Jacek Kiełb nie wytrzymał i po meczu starł się z obrażającym go kibicem Lecha Poznań. Powinien trzymać nerwy na wodzy i przejść obok takiego delikwenta obojętnie czy zareagować i rozpocząć dyskusję na temat obecności pijanych lub naćpanych ludzi na stadionie? Zawodnik całe zajście bagatelizował i na razie nie wiadomo, czy jego zachowaniem zajmie się komisja ligi.
Mecz w Poznaniu był emocjonujący nie tylko na murawie. Tam oglądaliśmy piękne gole, a emocje nie opadły nawet po ostatnim gwizdku Szymona Marciniaka. Piłkarze Lecha skończyli rundkę z podziękowaniami, a chwilę później pod sektor gości w podobnym celu udali się zawodnicy Korony. Po wymianie uprzejmości ze swoimi kibicami piłkarze ruszyli w stronę szatni. Wówczas z trybun „poleciały” zaczepki w stronę Jacka Kiebła, które uderzały bezpośrednio w jego rodzinę. Strzelec jednego gola w tym meczu był przed laty piłkarzem „Kolejorza” i w Poznaniu wspominany jest pozytywnie. Niczym za skórę kibicom nie zaszedł. Napastnik Korony nie wytrzymał i odepchnął natarczywego sympatyka Lecha. Nie uderzył, jak początkowo informowali dziennikarze, lecz odepchnął. Do wejścia w stylu Cantony sporo brakowało. Po chwili prowokator opuścił trybunę w towarzystwie stewardów.
– Po prostu podszedłem do niego i powiedziałem mu, że nie podoba mi się jego zachowanie. Po prostu zwróciłem mu uwagę. To normalne. Takich rzeczy się nie robi. Grają kluby, a nie rodziny – tłumaczył w strefie mieszanej.
Pewnie część piłkarzy w ogóle by na takie zaczepki nie zareagowała, ale Kiełb był rozdrażniony wynikiem meczu i dlatego puściły mu nerwy. Kim jest piłkarz, żeby musiał pozwalać na obrażanie jego rodziny? Każdy normalny facet w takim momencie reaguje – jeden ostrzej, drugi spokojniej, ale jednak. Nie ważne, czy jesteś prawnikiem, lekarzem, mechanikiem samochodowym, czy grasz w piłkę. Jacek Kiełb nie dokonał żadnego samosądu. Nie zostawił tego kibica z połamanymi żebrami i złamanym nosem. Nagrania potwierdzają, że wielkiej agresji w całym zajściu nie było. Może jeszcze zawieśmy piłkarza Korony na 123 mecze, bo odepchnął patologicznego kibica, który jechał po jego rodzinie. Kiebła zostawiłbym w spokoju, a uwagę skierował na kibica. Co trzeba sobą reprezentować, by w tak idiotyczny sposób zaczepiać kogokolwiek? A tym bardziej faceta, który jeszcze parę lat temu biegał po tym boisku co dwa tygodnie.
Co do Kiełba po meczu – nie było żadnej pięści, żadnego liścia. Było odepchnięcie w bark pijanego (naćpanego?) kibica. Burza w szklance wody
— Michał Siejak (@Siejo89) April 29, 2017
Dlaczego gość, który jest widocznie pod wpływem alkoholu lub narkotyków, w ogóle wchodzi na stadion? Nie będzie takich delikwentów, to i reakcje piłkarzy nie będą konieczne. Zastanówmy się, jak wygląda proces kontroli po przejściu przez bramki. Jedna sprawa to śmieszne kontrole bezpieczeństwa, ale dlaczego nikt nie sprawdza trzeźwości kibiców? To nie komisja ligi powinna zająć się Kiełbem, ale policja tym kibicem. Im mniej takich patologii na stadionach, tym lepiej dla wszystkich. Reszta sympatyków Lecha zachowywała się wzorowo, życząc powodzenia w kolejnych meczach – przede wszystkim w starciu z Legią.