W przypadku wielu zawodników można półżartem powiedzieć, że swoje IQ noszą jako numer na koszulce. Boiskowe umiejętności niekoniecznie idą w parze z „olejem w głowie”, no – ale przecież nie każdy musi być geniuszem… Na szczęście jest też wielu piłkarzy rozumnych, mądrych, oczytanych, mających pasje (poza piłką). Jednym z nich jest Javi Martinez.
Kojarzycie „Igrzyska śmierci”? – Tak, pytanie można potraktować jako retoryczne. Pierwsza część hitowej trylogii Suzanne Collins trafiła na półki księgarń w 2008 roku, a cztery później otrzymaliśmy ekranizację, która okazała się jeszcze większym hitem. Futurystyczny świat, w którym członkowie ubogich dystryktów walczą o przetrwanie w obowiązkowej bitwie telewizyjnej? Nietypowa koncepcja…
Książki sprzedały się w 26 milionach kopii, na filmach zarobiono niemal 2,3 miliarda dolarów. Javi Martinez uważa, że przegapił ogromną szansę na wielkie pieniądze (tak, wiemy, że na biednego nie trafiło).
– Pisanie jest dla mnie ogromną przyjemnością, jako nastolatek zacząłem nawet pisać książkę. Wierzcie mi lub nie, ale fabuła była w zasadzie taka sama jak w „Igrzyskach śmierci”. To było dziwne, siedziałem w kinie i myślałem: „To się nie dzieje naprawdę, to mój pomysł. Twórcy musieli ukraść mój komputer” – stwierdził 30-latek.
Rekordowy (do niedawna) transfer Bayernu z 2012 roku można oceniać różnie. Z jednej strony Javi nie stał się wielką gwiazdą, jak można było oczekiwać, z drugiej – kiedy tylko jest zdrowy, jest ważnym elementem zespołu. Dzięki temu, że dobrze czuje się z piłką przy nodze, może występować zarówno na środku obrony, jak i na pozycji defensywnego pomocnika. Do końca kariery jeszcze daleko, ale Javi Martinez śmiało może zacząć planować przyszłość. Jeśli nie zostanie w świecie piłki, zawody pisarza/scenarzysty akurat w jego przypadku wydają się bardzo sensowne. Fortuna (jeszcze większa) i sława (też jeszcze większa) wciąż czekają!