W minioną sobotę odbył się finał Pucharu Niemiec. W Berlinie spotkały się ekipy Bayernu Monachium i Borussii Dortmund. Zwycięzcami okazali się podopieczni Guardioli, którzy po dogrywce wygrali 2:0. Jednak co by było, gdyby sędzia Florian Meyer uznał bramkę Hummelsa z 63 minuty? Czy Bayern na pewno cieszyłby się ze zwycięstwa? Możemy już tylko gdybać.
Powoli może nas trafiać szlak! Po raz kolejny, na najwyższym poziomie sędziowie nie widzą ewidentnej bramki! Rozumiem, że w latach 80-tych dopuszczalna była taka sytuacja, ale my żyjemy w XXI wieku! W erze najnowszych technologii! Wciąż się rozwijamy. Sport także, lecz najwidoczniej piłka nożna została z tyłu. Ile jeszcze bramek ma zostać nieuznanych, żeby odpowiednie osoby ruszyły swoje zacne cztery litery i zrobiły coś z tym?
Powtórki nie przebaczają. Dante wybił piłkę z bramki. Widzieli to wszyscy oprócz sędziów. Z całym szacunkiem dla arbitra Meyera i jego kolegów, lecz ten nieuznany gol jest kamyczkiem do ich ogródka. To nie była piąta liga. To był finał Pucharu Niemiec, w którym walczyły dwie renomowane marki, finaliści poprzedniej Ligi Mistrzów. Sytuacja z 63 minuty była klarowna, a pozycja Dantego mówiła wszystko: gol padł. Jego prawa noga stała idealnie na linii bramkowej, natomiast lewą (która było trochę oddalona od swojej siostry) wybijał. Piłka musiała znajdować się w bramce, bo inaczej nie zdołałby jej wykopać! I rzeczywiście najpierw sędzia liniowy (który miał lepszy podgląd od kolegów) zasygnalizował zdobycie bramki, lecz szybko zmienił swoją decyzję i skrzywdził Borussię Dortmund.
Parę osób widziało wcześniej pozycję spaloną Hummelsa. Jeżeli naprawdę był na na niej, to sędziowie popełnili dwa błędy przy jednej akcji. Najpierw nie zauważyli spalonego, a pół sekundy później ewidentnego gola.
Nie mam zamiaru pastwić się nad prowadzącymi spotkanie. Każdy człowiek ma prawo popełnić błąd. Wszystko działo się szybko i ich gałki oczne nie musiały nadążyć za przebiegiem sytuacji. Pretensje powinniśmy kierować do kogoś innego. Winnymi oszukania Borussii są niemieckie, europejskiej i światowe władze piłkarskie!
Niemiecka federacja nie skorzystała z możliwości wprowadzenia sędziów bramkowych. Być może dzięki ich obecności, obrońca BVB widniałby na liście strzelców. Piszę „być może”, ponieważ nawet arbiter przy słupku niczego nie gwarantuje.
Natomiast UEFA i FIFA wciąż ociągają się w kwestii rozwiązania tego problemu. Sepp Blatter próbuje być nieugięty na prośby całego świata i trzyma się twardo zasady, w myśli której powinniśmy ufać sędziom. Nie popieram zabawy w Macierewicza, ale wiele osób widzi w biernej postawie grupy Blattera ukryte dno. Co to oznacza? Według nich FIFA nie wprowadza np.: powtórek wideo, ponieważ chce mieć wpływ na mecze. „Mieć wpływ” powinniśmy rozumieć jako szeroko pojętą korupcję i ustawianie wyników. Mam nadzieję, że są to jedynie głupie i nieprawdziwe bajki, chociaż po tej organizacji można się spodziewać naprawdę wszystkiego.
Trochę lepiej wyglądają działania UEFA. Platini wprowadził dwóch dodatkowych sędziów oraz poważnie rozmyśla nad technologią goal line. Ale co z tego? Jak pokazał sobotni mecz, nie wszyscy korzystają z dodatkowych par oczu. Również kłopot stanowi goal line, ponieważ ten system nie jest zwykłą piłką i nie kosztuje kilkadziesiąt złotych. Nie wszystkich na niego stać.
Aczkolwiek istnieje o wiele tańsza i prostsza alternatywa. Jest nią zwyczajna powtórka wideo. Nic wielkiego! Żadna filozofia! Wystarczy poprosić realizatora obrazu telewizyjnego, aby postawił po jednej kamerze przy każdej bramce. I tyle! Nie trzeba wydawać żadnych milionów! Nie trzeba zatrzymywać gry! Potrzebne są tylko dwie kamery i monitor dla sędziego technicznego. Mamy kontrowersję podobnej do tej z sobotniego finału? Szybki rzut oka na ekran, słowo do mikrofonu i tak oto taki Florian Meyer wciągu kilkunastu sekund wie, czy był gol, czy go nie było. Podobnie można się zachowywać przy faulach w polu karnym itp.
Najgorsze jest to, że potrzeba wprowadzenia powtórek wideo jest oczywista jak wynik mnożenia dwa razy dwa. Przecież każdy o tym mówi od wielu lat. W innych dyscyplinach sportowych wyeliminowały prawie całkowicie błędne decyzje. Więc dlaczego w piłce nie mamy się ich pozbyć? Żaden sędzia nie poczuje się zdradzony! Oni będą się cieszyć jak dzieci komunijne z quada! Wreszcie nikt nie będzie ich krytykował za złe użycie chorągiewki/gwizdka.
Z kolejnymi latami i podobnymi kontrowersyjnymi sytuacjami coraz bardziej obawiam się, że poszukiwacze spisków, oszustw i krętactw mają rację. Pewne wysoko postawione osoby chyba specjalnie nie robią niczego w tej sprawie, bowiem nadal chcą wpływać na losy rywalizacji i czerpać z tego niesamowite zyski.
/Szymon Kastelik/