Kiedy latem duet De Ligt – De Jong opuszczał Amsterdam, mogło się nam wszystkim wydawać, że projekt Ajaksu zwyczajnie się wyczerpał. Tymczasem półfinaliści Ligi Mistrzów nie tylko zarobili gigantyczne pieniądze, ale także udowodnili, że nie ma graczy niezastąpionych. Jak udało im się tego dokonać?
Podczas, gdy wszyscy skupiali się na odejściu wspomnianej dwójki, w gabinetach mistrza Holandii odbywały się być może najważniejsze negocjacje w nowożytnej historii klubu. Swój pobyt w Amsterdamie przedłużył bowiem Erik Ten Hag, który z pewnością po dobrym roku nie mógł odpędzić się od ofert. Angielskie media donosiły o zainteresowaniu Chelsea, a chętny na jego usługi był także Bayern. Ostatecznie 49-latek związał się nową umowę do 2022 roku i zarząd mógł spać spokojnie. Podobnie zresztą jak kibice.
Nieco mniej znaczyły nowe kontrakty dla Ziyecha oraz Neresa. Obaj także mogli liczyć na propozycję z lepszych klubów, ale ostatecznie postanowili kontynuować swoją przygodę z Ajaksem. Otrzymali oczywiście podwyżkę, ale nietrudno zgadnąć, że w Anglii dostaliby dwa razy tyle od klubów pokroju West Hamu czy Evertonu. Z Ajaksu jednak łatwiej o tzw. kontrakt życia w Barcelonie czy Realu Madryt. Z takim samym nastawieniem działał Donny van de Beek. Hiszpańskie media donosiły o zainteresowaniu „Królewskich”, lecz reprezentant „Oranje” został nakreślony jako opcja numer trzy po Pogbie oraz Eriksenie. Ostatecznie żaden z nich nie trafił na Santiago Bernabeu, czego Zidane na pewno teraz żałuje.
Jak widać Ajax działał zatem rozsądnie. Pozbycie się czterech lub pięciu kluczowych piłkarzy mogłoby zabić drużynę, którą rok temu z przyjemnością oglądaliśmy podczas starć z najlepszymi. Nikt oczywiście nie umniejsza umiejętnościom De Jonga czy De Ligta, ale zastąpienie dwójki graczy jest w tym przypadku o wiele prostszym zadaniem. Na ich miejsce sprowadzono Razvana Marina, Edsona Alvareza czy Lisandro Martineza. Łącznie Ajax wydał ledwo 60 milionów euro, a póki co nie widać, aby drużyna krwawiła po stracie tych, którzy opuścili Amsterdam. W środku defensywy w ostatnim czasie rządzą Blind z Veltmanem, a Martinez oraz Alvarez grają nie tylko w pomocy, lecz także i w centrum obrony. Ich mobilność i to jak rozwinął ich w krótkim czasie trener musi budzić podziw.
Zespół Ten Haga nadal nie zaznał smaku porażki, a w Lidze Mistrzów brutalnie zbił Valencię na wyjeździe (z którą przegrała chociażby Chelsea) oraz Lille. Po dwóch meczach ich bilans bramkowy wynosi 6:0. Równie udanie idzie im w Eredivisie, w której to od trzeciej kolejki prowadzą w tabeli. Oczywiście bierzemy poprawkę na poziom ligi, ale przełożenie na europejskie puchary potwierdza doskonałą formę Ajaksu.
A przecież wszystko mogło pójść zupełnie inaczej. W trzeciej rundzie kwalifikacji do ostatniej chwili walczyli o awans w starciu z PAOK-iem Saloniki. Półfinalista Ligi Mistrzów bez awansu chociażby do fazy grupowej? Byłby to ogromny cios dla całej drużyny oraz klubu, który po poprzedniej kampanii zanotował ogromny zysk. Łącznie obroty względem poprzedniego sezonu wzrosły ponad dwukrotnie – do blisko 200 milionów euro. To nadal niewielkie pieniądze w porównaniu do Realu Madryt (750 milionów euro) czy Barcelony (690), ale rozwój jest zauważalny. Warto wspomnieć przede wszystkim o przychodach z działalności komercyjnej, które zanotowały progres o blisko 15%. To pokazuje, ile znaczy Champions League i jej produkt.
Pieniądze to nie wszystko, jak wołała do nas z tytułu komedia Juliusza Machulskiego. Ajax nadal bowiem próbuje aspirować do lat 80-tych, kiedy w trzech kolejnych sezonach zdobyli Puchar Europy. Era Rinusa Michelsa do dziś jest wspominana z wypiekami na twarzy, a obecna drużyna w poprzednim sezonie miała wielką szansę, aby po części dorównać tym osiągnięciom. Obecnie ekipa z Amsterdamu jednak jest zmuszona walczyć w nierównej grze. Wspomniane przychody Realu Madryt i innych europejskich potęg nie pozwolą co roku notować Holendrom takich rezultatów. Prędzej czy później przydarzy się pewne okienko, gdy strata kilku zawodników mocniej odbije się na zespole. W 1995 roku kiedy Loius van Gaal doprowadził holenderski klub do zwycięstwa w Champions League, największe gwiazdy szybko spakowały walizki i uciekły. Davids oraz van de Saar do Juventusu, Seedorf do Realu Madryt, a bracia De Boer wybrali Barcelonę. Teraz Ajax tego uniknął, ale nie zawsze uda się przejść przez okienko tak udanie jak zeszłego lata.
Obecnie żyją jednak chwilą. Wysoki pressing, posiadanie piłki i radość z gry. Liderem drużyny bez wątpienia jest Dusan Tadic, który ma na koncie już 9 bramek w tym sezonie. Doskonale radzi sobie także kupiony z Sevilli Quincy Promes. Ajax zapłacił za skrzydłowego bagatela 15 milionów euro, a już niebawem Holender może być warty kilka razy tyle. Oczywiście nie należy on do najmłodszych piłkarzy, ale nie powinno to sprawić większych kłopotów przy ubiciu transakcji.
Krajobraz po stracie dwóch kluczowych żołnierzy klaruje się póki co w ciepłych barwach. Nie ma co ukrywać – wraz z De Ligtem oraz De Jongiem ten zespół byłby jeszcze lepszy, lecz ich następcy radzą sobie także całkiem dobrze. Ten pierwszy w swoich myślach na pewno niejednokrotnie żałował przenosin do Włoch, gdzie nie idzie mu najlepiej. Maurizio Sarri ma łatkę dość specyficznego trenera i nawet transfer za 75 milionów euro nie sprawia, że włoski trener będzie się obchodził z tym zawodnikiem niczym z jajkiem. Z kolei pomocnik dobrze wkomponował się do „Dumy Katalonii” i udało mu się wygryźć Ivana Rakiticia. Z tej dwójki to raczej starszy reprezentant Holandii ma więcej powodów do radości.
Przed Ajaksem dziś oczywiście trudne zadanie. Chelsea to poniekąd kalka zespołu Ten Haga, czyli pomieszanie doświadczenia z młodością. Póki co „The Blues” awansowali do TOP 4 w lidze, ale zdarzają im się mecze, w których wyglądają fatalnie w defensywie. Czy Ziyech, Neres i Tadić to wykorzystają? Patrząc na ich siłę na początku tego sezonu spodziewamy się bramkostrzelnego pojedynku.