Lato mija, a ja niczyja – co dalej z niemiecką gwiazdą?

Schalke w poprzednim sezonie w końcu wróciło na właściwe tory, zapewniając sobie powrót do Ligi Mistrzów i najlepszy od 2010 roku wynik ligowy, w postaci wicemistrzostwa. Ogromna w tym zasługa Domenico Tedesco, który ułożył drużynę na nowo i dał drugie życie wielu zawodnikom. Jednym z nich był bez wątpienia Max Meyer.

Kapitalny niegdyś nastolatek, nazywany śmiało „niemieckim Messim”, przez ostatnie sezony prezentował się przeciętnie. Jego genialna smykałka do gry ofensywnej gdzieś zanikła, a kolejni trenerzy nie potrafili nic z tym zrobić. Dopiero Tedesco umieszczając go bardziej w głębi pola, na pozycji defensywnego pomocnika, przywrócił mu blask. Odrodzonym Niemcem zachwycano się na tyle, że porównywano go do Ballacka i zastanawiano się, gdzie wyląduje po sezonie. Strony rozstały się jednak w nienajlepszych relacjach – szkoda, tym bardziej, że to Schalke go piłkarsko wychowało i ukształtowało.

Wszystko przez niezbyt udane działania Schalke, które w ostatnich latach traci zawodników za darmo, nie potrafiąc na czas przedłużyć z nimi umów. Tylko tego lata stało się tak z Goretzką i właśnie Meyerem – nie trzeba mówić, ile milionów przeleciało „Czeladnikom” koło nosa… O ile Goretzka szybko dogadał się z Bayernem, Meyer wciąż pozostaje bez klubu. Wszystko przez zbyt duże wymagania płacowe zawodnika, który chciałby zarabiać… 100 tysięcy tygodniowo.

Z jednej strony można zrozumieć Niemca – jest bez klubu, ktoś dostanie go za darmo, chciałby więc to wykorzystać i dostać lepszą umowę. Wielu zawodników tak robi, a już za sam podpis dostają wtedy kilka(naście) milionów. Dotyczy to jednak gwiazd, które od dłuższego czasu prezentowały światowy poziom. Meyer mimo wielkich umiejętności i potencjału wciąż stanowi zagadkę. Trudno spodziewać się, że Max zostanie we wrześniu bez klubu, jednak czas ucieka, a zespoły chcą jak najwcześniej zamknąć swoje kadry.

Zbyt wysokie wymagania odstraszyły już dawno Arsenal i Liverpool, ucichły doniesienia o Atletico i AC Milan, a kolejni chętni nie wyglądają już tak imponująco. Najgłośniej było o Marsylii, ale niedawno wrócił temat… Hoffenheim.

Używając żeńskiej formy wyrazu „gwiazda”, za jaką ma się Meyer patrząc na jego oczekiwania, może sobie powiedzieć „lato mija, a ja niczyja”. Anglojęzyczne media świetnie podsumowały sytuację zawodnika używając gry słów: Może i kiedyś był niemieckim Messim, jeśli jednak nie obniży swoich żądań płacowych, jedyną rzeczą która będzie mogła być „messy” w przyszłym sezonie, jest jego sypialnia.

Zakład bez ryzyka w Fortunie. Możesz wejść i odebrać go właśnie w tym momencie

Komentarze

komentarzy