Jestem pochopny w swoich decyzjach. Jestem tylko człowiekiem. Każdy popełnia błędy. Ja być może zbyt często „skaczę do konkluzji”. Pisałem ze dwa miesiące temu tekst o upadku bydgoskiego Zawiszy. Często piszę głupoty, wtedy jednak miałem wrażenie, że piszę z sensem – jak prawie każdy, nie dawałem tej drużynie praktycznie żadnych szans na utrzymanie. Prezes sprzedał, wydawałoby się, najlepszych zawodników – myślałem wówczas, że Osuch zwija już manatki, a na koniec chce jeszcze zarobić. Do tego narastał konflikt z kibicami – na pierwszy wiosenny mecz przyszło tylko nieco ponad tysiąc osób. Misja utrzymanie nie miała prawa się udać.
Trochę się jednak w Bydgoszczy zmieniło, a Radosław Osuch znów bryluje w mediach, dumny niczym paw. Bo to on, mimo wszystko, pozostawił Rumaka na stanowisku trenera. Bo to on, przeprowadził ruchy transferowe, które wszystkim wydawały się głupie, a okazały się skuteczne. Osuch świetnie przewietrzył szatnię, zostawiając tylko potrzebne ogniwa. W końcu też, na meczach Zawiszy jest frekwencja, która może i na kolana nie powala, ale jest przyzwoita i daje do myślenia. Daje do myślenia, że jeśli są wyniki, to i liczba chętnych widzów rośnie, niezależnie od widzimisię protestujących „kibiców”.
Dwa miesiące temu pisałem: Jeszcze nie tak dawno Radosław Osuch zaklinał się, że Masłowskiego ani Goulona nie sprzeda i zapowiadał walkę o utrzymanie. Twierdził, że dokona wzmocnień, a Mariusz Rumak, po przepracowaniu z zespołem okresu przygotowawczego, zacznie potwierdzać wynikami działania prezesa w celu utrzymania. Właściciel zobaczył jednak, że z tej mąki chleba nie będzie i zaczyna się powoli zwijać, tworząc podłoże pod opuszczenie klubu. Jedynym piłkarzem, który może okazać się wzmocnieniem jest Jakub Świerczok. Były zawodnik Polonii Bytom i Kaiserslautern przez ostatnie lata zmagał się z kontuzjami, co naprawdę wyhamowało jego karierę. Jest to jednak spora niewiadoma. Nie sądzę, by Świerczok miał grać w Ekstraklasie „jak w juniorach”, ale oczekuję jego gry z niecierpliwością, bowiem może być naprawdę solidnym wzmocnieniem. Co prawda, tej zimy ściągnięto jeszcze do klubu kilku zawodników, jednak sądzę, że bliżej im do poziomu Argyriou czy Araujo niż Masłowskiego. Z drużyny przede wszystkim jednak odchodzą zawodnicy. Osuch zwija powoli manatki i chce chyba jeszcze zarobić na koniec. Wpłynęło sporo kaski za Masłowskiego, odeszły pensje kilku egzotycznych zawodników.
Ależ byłem głupi, nie sądziłem, że mogę się aż tak bardzo mylić. Osuch rzeczywiście wyznaczył sobie za cel utrzymanie, jednak obrał do niego inną drogę. Poszedł pod prąd. Co by w podobnej sytuacji zrobił Filipiak albo zarząd Bełchatowa? Zwolnił trenera i liczył na efekt nowej miotły, to pewne. Tymczasem prezes bydgoskiego klubu zaufał warsztatowi trenerskiemu Mariusza Rumaka, uznając, ze do wymiany są piłkarze, a nie trener. Sprzedaż Wagnera, Luisa Carlosa, Jorge Kadu, a przede wszystkim Goulona oraz Masłowskiego wyglądała na jawny sabotaż. Zaradność właściciela Zawiszy przerosła jednak moje oczekiwania – na miejsce Goulona przyszedł Maevski, który przynajmniej nie jest ze szkła, a w dodatku gra jeszcze lepiej niż Francuz. Do klubu trafili również Cornel Predescu, Bartłomiej Pawłowski, Jakub Świerczok i Josip Barisic, na razie spisujący się przyzwoicie.
Najbardziej niesamowitą rzeczą jest jednak to, jak w Zawiszy poradzono sobie z oceną przydatności piłkarzy do zespołu. Przecież już jesienią w jego kadrze znajdowali się tacy zawodnicy jak Mica czy Marić! Dokonano oceny ich potencjału pozostawiono tych zawodników w klubie, podczas gdy drużynę musieli opuścić gracze, którzy jesienią zdawali się być jedynymi jasnymi punktami ekipy z Bydgoszczy. Osuch zrobił fantastyczny interes – sprzedał za grube pieniądze Masłowskiego, a w zespole pozostawił Micę, który w oczach laików na wielkiego piłkarza nie wyglądał. Efekt? Bydgoszczanie mają w tej chwili lepszego i młodszego o 4 lata rozgrywającego, oraz 800 tysięcy euro w kasie!
