Bieda w jego życiu była na porządku dziennym. Jak sam wspomina, był świadkiem morderstw, kradzieży, a jego rodzina nie pławiła się w luksusie. Dziś gra w jednej z najlepszych lig na świecie. Poznajcie scenariusz, jaki życie pisze dla Gabriela Paulisty.
Obecny zawodnik Arsenalu urodził się w Sao Paulo (co ciekawe – dokładnie tego samego dnia co jego aktualny klubowy kolega Danny Welbeck) i to właśnie niedaleko stolicy stanu spędził najmłodsze lata swojego dzieciństwa. Życie jego rodziny nie miało niczego wspólnego z luksusem. W rurach często brakowało wody, a elektryczność co rusz szwankowała. Gabriel to najmłodszy potomek Terezinhy i Silvio, a w domu mieszkało jeszcze pięciu braci. O ile nikt w rodzinie nie przymierał głodem, to fakt, że czasami trudno było umieścić cokolwiek na talerzu jest już prawdą. Przed narodzinami najmłodszego dziecka Terezinha i Silvio wraz z czterema synami mieszkali w drewnianym baraku, na pobliskich fawelach w Tabao de Serra. To było brutalne środowisko, z którego człowiek jak najszybciej chce się wydostać. Zbrodnie i kradzieże traktuje się w tym rejonie na porządku dziennym. Sposobem na wyjście z tej patologii okazywał się futbol, choć nawet to rodziło pewne problemy, ponieważ jedynym miejscem do gry był plac, który boiskiem nazwać można niezwykle trudno. Brak trawy i błoto – w takich warunkach kopał futbolówkę mały Gabriel. To zresztą jedyne zajęcie, jakie zwyczajny nastolatek wykonywał. Nie było innego wyjścia. Jeśli ktoś nie posiadał uzdolnień w tej dziedzinie (lub nie poświęcił się nauce w szkole), zwykle zostawał kryminalistą.
Będąc nastolatkiem Paulista próbował jak najszybciej związać się z futbolem, ale los bezczelnie z niego kpił. Nie udało mu się wedrzeć do akademii Santosu, ani nawet do grającego w czwartej lidze Gremio Barueri. Karierę rozpoczął dopiero młodzieżowych sekcjach Vitorii, skąd dostał się na mocy jednego z turniejów stanowych Sao Paulo, podczas którego niesamowicie się wyróżniał. Dołączenie do klubu oznaczało wyjazd z rodzinnego miasta do Bahia, w północno-wschodniej Brazylii. Jego rodzina i przyjaciele nie mieli pieniędzy, aby do niego dołączyć. Jak sam wspomina, dopadła go wówczas samotność i chciał wracać do domu, jednak marzenia o tym, by pomóc swojej rodzinie były silniejsze. Wytrwałość się opłaciła i w 2010 roku podpisał pierwszy kontrakt z klubem, który wypromował między innymi takich piłkarzy jak Dida czy David Luiz. Pierwszą wypłatą nie nacieszył się jednak zbyt długo. Został okradziony przez drobnych złodziei w swoim mieście, którzy pomknęli za nim motocyklem i ukradli całą pensję, którą Paulista wypłacił z bankomatu.
Gabriel nie mógł zaliczyć pierwszego sezonu w barwach swojego pierwszego klubu do udanych. Zanotował zaledwie 8 spotkań w podstawowej jedenastce. Jego drużyna także przechodziła zapaść z powodu degradacji do Serie B. Powrót na szczyt okazał się trudniejszy, niż ktokolwiek w klubie mógł się spodziewać. Dopiero w 2013 roku Vitoria ponownie znalazła się w Serie A. Gabriel jednak nie zabawił zbyt długo w najwyższej klasie rozgrywkowej, ponieważ w sierpniu nadeszła oferta z Villarrealu, która momentalnie została zaakceptowana. Skauting Hiszpanów w Ameryce Południowej działa niezwykle dobrze i to głównie przez to klub zbiera później owoce w postaci zarobionych transferach. Villarreal zapłacił zaledwie 3 miliony euro, co jest znikomą kwotą w porównaniu do sum zapłaconych w tamtym okresie „złotych żniw brazylijskich klubów” podczas letniego okienka. Z Brazylii do Barcelony wyfrunął wówczas Neymar, Paulinho z Corinthians zasilił Tottenham, zaś Bernard Atletico Mineiro zamienił na Szachtar Donieck. Wszystkie transakcje opiewały na horrendalne sumy odstępnego.
W tym okresie Villarreal miał do wyboru transfer Gabriela lub Marka Bartry z Barcelony, ale Marcelinho, nowy menedżer klubu z El Madrigal, chciał piłkarza bardziej przebojowego, stąd momentalnie wybór padł na tego pierwszego. Debiut Paulisty przypadł na listopad tego samego roku podczas starcia z Elche. Początkowo Marcelinho stawiał na Mateo Musacchio i Jose Dorado, jednak na początku sezonu 2014/2015 Włoch odniósł kontuzję i Paulista wskoczył na jego miejsce, nie oddając go nawet po powrocie Mateo do pełnej sprawności.
