Jeszcze jedna szansa: Jak to wszystko się zaczęło?

unnamed

W poprzednim rozdziale: Po pierwszym treningu z nową drużyną, główny bohater umawia się na spotkanie z nowymi kolegami. Chwilę później trafia na młodego dziennikarza, który proponuje mu wywiad podsumowujący całą karierę. Krzysztof zgadza się i wraca do domu. Wieczorem, zgodnie z planem, idzie spotkać się z kolegami z zespołu. Następnego dnia zdaje sobie sprawę, że musi przypomnieć sobie początki przygody z piłką. Poprzednie rozdziały znajdziesz tutaj.

ROZDZIAŁ 3

Paula, wróciłem! – wołałem szukając jej po mieszkaniu. – No znów jej nie ma.

Ależ to był ciężki trening. W tamtej chwili pragnąłem jedynie drzemki, co też miałem zamiar zrobić. Po przebudzeniu się jakąś godzinę później z pilotem w dłoni przypominiałem sobie o tych wszystkich materiałach z dzieciństwa. Wczoraj dojechała też reszta rzeczy ze starego mieszkania i wciąż stała w drugim pokoju. Postanowiłem, że poszukam wśród nich kartonu, w którym powinny się znaleźć jakieś albumy z wycinkami i płyty DVD. Jako że pojemników stało tam co najmniej 15, zadanie nie należało do najprostszych. Jakoś jednak podołałem i kwadrans później siedziałem w salonie, a obok stał karton wielkości 60-calowego telewizora. Szybko odnalazłem płyty, które, na szczęście, były dobrze podpisane i posegregowane. Udało mi się je odtworzyć za pomocą przenośnej stacji dysków, którą kupiłem dobre kilka lat temu. Dziś czegoś takiego bym już nie dostał.

– Krzysiu, rozgrzewaj się. Wchodzisz! – rozkazującym tonem rzucił skupiony nasz trener z czasów podstawówki.

– Tak jest, trenerze! – odpowiedziałem ochoczo z nieskrywaną radością, wstałem z ławki i biegając wzdłuż linii przygotowywałem się do wejścia. Było to około 20 lat temu, ale akurat tamtej turniej pamiętam dość dobrze. Może dlatego, że był to mój pierwszy i często do tych nagrań wracałem. Pamiętam, że przegrywaliśmy ważny mecz, a ja chciałem to zmienić za wszelką cenę.

– Leszczyński, gotowy? – krzyczał pan trener szukając mnie wzrokiem.  

– Tak jest! – odpowiedziałem stając jednocześnie przy nim z gotowością wymalowaną na twarzy.  

– Krzysiu, jak tylko będzie okazja, strzelaj. Staraj się dołem i przy słupku. Ich bramkarz jest duży, więc górne piłki obroni – przekazywał ostatnie wskazówki, a ja chwilę później wszedłem do gry, automatycznie ustawiwszy się blisko bramki przeciwnika.

Wygraliśmy tamten mecz. Strzeliłem nawet gola i doszliśmy aż do finału. Niestety, przegraliśmy , ale ja otrzymałem statuetkę dla najlepszego strzelca turnieju.

Wtedy to było dla mnie bardzo krępujące, ale dziś jestem mu wdzięczny. Mowa o moim tacie, który z uporem maniaka fimował moje poczynania od małego. Aż się dziwię, że nasz trener mu pozwalał podchodzić tak blisko.

Pamiętam, że po tamtym turnieju zaproszono m.in. mnie na trening do naszej koszalińsiej Gwardii. Kilka dni później do taty zadzwonił nieznajomy numer. Tak, był to ten trener, który pytał o mnie na turnieju. Opowiadał, że oglądał mnie w akcji, że mam potencjał i chciałby zaprosić mnie na trening juniorskiej drużyny.

Pojechaliśmy. Tata zabrał ze sobą aparat i biegał wzdłuż linii jak zawodowy fotoreporter. Upamiętniają to zdjęcia, które właśnie mam przed sobą. 27 maja 2010, taki napis widnieje do dziś w prawym dolnym rogu fotografii.  

– Witam serdecznie, tu jest szatnia, możesz się przebrać i dołączyć do reszty – rzucił na powitanie trener ubrany w klubowy dres.

