Po wielu latach z konserwatywnym Seppem Blatterem u sterów światowej federacji piłki nożnej, przyszła pora na zmiany. Kluczowe stanowisko zaczął piastować Gianni Infantino i nie omieszkał dobitnie pokazać, że idzie nowe. Teraz pod lupę wzięto cały organizm transferowy i wygląda na to, że nie skończy się tylko na pomysłach.
Coraz wyższe kwoty transferowe, coraz większe prowizje, niezadowolenie klubów z „flirtowania” z ich zawodnikami. Zastrzeżeń do działania transferów jako takich jest cała masa. Jakąś pomocą miało być FFP – teoretycznie coś dało, postraszyło największych, zmusiło do większego kombinowania… I to w sumie tyle. Teraz głośno jest o kolejnych zmianach, a niektóre już zaczynają wchodzić w życie. Mowa tu o Premier League, która chcąc dać dobry przykład, od lata wprowadza zakaz ściągania piłkarzy po rozegraniu pierwszej ligowej kolejki sezonu.
– Jestem bardzo zadowolony ze zmian zaproponowanych przez Premier League. To ma sens, bo gdy zaczyna się sezon, musisz wiedzieć, czym dysponujesz i na co stać twoją drużynę. Nie możesz zmieniać kadry po tygodniu czy miesiącu, albo ryzykować, że stracisz najlepszego piłkarza. To nie jest w porządku. Musimy chronić pewne wartości. Zamknięcie okna transferowego pod koniec lipca byłoby dobre – skomentował Infantino.
Z jednej strony można się z tym zgodzić, a jedynym minusem jest znaczne ograniczenie czasu na negocjacje. Jeśli jednak miałoby to wejść w życie, powinno od razu we wszystkich ligach. Premier League takim ruchem strzeliła sobie w kolano, bo zagraniczne kluby dalej będą mogły kupować jej zawodników do 31 sierpnia. Stracić ważnego piłkarza i nie móc go zastąpić? Nieciekawa wizja.
Jednak o wiele większym wydarzeniem ma być całkowite zlikwidowanie zimowego okienka transferowego. Byłoby to na pewno ogromnym utrudnieniem dla klubów, które rozczarowując formą będą potrzebowały wzmocnień, bądź innych, dotkniętych chociażby plagą kontuzji.
Z coraz większym niepokojem patrzy się też na rosnące różnice między najbogatszymi, a tymi biedniejszymi. FIFA chce walczyć z tym wprowadzając limit wydatków na pensje, ale nie oszukujmy się – w piłce nożnej są takie pieniądze i taka walka o topowych zawodników, że i to dałoby się ominąć. Fikcyjni sponsorzy, premie nieobejmujące pensji, np. za każde 10 spotkań, za każdego gola… Kilka kreatywnych pomysłów na pewno by się znalazło.
Kolejną rosnącą plagą są ogromne prowizje dla agentów. Rajem dla przedstawicieli zawodników stał się ostatnio Manchester United, ale być może już niedługo coś się zmieni. – Prowizje dla agentów wzrosły do 500 milionów dolarów. To niepokojący kierunek i zgadzają się z tym nawet niektórzy agenci, którzy chcieliby, żeby ich praca była lepiej kontrolowana. To też kwestia konstrukcji całego piłkarskiego ekosystemu. Dziś każdy może robić co chce, a to niesie za sobą ryzyko korupcji i prania pieniędzy. Istnieją potwierdzające to raporty – zdradził 47-letni Szwajcar.
Następne rozsądne pomysły zakładają zmniejszenie ilości zakontraktowanych zawodników w celu unikania fal wypożyczeń, z czego słynie m.in. Chelsea. Dodatkowo mniejsze kluby mają być lepiej chronione w kontekście wypłacania im pieniędzy za szkolenie zawodników. Obecnie ich zyski z kolejnych transferów uważane są za zbyt małe, chociaż jak się niedawno okazało, czasem potrafią uratować mały klub od upadku.
Przygotowywany od października raport ma być zaprezentowany w ostatni dzień lutego na zjeździe FIFA w Zurychu. Jak myślicie, czy idzie to w dobrą stronę? Które pomysły byście poparli, a które absolutnie odrzucili? A może macie jakieś inne, własne rewolucyjne postulaty? Dajcie nam znać w komentarzach.