„Wygrywa ten, kto zdobędzie więcej bramek” – mówi naczelna zasada piłki nożnej. Dotyczy jednak zespołów, a nie zawsze ma zastosowanie do indywidualności. Jak tytuł króla strzelców ma się do tytułu mistrzowskiego? Miniony sezon pokazał, że nijak.
Hiszpański dziennik „Marca” niedawno wziął pod lupę sytuację z pięciu największych lig Europy, dorzucając ligę portugalską. W każdej z rozgrywek duża liczba bramek i tytuł króla strzelców jednego z piłkarzy nie gwarantował jego drużynie tytułu mistrzowskiego.
Hiszpania
Po pięciu latach Real Madryt sięgnął po tytuł mistrzowski, choć jego najlepszy strzelec, Cristiano Ronaldo, znalazł się dopiero na 3. miejscu w klasyfikacji goleadorów La Liga. Portugalczyk z 25 golami musiał uznać wyższość Luisa Suareza (29 trafień) i Leo Messiego (37).
W tym przypadku na końcowy wynik strzelecki rzutuje oczywiście kontuzja, której Portugalczyk nabawił się podczas finału Euro 2016 i przez którą pauzował na początku sezonu 2016/2017 i dłużej odzyskiwał formę. Zbyt często nie trafiał też podstawowy napastnik „Królewskich” Karim Benzema (11), a o cztery bramki więcej miał rezerwowy Alvaro Morata. Real ostatecznie wygrał ligę, bo miał szerszy skład i poszczególne formacje grały na podobnie wysokim poziomie. W Barcelonie natomiast zawiedli pomocnicy i gole tercetu MSN zdały się jedynie na wicemistrzostwo i Puchar Króla.
Anglia
W Premier League losy korony króla strzelców ważyły się do ostatnich kolejek. Na kilka tygodni przed zakończeniem sezonu kilkubramkową przewagę miał Romelu Lukaku, ale w decydującym momencie zaciął się do tego stopnia, że wyprzedził go kontuzjowany wcześniej przez kilka tygodni Harry Kane. Anglik zakończył rozgrywki z 29 trafieniami na koncie, ale jego Tottenham nie miał szans w wyścigu po mistrzostwo z Chelsea. Najlepsi strzelcy „The Blues” to Diego Costa (20 goli i czwarta pozycja na liście strzelców) oraz Eden Hazard (16).
Niemcy
Robert Lewandowski walczył do ostatniej chwili, ale niestety dla niego jedną bramkę więcej zdobył Pierre-Emerick Aubameyang. „Stety” dla Polaka, to jego Bayern sięgnął po mistrzostwo Niemiec, a Gabończyk musiał zadowolić się najniższym miejscem na podium Bundesligi i krajowym Pucharem. Drugi był RB Lipsk, a jego najlepszy strzelec, Timo Werner, z 21 golami znalazł się na czwartej pozycji w tabeli strzelców. Liga niemiecka jest kolejną, w której tytuł króla strzelców nie pomaga w wywalczeniu tytułu mistrzowskiego.
Włochy
Ciekawa sytuacja miała miejsce w Serie A, gdzie koronę przywdział Edin Dzeko – autor 29 trafień. Jego Roma oczywiście musiała pogodzić się z losem, który wyraźnie wskazał na Juventus. Juventus, który w swoich szeregach miał Gonzalo Higuaina i Paulo Dybalę. Żaden z nich nie był w stanie do końca walczyć o tytuł króla strzelców, ale przecież nie to w piłce jest najważniejsze. Na koniec sezonu Higuain miał 24 gole, co dało dopiero czwarte miejsce, a przed nim Andrea Belotti z Torino (26), Dries Mertens z Napoli (28) i Dzeko właśnie.
Francja
Po odejściu Zlatana Ibrahimovicia władzę strzelecką na Parc des Princes miał przejąć Edinson Cavani. I choć początki miał trudne, to z każdym miesiącem forma tylko rosła, a kolejne bramki stawały się codziennością. Na koniec Urugwajczyk zgromadził ich 35, ale przy kilku wpadkach PSG nie przełożyło się to na wygranie Ligue 1. Na szczycie AS Monaco, którego najlepszy strzelec, Radamel Falcao, trafiał „zaledwie” 21 razy. Niżej też Kylian Mbappe i jego 15 bramek.
Portugalia
Tu podobnie. Bas Dost zostawił konkurencję daleko z tyłu i z 34 trafieniami pewnie zagwarantował sobie nagrodę dla najlepszego strzelca. Nie zagwarantował jednak Sportingowi tytułu mistrzowskiego, a po raz kolejny zdobyła go Benfica, wyprzedzając również FC Porto. Najlepszy strzelec „Orłów”, Konstantinos Mitroglou, strzelił tylko 16 goli, a wyżej znalazł się nawet Tiquinho z Vitorii Guimaraes.
Bonus – Polska
Co najlepsze, również na naszym podwórku najlepszy strzelec nie został mistrzem kraju. LOTTO Ekstraklasa jest na tyle wyjątkowa, że królów strzelców ma dwóch, bowiem po 18 trafień na mecie sezonu mieli Marcin Robak i Marco Paixao. Jednak ani Lech Poznań, ani Lechia Gdańsk nie były w stanie wyprzedzić Legii, choć do ostatniej minuty sezonu mieli na to szansę.
Piłka nożna to gra zespołowa i miniony sezon raczył nam o tym uprzejmie przypomnieć. Grad seryjnie zdobywanych bramek tym razem nie zagwarantował mistrzostwa, o czym przekonał się nawet Leo Messi. Ot, taka ciekawostka po zakończeniu sezonu.