Poszedłem zgodnie z instrukcją, tata jeszcze chwilę rozmawiał z trenerem i poszedł oglądać i robić zdjęcia. Po zajęciach czekaliśmy na werdykt. Obok mnie kilku chłopaków, którzy też grali w tamtym szkolnym turnieju. Okazało się, że opiekun wybrał mnie i jeszcze jednego, czy dwóch kolegów.

Oczywiście z wielką radością przystałem na propozycję pozostania w klubie. Rodzice również byli bardzo uradowani. Wozili mnie na treningi, tata oczywiście wciąż musiał to dokumentować. Wszystko rozwijało się na tyle dobrze, że szybko awansowałem do starszej grupy, z którą mieliśmy jechać na turniej do Szczecina. Jak to często bywało w przypadku wyróżniających się chłopców, byłem najmłodszy w tym gronie. Kilka dni wcześniej skończyłem 10 lat, a to była chyba drużyna 12-latków.

– Krzysiek, wróciłeś już? – pytała wnosząca siatki z zakupami Paula.

– Tak, już dobre 2 godziny jestem w domu.

– O, a co tam robisz? Pomógłbyś mi rozpakować to wszystko. Wracałam ze spotkania i postanowiłam, że zrobię jakieś zakupy.

– A wiesz, postanowiłem przejrzeć pamiątki z dzieciństwa. Ale już idę – dorzuciłem, żeby nie robić zbędnych problemów.

– Przygotowujesz się do tego wywiadu?

– No właśnie taki miałem zamiar, ale rozmowę trzeba przełożyć.

– Jak to? – pytała, odrywając się na chwilę od rozpakowywania torebek.

– Wiesz, trener zakazał nam rozmawiania z dziennikarzami przed wyjazdem na zgrupowanie. Koniecznie muszę skontaktować się z tym chłopakiem.

Dokończyłem rozmowę i wykładanie zakupów, po czym wróciłem do przeglądania albumów. Paula wyszła do sąsiadów.

Wiecie co się stało na tamtym turnieju? Doszliśmy do samego finału, ale tam pokonali nas chłopcy z Pogonii. Ale jak to mówią: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Jakiś czas później tata odebrał połączenie od nieznanego numeru.

– Dzień dobry. Z tej strony Grzegorz Brzyski, trener grup młodzieżowych Pogoni Szczecin. Czy mam przyjemność z panem Tomaszem Leszczyńskim? – pytał nieznajomy głos w słuchawce.

– Dzień dobry. Tak, to ja. W czym mogę pomóc? – odpowiadał zdziwiony tata, lecz chyba czuł co się święci.

– Dzwonię w sprawie pańskiego syna. Obserwowaliśmy go podczas ostatniego turnieju i , mówiąc jak najbardziej poważnie, zaimponował nam swoją grą. W związku z tym chcieliśmy zaprosić pańskiego syna na testy do nas, do Szczecina.  Czy byliby państwo zainteresowani?

– Jest nam niezmiernie miło. Powiadomię tylko syna i zapytam, co o tym myśli.

– Dobrze, czekamy – odpowiedział cierpliwym tonem.

W tamtym momencie razem z mamą wyskoczyliśmy pod sufit. Cieszyłem się przeogromnie, bo to największy klub w naszym regionie. Jeśli zwrócili na ciebie uwagę, to znaczy, że chyba coś w tobie jest. Nie mogłem im odmówić, nie pomyślałem o czymś podobnym nawet przez chwilę.

– Już jestem. Oczywiście jesteśmy na tak. Kiedy moglibyśmy przyjechać na te treningi?

– Specjalną sesję planujemy w najbliższy poniedziałek. Zapraszamy serdecznie na boczne boiska przy głównym stadionie o godzinie 11:30. Dziękujemy i do zobaczenia!

– Dziękujemy również, do widzenia – dodał na koniec nie mogący powstrzymać emocji tata.

Dwa razy byliśmy na meczach Pogoni. Kiedy patrzyłem na biegających po murawie piłkarzy, marzyłem, że pewnego dnia sam będę grał w piłkę przy tysiącach ludzi na stadionie. Musiałem więc pokazać się z jak najlepszej strony.

Zbieżność wszelkich osób i nazwisk jest przypadkowa

NASTĘPNY ROZDZIAŁ TUTAJ

Komentarze

komentarzy