Zdaje się, że właśnie jesteśmy świadkami początku końca. Końca małżeństwa na linii Mauro Icardi – Inter Mediolan, które mimo początkowych trudności miało być długie i szczęśliwe. Po ostatnich wydarzeniach będzie o to raczej trudno.
Argentyńczyk trafił do Mediolanu w wieku 20 lat. Zaczął tak, że już po połowie sezonu chciano go oddać na wypożyczenie. Wtedy Icardi zagryzł zęby, stwierdził, że nigdzie się nie wybiera i ostatecznie zaczął zdobywać bramki. Od tamtej pory trafia tak regularnie, że kibice „Nerazzurrich” nawet gdyby chcieli, nie mogą się go czepiać.
Największa gwiazda drużyny już czwarty sezon nosiła opaskę kapitańską, ale teraz możemy o tym mówić w czasie przeszłym. Decyzję podjął klub wspólnie z Luciano Spallettim, a powodów było kilka. Jego zachowanie, traktowanie roli kapitana, brak cech przywódczych (mało odzywa się w szatni), do tego nieprzystające wpisy w social mediach i trudne negocjacje w sprawie podwyżki. Od teraz kapitanem będzie Samir Handanović.
Co w takiej sytuacji powinien zrobić człowiek dojrzały, przywiązany do klubu? Pewnie zagryźć zęby, robić swoje i starać się udowodnić swoją wartość. Icardi postanowił… nie jechać na mecz. Poinformował o tym Spalletti, tłumacząc przy okazji czemu nazwiska jego najlepszego zawodnika nie ma w kadrze na kolejny mecz. Okazało się, że niespełna 26-letni zawodnik był powołany, ale się zbuntował. Dzisiejszy mecz z Rapidem Wiedeń (godzina 18:55) obejrzy w telewizji.
Spalletti: "Icardi był powołany na mecz. To on postanowił nie jechać na spotkanie" ?
— Michał Borkowski (@mbork88) February 13, 2019
Relacje są tak napięte, że trudno spodziewać się happy endu. Po wszystkich problemach z Argentyńczykiem, które nawarstwiły się do tej pory, większość osób jest zgodna – najlepiej sprzedać go do Realu, dopóki „trzyma wartość”. Czy po zakończeniu obecnego sezonu faktycznie tak będzie?