Trzy dni przed końcem zimowego okienka z ofertą za Brazylijczyka zgłosił się Arsenal. Kwota 15 milionów euro dla Żółtej Łodzi Podwodnej była nie do odrzucenia i obrońca wyruszył na podbój Premier League. Kanonierzy początkowo mieli trudności z uzyskaniem pozwolenia na pracę swojego nowego nabytku, bowiem zawodnik nigdy nie zagrał w reprezentacji Brazylii, co znacznie utrudniało formalności. Ostatecznie wszystko doszło do skutku i Gabriel otrzymał trykot z numerem piątym, wcześniej zakładanym przez Steve’a Boulda, Martina Keowna, Kolo Toure i Thomasa Vermaelena. Dla Wengera wszechstronność Paulisty była kluczową sprawą przy finalizacji transferu. Gabriel może grać na każdej pozycji w defensywie. Jedynym problemem mogła okazać się bariera językowa, ponieważ piłkarz nie mówił po angielsku, ale obecność w zespole Nacho Monreala i Santiego Cazorli, którzy doskonale znają hiszpański pomogła mu w szybkiej aklimatyzacji. Pewne znaki zapytania dawała także przeszłość Wengera, który zwykle nie trafiał z kontraktowaniem piłkarzy z Brazylii. Julio Baptista, Denilson i André Santos to tylko przykłady wtop transferowych. Francuz spytany o to podczas jednej z konferencji odpowiedział:
– Są gracze z Rio i są gracze z Sao Paulo. Jedni mają mentalność plaży w Rio, drudzy są bardziej pracowici. Gabriel należy do tych drugich.
Pierwsze pół roku okazały się przetarciem z angielskimi rozgrywkami dla wychowanka Vitorii. W lidze Brazylijczyk rozegrał zaledwie trzy mecze w podstawowym składzie, dostając oprócz tego dwie szanse w FA Cup. W obecnym sezonie znacznie częściej znajduję się w pierwszej jedenastce, choć w środku defensywy nadal wyżej w hierarchii Wengera znajduje się Laurent Kościelny i Per Mertesacker.
Wyższe zarobki, jakie otrzymuje w Londynie, dają mu możliwość niesienia pomocy najuboższym. Gabriel podczas niezwykle szczerego wywiadu dla Daily Mail wyjaśnił, że pomoc dla niższych warstw społecznych jest dla niego na porządku dziennym. Wraz ze swoimi klubowymi kolegami oddaje część pensji na rzecz fundacji powiązanej z Kanonierami w Iraku, która buduje tam boiska do gry.
Transfer do Arsenalu spowodował także kłopoty dla jego rodziny, która mogłaby ulec porwaniu. Z tego względu Gabriel był zmuszony kupić dom w innym miejscu, znacznie poza Sao Paulo. Mimo to nadal utrzymuje wspomnienia o dzieciństwie. Dla lokalnych drużyn opłaca koszty podróży na turnieje, by mogli rozwijać swoją pasje. Pomaga biedniejszym, ponieważ wie, że jeszcze kilka lat temu sam oczekiwał takiej pomocy. Obecnie w jego rodzinnym mieście warunki uległy znacznej poprawie.
– W dzisiejszych czasach jest coraz lepiej. Burmistrz Sao Paulo wybudował w moim rodzinnym mieście dom kultury, gdzie dzieci mogą skorzystać ze szkoły tanecznej czy nauczać się języków obcych. Najmłodsi mają wybór. Jeśli lubią tańczyć, idą na zajęcia z tańca. Jeśli ekscytuje je futbol, mają do tego odpowiednich nauczycieli – wyjaśnia Gabriel.
W każdym udzielonym wywiadzie piłkarz Arsenalu powtarza, że futbol był dla niego jedyną szansą w życiu. Bez piłki nie mógłby tak ułatwić życia swojej rodzinie. Przyrzekł, że pomoże swojej matce, oferując jej lepsze życie, i tego dokonał. Wychował się na ulicy, ale ciągle o tym nie zapomina. W niedawnym wywiadzie dla Guardiana, Riyad Mahrez wspomniał, że ma przewagę w Premier League, ponieważ utrzymuje niekonwencjonalność, która narodziła się u niego kopiąc futbolówkę na ulicy. Wychowanie na bezlitosnej ulicy, pośród zabłoconych i nierównych boisk, ponownie przyniosło oczekiwany efekt. I jak tu nie kochać tego pierwiastka nieprzewidywalności, jaki oferuje nam futbol?