Z Luką Mariciem sprawa ma się inaczej – ten jesienią leczył kontuzję, co nie zmienia faktu, że opłacało się na niego czekać, a panowie Rumak i Osuch właściwie ocenili jego potencjał. W oczyszczonej drużynie niektórzy zawodnicy nagle zaczęli lepiej grać – Micael wrócił do świetnej dyspozycji z poprzedniego sezonu, Sandomierski przypomniał sobie jak bronić, a Alvarinho, którego po jesieni większość kibiców wyrzuciłaby z zespołu, zaczął odwdzięczać się za zaufanie lepszą grą i fantastycznym biciem stałych fragmentów gry.
Nie jest to oczywiście zasługa tylko i wyłącznie czystek w szatni – sądzę, że bardzo ważnym elementem tej gierki był okres przygotowawczy przeprowadzony już przez Mariusza Rumaka, a nie przez Jorge Paixao, który po prostu był zwykłym przebierańcem. Portugalczyk naprawdę nie miał złej ekipy – przecież zarówno Sandomierski, jak i Wójcicki, Micael, Ziajka, Alvarinho czy Drygas byli już wówczas w klubie. Do tego miał kilku innych, całkiem niezłych zawodników. Myślę, że gdyby kto inny prowadził latem okres przygotowawczy, Zawisza byłby dziś w TOP 5 ligi. Dlaczego więc trzeba było wymieniać pół kadry, by powalczyć o utrzymanie? Na pewno miał tu znaczenie aspekt psychologiczny – trzeba było przewietrzyć szatnię, by wyklarowała się nowa drużyna – bez piętna „przegranych”.
Przytoczmy teraz jeszcze jeden fragment mojego tekstu sprzed dwóch miesięcy: Sam właściciel upadku poziomu sportowego klubu upatruje w… jego sukcesach. Konkretniej w zdobyciu Pucharu Polski, które dało zespołowi prawo występu w drugiej rundzie eliminacji do Ligi Europy. To z kolei wymogło ponoć na biznesmenie szybsze dokonanie transferów (zamiast poczekania do końca okienka na okazje). Trener Paixao narzekał, że ma w zasadzie tylko 13 piłkarzy do treningu i potrzebuje nowych zawodników. Tak więc prezes postanowił zrobić zakupy na szybko. Cały sekret złych wyników Zawiszy rozwiązany! Mówiąc jednak serio, rzeczywiście jest to czynnik wpływający na rezultaty drużyny, ale na pewno nie jedyny.
Widzicie? Muszę to przyznać, ale ten Osuch miał rację. No, może nie w stu procentach (beznadziejny Paixao jako trener – to również ważny czynnik), ale jednak miał! Przecież, kiedy klub wchodził do Ekstraklasy, prezes ściągnął kilku grajków, którzy niesamowicie wpłynęli na poziom zespołu. Zimą skład uzupełnił całkiem przyzwoitymi piłkarzami (Alvarinho, Kadu), a zeszłego lata… ściągnięto parodystów pierwszej klasy. Tak, to rzeczywiście było jedyne wyraźnie słabe okienko Zawiszy od jego wejścia do Ekstraklasy. I jedyne, gdzie z transferami trzeba było się spieszyć…
Skoro ostatnio na koniec tekstu były życzenia, to by tradycji stało się zadość, złożę je i dziś. Dziś będą one jednak zbiorowe, a nie indywidualne. Po prostu, życzę Zawiszy utrzymania, bo na to zasługuje, mają naprawdę świetnego właściciela, dbającego o zespół i w przyszłym sezonie powinni bez problemów awansować do górnej połówki. Wolę w tej lidze zdrowo działający klub prowadzony przez rozsądnego prezesa, niż jakiś niewypłacalny klubik (bo przecież nie klub, jeśli nie mają pieniędzy na pensje). Niech frekwencja na Zawiszy rośnie, „zawsze oddani i wierni kibice” będą mieli kłopot.
Kajam się. Źle oceniłem sytuację, niesprawiedliwie zaś – działania prezesa. Obym tylko nie musiał za kolejne dwa miesiące pisać kolejnego tekstu. Kolejnego, w którym przepraszałbym za swoją niezmierzoną głupotę…
Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat i ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej – Albert Einstein.
Mam prawo do błędu, jestem człowiekiem. Dzięki, panie Albercie!