Klasyk + reforma – nie o mistrzostwo, ale przynajmniej nie o pietruszkę

Niektórzy z tego powodu mocno ubolewają twierdząc, że jeszcze rok temu to byłby wielki hit z jeszcze większą stawką. Wiadomo, bezpośrednie starcie lidera z wiceliderem na trzy kolejki przed końcem sezonu. Prawda jest jednak taka, że chociaż podział punktów rangę tego meczu obniża, to jednocześnie sprawia, że emocje w nim mają prawo bytu. Gdyby nie dodatkowe siedem kolejek, Legia dzisiaj mogłaby zapewnić sobie tytuł zaledwie remisując, a nawet w razie porażki miałaby cztery punkty przewagi nad „Kolejorzem” i nie chcę mi się wierzyć, by w ostatnich dwóch kolejkach tę przewagę roztrwoniła.

Dzięki podziałowi punktów dzisiejszy mecz można nazwać prawdziwym hitem kolejki, które będzie miało – mimo iż niebezpośrednie – wielkie znaczenie w wyścigu o tytuł. Wyścigu, z którego wykruszają się kolejni uczestnicy – Ruch przegrał wczoraj z Podbeskidziem na własnym stadionie, zaś Pogoń zgubiła punkty w Kielcach. Została jeszcze Wisła Franciszka Smudy, ale jeśli sam trener liczy punkty potrzebne do… utrzymania w lidze, to traktowanie „Białej Gwiazdy” jako kandydata do mistrzostwa sensu nie ma najmniejszego.

Liczy się więc tylko Legia i Lech. Lider i wicelider. Mistrz i wicemistrz. Dwa najbogatsze kluby w Ekstraklasie, na mecze których przychodzi największa liczba kibiców. Kto ma stworzyć widowisko, które moglibyśmy pokazać szerszej publiczności, jeśli nie właśnie te drużyny? Jeśli dodamy do tego fakt, że spotykają się dwie najlepsze ofensywy w lidze z jednocześnie dużo słabszymi formacjami obronnymi – powinno być ciekawie.

W Legii po kontuzji wraca Kosecki, którego na ważne mecze mobilizować nie trzeba. W ubiegłym sezonie był najjaśniejszym punktem warszawskiej ekipy, doprowadzając ją do tytułu mistrza Polski, ale kibice stołecznego klubu kochali go przede wszystkim za to, co robił w ważnych meczach. Gol z Widzewem, gol z Lechem, gol z Wisłą- jeszcze kilka lat temu byłby królem Warszawy. Teraz wraca akurat na klasyk i to właśnie na nim Henning Berg powinien oprzeć taktykę na sobotni hit. Nie tylko ze względu na jego umiejętności czy smykałkę do strzelania w spotkaniach z najwyższej półki.

Na prawej stronie w drużynie „Kolejorza” występuje bowiem mało zwrotny Mateusz Możdżeń i niewykorzystanie tego faktu poprzez zagranie „na niego” Radoviciem, a nie Koseckim czy równie szybkim i przebojowym Ojamą byłoby strzałem w kolano. To wiąże się z niewystawieniem do boju napastnika, w którego rolę musiał wczuć się ostatnio najlepszy piłkarz biegający na boiskach Ekstraklasy, Miroslav Radović. Serb radzi sobie jednak bardzo dobrze, w dodatku nieźle układa się jego współpraca z młodym Dudą.

Mariusz Rumak nie ma wyjścia – musi zaatakować. Gdyby nie fantastyczny strzał Możdżenia w meczu z Podbeskidziem pewnie nie głowiłby się nad taktyką czy mistrzostwem, a właśnie rozglądał się w poszukiwaniu nowego klubu, ale kto wie – być może takie, z pozoru błahe rzeczy jak gol z przedostatnią drużyną w tabeli, odmienią losy mistrzostwa?  Lech bowiem kontynuuje swoją długą, mozolną i pełną przeszkód wspinaczkę na szczyt tabeli. Zaczynał bardzo nisko, w przeciwieństwie do panującej niepodzielnie od startu ligi Legii, bo od okolic siódmego, dziesiątego miejsca. Powoli wspinał się na siódme, szóste, piąte, czwarte, aż wreszcie w ostatnich dwóch kolejkach przyspieszył i najpierw znalazł się na pierwszy raz w tych rozgrywkach na pudle, a zaraz potem tuż za plecami legionistów.

Gdyby liga kończyła się po 30. kolejkach, to ten zryw Lecha nie miałby przełożenia w walce o tytuł. Gdybać nie zamierza jednak rumak i jego podopieczni – gra się bowiem 37. kolejek, a to, że Lech odpalił przed decydującą fazą? Pozostaje tylko przyklasnąć. Nikt po porażce z Pogonią i remisie z Widzewem nie zakładał, że „Kolejorz” jeszcze może namieszać w czołówce, ale w przypadku ewentualnego zwycięstwa dzisiaj zrobi się ciekawie. Przewaga Legii z siedmiu punktów z sezonu zasadniczego spadnie do dwóch po podziale. Jeśli Legia wygra, tych punktów będzie pięć, więc nadal nic straconego. Dzisiejszy mecz może nie będzie meczem o mistrzostwo, ale bardzo solidnym prologiem przed emocjonującym finiszem – jak najbardziej. Przy komplecie publiczności, z odwieczną rywalizacją w tle i stawką meczu w postaci honoru, prestiżu i dumy.

LEGIA WARSZAWA – LECH POZNAŃ 
Sobota, godz. 15:30, Pepsi Arena

SĘDZIA: Paweł Gil (Lublin)
POPRZEDNI MECZ: Lech Poznań – Legia Warszawa 1:1
[sz-youtube url=”https://www.youtube.com/watch?v=YLf-UaqMwuQ” /] SKŁADY WG zzapolowy.com:
LEGLECH
TYP
: 2:2
TRANSMISJA: TVP1, Canal+ Sport

/Bartek Stańdo/