Crewe, wieczorem w hotelu. Obaj zgodziliśmy się, że jego czas nadszedł Teraz musiał zrobić kolejny krok – zdradza Karl Robinson.
Alli jest nazywany klejnotem z MK Dons, ale nie jedynym. Oprócz niego swoje kariery tutaj zaczynali tacy zawodnicy jak Brendan Galloway z Evertonu, Sheyi Ojo z Liverpoolu, czy George Williams z Fulham.
Od chwili przybycia do „Spurs”, nastoletni pomocnik jest najczęściej wykorzystywany w środkowej części pomocy obok Erica Diera w preferowanej przez Pochettino formacji 4-2-3-1. Argentyńczyk dając nie tylko szansę Allemu, udowodnił, że nie boi się ryzyka w postaci wprowadzenia do zespołu graczy mniej doświadczonych. Na razie wychodzi to całemu zespołowi na dobre, szczególnie jeśli popatrzymy na wychowanka MK Dons, z którym do tej pory Tottenham na boisku jeszcze nie przegrał. Nastolatek był szczególnie imponujący w spotkaniu z Manchesterem City, gdzie musiał przeciwstawić się Yai Toure. Z tego zadania wywiązał się znakomicie, tak jak cały zespół, ogrywając klub z Etihad 4:1.
Zawrotną karierę Delego dopełnił debiut w reprezentacji, z którego jednak nie wszyscy byli do końca zadowoleni.
– To jest taka sama sytuacja jak w zeszłym sezonie z Harrym Kanem. Trzeba być ostrożnym z młodymi graczami, którzy trafiają do Premier League. Ale tak jak w zeszłym sezonie, to nie jest moja decyzja. To decyzja Roya Hodgsona, czy chce, aby powołać Allego. Widać, że jest graczem, który jest bardzo dojrzały i pokazuje świetną jakość, ale zawsze w piłce nożnej trzeba wszystko robić krok po kroku – twierdził Pochettino.
Ostatecznie do debiutu doszło w spotkaniu z reprezentacją Estonii, wygranym przez Anglików 2:0. To także zamknęło spekulacje, jakoby Alli miał wybrać docelowo reprezentację Nigerii z powodu pochodzenia swoich rodziców. Do takiej decyzji namawiał go były napastnik Wimbledonu – John Fashanu.
Na temat talentu pomocnika Tottenhamu także wypowiedział się niedawno Steven Gerrard, który, co ciekawe, jest idolem Delego.
– Sądziłem, że Dele będzie jednym z tych piłkarzy, o których postara się Liverpool, tym bardziej, że mój czas na Anfield dobiegał końca. Alli mógł przez kilkanaście lat reprezentować barwy „The Reds”. Ma wszelkie ku temu predyspozycje – wyznał niedawno były kapitan Liverpoolu.
Bez wątpienia, nawet jeśli Alli nie zostanie graczem Liverpoolu, prędzej czy później może zostać graczem pokroju legendy klubu z Merseyside. Jeśli tylko jego kariera pójdzie w odpowiednim tempie, Anglia po raz kolejny będzie mogła pochwalić się rozgrywającym światowej klasy.
A to wszystko dzięki dzielnicy Milton Keynes, 75 kilometrów od stolicy Anglii, gdzie już od najmłodszych lat nauka robienia kawy jest wpisana niemalże w dekalog.