Jak się zdradza na Dolnym Śląsku, czyli Djordje Cotra i cała reszta

Transfery na linii Lech–Legia od lat budzą wiele kontrowersji na skalę ogólnopolską. Dwa najbardziej znane przykłady – Bartosz Bereszyński oraz Kasper Hamalainen – odbiły się głośnym echem i wciąż są jednym z głównych tematów futbolowych dywagacji nawet postronnych kibiców. Gdzieś w cieniu tych rewelacji znajdują się transfery na linii Zagłębie Lubin–Śląsk Wrocław i w odwrotnym kierunku. Chociaż na ogół w grę nie wchodzi pozyskanie kluczowych zawodników, wśród kibiców z Dolnego Śląska budzą one spore emocje.

Najnowszym przykładem tego typu transakcji jest transfer Djordje Cotry. Serbski lewy obrońca w rundzie wiosennej nie był co prawda podstawowym zawodnikiem, jednak jeszcze jesienią był jednym z kluczowych graczy zespołu. W szesnastu meczach – wliczając rozgrywki ekstraklasy oraz Ligi Europy – zakładał opaskę kapitańską, podobnie zresztą jak w drugiej części sezonu 2015/2016, gdy „Miedziowi” uzyskali awans do europejskich pucharów. Właśnie głównie z powodu zasług, a nie dobrej dyspozycji, Zagłębie złożyło mu propozycję nowego kontraktu. Serb ją jednak odrzucił i zdecydował się rozwiązać umowę z klubem 11 dni przed jej upływem. Od razu w mediach pojawiły się doniesienia, że Cotra może zamienić Lubin na Wrocław, wzmacniając największego rywala. Transfer został w środę oficjalnie potwierdzony, a kibice Zagłębia nie powstrzymali się przed wyrażeniem opinii na ten temat. Serbski obrońca raczej nie może liczyć na ciepłe przywitanie ze strony byłego klubu, gdy przyjedzie do Lubina…

Transfery podstawowych piłkarzy na linii Zagłębie Lubin–Śląsk Wrocław nie są częstym zjawiskiem. Pierwszą odnotowaną tego typu transakcją było odejście ze stolicy Dolnego Śląska do zespołu „Miedziowych” Stefana Machaja przed sezonem 1989/1990. Wyszedł na tym dobrze, choć zamienił 9. siłę ówczesnej ekstraklasy (a właściwie I ligi) na beniaminka. Wówczas był to więc bardzo ryzykowny krok, jednak po dwóch latach obrońca mógł się cieszyć z Zagłębiem z pierwszego w historii mistrzostwa Polski. Łącznie w klubie z Lubina wystąpił w 183 ligowych meczach i zdobył 23 bramki w latach 1989–1996 (wyłączając roczny pobyt w Pogoni Szczecin).

Kolejnym dosyć ciekawym przykładem tego typu transferu, tym razem z Zagłębia do Śląska, był Ireneusz Kowalski. W latach 1999–2001 można powiedzieć, że balansował pomiędzy tymi dwoma klubami. Z „Wojskowych”, których był wychowankiem, przeszedł do Lubina, rundę jesienną sezonu 2000/2001 spędził na wypożyczeniu we Wrocławiu, by wiosną znowu powrócić do Zagłębia, gdzie stał się już podstawowym zawodnikiem i grał tam do 2004 roku. Następnie trafił do Legii Warszawa. Fani ekstraklasy pamiętają go również z Odry Wodzisław, ŁKS-u i Wisły Płock.

Kowalski nie był jedynym piłkarzem wypożyczanym z Zagłębia Lubin do Śląska. Wrocławski klub wypożyczał z Lubina również Paragwajczyka Fernando Rodrigueza (2006) oraz Patryka Klofika (2007). W odwrotnym kierunku powędrował natomiast bramkarz, Radosław Janukiewicz (2008).

Z Wrocławia do Lubina w 2003 roku trafili dwaj Krzysztofowie – Ostrowski i Ulatowski. Zarówno jeden, jak i drugi wystąpili w dziesięciu spotkaniach i po roku wrócili do stolicy Dolnego Śląska. W kolejnych latach byli ważnymi elementami składu klubu, który z czasem wywalczył awans do ekstraklasy, a następnie piął się w ligowej tabeli. Ostrowski, który w latach 2009–2013 reprezentował barwy Legii Warszawa i Widzewa Łódź, kolejny raz później wrócił do Wrocławia, gdzie grał do 2016 roku. Tymczasem Ulatowski, który rozegrał 174 ligowe mecze w barwach Śląska, zakończył karierę w innym dolnośląskim klubie, Chrobrym Głogów.

Ostatnim transferem, do wczoraj, pomiędzy tymi dwoma klubami było przejście w 2012 roku mającego na koncie występy w reprezentacji Polski, Marcina Kowalczyka. Mimo że w Zagłębiu wystąpił w zaledwie siedmiu spotkaniach, spadła na niego spora fala krytyki ze strony kibiców klubu. Transfer jednak wyszedł mu na dobre, gdyż w Śląsku stał się podstawowym zawodnikiem i pomógł temu zespołowi zająć 3. miejsce w ligowej tabeli. W 2013 roku odszedł z klubu do Wołgi Niżny Nowogród, a ostatni sezon spędził w Ruchu Chorzów.

Ewenementem w skali Dolnego Śląska w kwestii „zdrady” barw klubowych jest jednak bezapelacyjnie bramkarz znany głównie z Jagiellonii Białystok i Polonii Warszawa, Jacek Banaszyński. Wychowanek Zagłębia występował bowiem w barwach wszystkich najlepszych zespołów tego regionu. Golkiper grał w Chrobrym Głogów, Miedzi Legnica, ekstraklasowym Górniku Polkowice, Górniku Wałbrzych, a karierę w profesjonalnym futbolu zakończył w… Śląsku Wrocław. Z „Wojskowymi” – choć na ławce rezerwowych – osiągnął jedyny większy sukces w karierze, zdobywając Puchar Ekstraklasy w sezonie 2008/2009.

forBET – Zarejestruj się z kodem EURO21, wpłać 100zł, a na Twoim koncie pojawi się 250zł!

Komentarze

komentarzy