Maurizio Sarri nie ukrywał rozczarowania po porażce z Lyonem. Większą frustrację powinni odczuwać jednak kibice „Starej Damy”, którzy powoli przestają wierzyć w Sarriball. Czy dni Włocha w Turynie są już policzone?
Zwycięstwo francuskiej ekipy okazało się dość zaskakujące. Juventus przystępował do tego dwumeczu z opinią faworyta i mogliśmy się spodziewać, że już w pierwszym spotkaniu zdoła wywalczyć korzystny rezultat. Tymczasem Lyon nawet bez swojej największej gwiazdy Memphisa Depaya potrafił przechytrzyć rywali.
Krytyka zawodników
Po meczu jednak zamiast wychwalać podopiecznych Rudiego Garcii, krytykowano tylko zespół Sarriego. Sam Włoch podczas konferencji prasowej przyznał, że drużyna niezbyt potrafi zrozumieć jego filozofię gry:
– Trudno wyjaśnić dlaczego, ale podczas pierwszej połowy piłka poruszała się zbyt wolno. To zatem naturalne, że rywal ją odbiera, naciska na nas, a nawet zdobywa bramkę. Druga połowa była lepsza, ale szczerze mówiąc, to nie wystarczy na mecz Ligi Mistrzów. Nie wiem dlaczego, nie mogę zmusić graczy do zrozumienia, jak ważne jest szybkie przesuwanie piłki. To podstawa, będziemy nad tym pracować i prędzej czy później ta koncepcja wpadnie im do głowy.
– Wczoraj mieliśmy trening, a piłka poruszała się dwa razy szybciej niż dziś wieczorem. To jest przeciwieństwo tego, co powinno się wydarzyć. Ostatnio robimy na boisku wiele rzeczy przeciwnych, do tego co udaje nam się wypracować na treningu.
Kibice Chelsea doskonale słyszeli te słowa podczas pracy 61-latka na Stamford Bridge. Wówczas fani „The Blues” także powoli mieli dość tzw. Sarriball, podobnie zresztą jak piłkarze. Po konferencjach Włoch często krytykował graczy, którzy nie pojmowali rzekomo filozofii gry włoskiego taktyka. Mimo wszystko w Londynie pracował z gorszymi zawodnikami aniżeli w Turynie. Tutaj posiada między innymi Cristiano Ronaldo, lepszą defensywę, bramkarza oraz solidną pomoc.
Jedno jest pewne – nawet mistrzostwo Włoch nie pozwoli Sarriemu pozostać na kolejny sezon w Juventusie. Oczywiście plotki o powrocie Allegriego są irracjonalne, ale kto przewidział rok temu, że Zidane wróci do Madrytu po tak krótkim urlopie?