„Nigdzie nie może być gorzej, niż w Milanie” – mniej więcej w taki sposób myślało wielu kibiców, którzy zimą śledzili sytuacje Krzysztofa Piątka, delikatnie mówiąc wypychanego z włoskiego klubu. W grze (przynajmniej według doniesień mediów) było wielu dość mocnych chętnych, ale wybór padł ostatecznie właśnie na Herthę.
Nie ma się co oszukiwać – od początku wiedzieliśmy, że to sportowy zjazd. Mimo wszystko chyba nikt nie sądził, że polski napastnik trafi aż tak źle, czyli do klubu ogarniętego nie tylko problemami na murawie, ale także chaosem w najwyższych strukturach. Jeśli ktoś sądził, że w końcu będzie mógł obejrzeć grę „El Pistolero” bez bólu głowy, mylił się.
Po 0:5 z Koeln, w piątkowy wieczór trafiła się okazja, by zatrzeć złe wrażenie. Na drodze Herthy stanęła Fortunna Dusseldorf, balansującą na krawędzi strefy spadkowej. Łatwy rywal? Nic z tych rzeczy. Już po dziesięciu minutach drużyna Piątka przegrywała 0:2, w 45. minucie straciła kolejną bramkę. „Dramat” to zbyt delikatne słowo. Druga połowa szczęśliwie dla klubu z Berlina zakończyła się „remontadą”, a ostatnią bramkę meczu (na 3:3) zdobył Krzysztof Piątek.
– Jestem zirytowany, bo nie strzeliłem gola z akcji. Muszę to zrobić. Na szczęście rzut karny dał mi szansę pomóc drużynie – stwierdził Polak dla oficjalnej strony klubu. – Punkt był niezwykle ważny, szczególnie patrząc na pierwszą połowę. Chcieliśmy wygrać, ale jeśli tracisz dwie bramki w dziesięć minut, to w Bundeslidze bardzo trudno tego dokonać. Druga połowa pokazała nasz potencjał. W następnym meczu chcemy zdobyć punkty – dodał Piątek.
Niemieckie media w większości uważają, że to właśnie były zawodnik Cracovii był jednym z najlepszych zawodników swojej drużyny. Patrząc na całokształt, to jednak marne pocieszenie. Chyba wolelibyśmy, by Piątek był średniakiem wśród najlepszych, niż kimś wyróżniającym się w drużynie, która może spaść z ligi. Niewiele wskazuje na to, by w najbliższym czasie coś się zmieniło, a irytacja Piątka spowodowana brakiem okazji do bramek z gry mogła zniknąć…