Zmora piłkarskich komentatorów. Kolejny przykład na to, że krok w tył nie zawsze kończy marzenia o piłkarskim Olimpie. Przed wami historia Toby’ego Alderweirelda, wychowanka Franka de Boera.
Tobias Albertine Maurits Alderweireld przyszedł na świat w Wilrjkik, w jednej z dzielnic belgijskiego miasta Antwerpia. Mając zaledwie pięć lat połknął bakcyla na futbol, dołączając do lokalnej szkółki Germinal Ekeren, w której grali także jego starsi bracia – Steve oraz Sven. W Germinal przebywali również Thomas Vermaelen i Jan Vertonghen, ale tylko do 2003 roku, gdy wówczas postanowili wyfrunąć z belgijskiej szkółki do De Toekomst, kuźni talentów Ajaxu. Toby poszedł ich drogą rok później, po ukończeniu 15 lat.
Sander Zeledenrijk, redaktor naczelny oficjalnej gazety kibiców Ajaxu, od początku obserwował rozwój belgijskich piłkarzy w stolicy Holandii.
– Cała trojka została nazwana najbardziej utalentowanymi obrońcami w kraju. Ajax od jakiegoś czasu miał oficjalną współpracę z Germinalem, która miała najzdolniejszych graczy szkółki kierować bezpośrednio do nas. Cała trójka rozpoczęła w ekipie U-16, więc mieli czas, aby dostosować się do życia w innej rzeczywistości. Belgowie byli nieco bojaźliwi na tle zawodników z Amsterdamu, ale szybko udało się te cechę zatuszować.
Ajax już wówczas miał renomę jednego z najlepszych „producentów” młodych piłkarzy. W 2004 roku ekipami młodzieżowymi zarządzał Ronald Koeman, z którym Belg spotkał się dziesięć lat później w Southampton. Podczas swoich pierwszych lat w Amsterdamie, Alderweireld natychmiast wyrobił sobie markę piłkarza międzynarodowego. Selekcjonerzy reprezentacji juniorskich nagminnie wysyłali mu powołania, zaczynając od kadry U-15 po starsze roczniki.
Pierwszy profesjonalny kontrakt z Amsterdamczykami podpisał przed swoimi 18. urodzinami. Przejście na zawodowstwo oznaczało, że prędzej czy później obiecana szansa gry w pierwszym zespole nadejdzie. Początki przygody w Eredivisie były jednak trudne. W pierwszej kampanii na Amsterdam ArenA rozegrał ledwie pięć spotkań w lidze, w tym dwa w pełnowymiarowym czasie. Dopiero w kolejnym sezonie, kiedy to Thomas Vermaelen otrzymał propozycję odejścia do Arsenalu, Toby na stałe wraz z Janem Vertonghenem wskoczył do podstawowej jedenastki. W 2010 roku działacze Ajaxu dokonali zmiany na fotelu menedżera Ajaxu i Martina Jola zastąpił Frank de Boer. Były holenderski piłkarz miał za zadanie przywrócić do stolicy mistrzowski tytuł, którego nie widziano w gablocie od 6 lat. W tym zadaniu miała mu pomóc także belgijska para stoperów.
Nie tylko w pierwszym sezonie pod sterami de Boera, ale także w trzech następnych Alderweireld był integralną częścią obrony Ajaxu, dzięki której w ciągu trzech lat ekipa z Amsterdamu zdobyła trzy krajowe mistrzostwa oraz dwa puchary. Holenderski klub czerpał ze wspaniałej gry pary defensorów garściami. Udowodnieniem tezy, że drużyna Franka de Boera była uzależniona od pary belgijskich stoperów były statystyki. W 118 spotkaniach (we wszystkich rozgrywkach), gdy parę centralnych obrońców stanowili Jan i Toby, współczynnik wygranych spotkań przez Ajax sięgał 67% (0,9 bramki traconej na mecz). Bez jednego z nich ten stosunek spadał do 55% (1,3 bramki traconej na mecz).
Zdominowanie klubowej holenderskiej piłki było szczytem, czego Toby mógł dokonać w kraju Tulipanów. Po sukcesach w Holandii, młody obrońca w ostatnim dniu okna transferowego przeniósł się do Atletico za 7 milionów euro. W stolicy Hiszpanii był dopiero trzecim wyborem Diego Simeone, który na środek obrony preferował duet Miranda – Godin. Również prawa strona defensywny (gdzie Belg także grywa) była niedostępna, ponieważ tam królował Juanfran. Alderweireld w Madrycie może także „pochwalić” się nieudanym epizodem w finale Ligi Mistrzów, podczas którego wszedł na boisko na 7 minut przed końcem regulaminowego czasu gry, kiedy to ekipa Simeone wygrywała 1:0. Toby został wprowadzony za Filipe Luisa, czyli na niewygodną dla siebie pozycję lewego obrońcy i musiał ( jak się okazało dość nieudolnie) chronić się przed szturmami Garetha Bale’a.
Zmarnowany rok w Atletico (zaledwie 12 spotkań w lidze) spowodował, że defensor musiał szukać alternatywy dla swojej przyszłości. Znalazł ją w Premier League u Ronalda Koemana, z którym zetknął się jeszcze podczas pobytu w Ajaxie. U „Świętych” ponownie stał się etatowym zawodnikiem pierwszego składu, wyrabiając sobie markę niezwykle solidnego obrońcy.
Latem skłoniło to mocniejsze kluby angielskiej ekstraklasy do złożenia oferty za wychowanka Ajaxu. Najbardziej konkretnie działał Tottenham, chociaż Southampton miało pretensje do władz klubu z Vicente Calderon, że nie zaakceptowali ich oferty, chociaż sam piłkarz raczej był zdecydowany opuścić ekipę Koemana. Jak zdradził w jednym wywiadzie dla Mirror, od stycznia przyglądał możliwości opuszczenia St Mary’s Stadium.
– Wiedziałem wszystko o klubie już w styczniu od Moussy Dembele oraz Nacera Chadliego, którzy opowiadali mi o Spurs na zgrupowaniach reprezentacji. Mówili, że to fantastyczny klub, z ciekawym kompleksem treningowym i z planami na wybudowanie nowego stadionu. Chciałem być częścią tego projektu i myślę, że zrobiłem dobry wybór. Cieszy mnie przybycie do Premier League. Łatwiej byłoby zostać w Atletico. Mogłem grać w wybranych meczach, dostawać swoje pieniądze. To byłoby łatwe. Wybrałem trudniejsza opcję. Pomimo fatalnego roku w Madrycie, nie mam urazy do Diego Simeone. Nadal uważam go za jednego z najlepszych menedżerów na świecie. To u niego dowiedziałem się jak jeszcze lepiej bronić, a teraz w Tottenhamie będę mógł z tego korzystać.
Alderweireld miał do odegrania kluczową rolę w drużynie Pochettino, który zebrał najmłodszą ekipę w Premier League. Toby w stolicy Anglii ponownie związał się w jednej formacji z belgijskim kolegą, Janem Vertonghenem, tworząc jedną z najbardziej potężnych barier w Premier League. Co ciekawe, w wieku 26 lat jest on jednym z najbardziej utytułowanych zawodników w kadrze Tottenhamu. Inni gracze Spurs nie mogą pochwalić się wieloma sukcesami, nawet mistrzostwami w takiej lidze jak holenderska. Czy w północnym Londynie czekają na niego kolejne trofea? W Anglii będzie to znacznie trudniejsze, choć przykład obecnego sezonu pokazuje, że nie takie abstrakcyjne.