Diego Maradona nie od dziś w świecie piłki nożnej jest uznawany za człowieka o dwóch obliczach. Geniusz na boisku z jednej strony, a z drugiej – już po zejściu z murawy – mały, niezasługujący na szacunek człowiek. Kolejny skandal z udziałem argentyńskiego „Boga Futbolu” rozgorzał tuż przed świętami Bożego Narodzenia. W internecie pojawiło się bowiem zdjęcie byłego piłkarza pozującego po udanym polowaniu z trofeum – zagrożoną wyginięciem antylopą.
Ofiarą 56-latka był oryks arabski, którego liczebność na wolności wynosi około 1000 osobników. Ssak z rodziny antypolowatych do 2011 roku, nim nie przeprowadzono udanej próby odtworzenia dzikiego stada, był uznawany za wymarły w warunkach naturalnych.
Maradona pobawił się w polowanie na młodego osobnika gatunku w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Skąd wiadomo, że zwierze nie było jeszcze w pełni rozwinięte? Potwierdzają to słowa Jeana-Christophe’a Vié, dyrektora Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody. Otóż dorosłe oryksy są zdecydowanie większe od tego ze zdjęcia, w dodatku trudno na nie polować, bo są nie tylko zwinne, ale i bardzo agresywne.
Reakcja zarówno argentyńskiej, jak i światowej prasy była jednoznaczna – wszyscy potępili zachowania legendy futbolu, uznając ją za barbarzyńską. O ile sam fakt polowań to nic nowego i w takiej formie spędzania wolnego czasu przyjemność odnajduje wielu innych ludzi piłki (jak chociażby Christo Stoiczkow czy z rodzimego podwórka – były selekcjoner reprezentacji Polski Paweł Janas), o tyle obieranie za cel gatunków zagrożonych wymarciem jest czym innym.
Maradona tiene en la mano una cría de Oryx árabe. Le disparó a una cría, no a un ejemplar adulto, que puede ser peligroso si es atacado. pic.twitter.com/DWq8yIkJZh
— Nacho Montes de Oca (@nachomdeo) December 19, 2016
A już niczym innym jak głupotą jest robienie sobie po takiej zabawie zdjęć. Trzeba mieć bowiem świadomość, jak łatwo w dzisiejszych czasach takie rzeczy wypływają do sieci. Co ciekawe, choć od momentu opublikowania skandalicznego zdjęcia minął już tydzień, to nie doczekaliśmy się ŻADNEGO komentarza od „Boskiego Diego”. Nic, choćby pół słówka. Nic się nie zdarzyło, życie toczy się dalej, nie ma o czym (najwyraźniej) mówić. Który to już raz ten człowiek traci w oczach milionów kibiców piłkarskich na całym świecie? Nie sposób policzyć.
W dodatku, jedynym sposobem Maradony na odwrócenie uwagi od kompromitującej fotki okazał się atak na byłą małżonkę, którą Argentyńczyk oskarżył swego czasu o ograbienie go z około 80 milionów pesos (mniej więcej 29 milionów dolarów). Złodziejka, jak nazywa eks-żonę piłkarz, pojawiła się w VIP-boksie Diego na słynnym stadionie La Bombonera w Buenos Aires, gdzie zobaczyła się z ich wspólnymi córkami.
Maradona w mediach społecznościowych głośno zastanawiał się, kto właściwie wpuścił kobietę do jego prywatnej loży, i nazwał jej zachowanie bezwstydnym.
Przyganiał kocioł garnkowi. Nawet człowiekowi o statusie tak bliskim Boga jak Maradona korona by z głowy nie spadła, gdyby spróbował posypać ją popiołem i przyznać się do popełnionego błędu. Zamiatanie problemów pod dywan rzadko zdaje egzamin. Zwłaszcza w momencie, gdy pełno już pod nim śmieci zgarnianych tam przez lata. Pora na porządki, Diego. Jeszcze nie jest za późno!