Lech złapał wiatr w żagle, w przeciwieństwie do Arki

Lech
Lech (Gloswielkopolski.pl)

Kiedy 2 maja na Stadionie Narodowym w Warszawie w finale Pucharu Polski spotkali się Lech z Arką, to zdecydowana większość w roli faworyta stawiała tego pierwszego. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna i to Arka sięgnęła po trofeum. „Kolejorz” czekał na rewanż blisko cztery miesiące. Pewne zwycięstwo w Poznaniu 3:0 chociaż w małym stopniu odgoniło demony z Narodowego.

Początek sezonu obydwa zespoły zaczęły w odmiennych nastrojach. Arka przeżywała miesiąc miodowy, po tym jak zdobyła Puchar i Superpuchar Polski, a Lech najpierw leczył kaca po przegranym finale, następnie odpadł z europejskich pucharów po dwumeczu z Utrechtem, a jakby tego było mało, zespół Bjelicy przegrał z Pogonią w Pucharze Polski i wypisał się z walki o udział w przyszłorocznym finale. Nenad Bjelica pękał z dumy po grze w Europie, ale jasne się stało, że posadę zachowa jedynie w przypadku wywalczenia tytułu mistrzowskiego. Chorwat od razu zabrał się do pracy i po wygranej z Arką wskoczył na fotel lidera. Znamienny jest fakt, że ostatni raz Lech był na pierwszym miejscu w czerwcu 2015 roku, kiedy zdobywał tytuł pod wodzą Macieja Skorży. Arka co prawda też odpadła w III rundzie z pucharów, po tym jak pechowo przegrała rewanż z FC Midtjylland. Różnica polegała na tym, że „Żółto-niebiescy” pokazali w tym wszystkim determinację i przystępowali do dwumeczu w roli absolutnego kopciuszka. Drużyna Ojrzyńskiego była chwalona, także po znakomitym widowisku w Pucharze Polski ze Śląskiem, kiedy z wyniku 0:2 potrafiła doprowadzić do dogrywki i wygrać 4:2.

Arka już przed tygodniem pokazała, że łapie ją zadyszka. Przegrana na własnym stadionie z Pogonią 0:3 miała być jednak wypadkiem przy pracy. W Poznaniu Arka traciła bramki po stałych fragmentach gry, co dotychczas było bronią gdynian. Nie pomogła nawet gra w przewadze, po tym jak z boiska został wyrzucony strzelec pierwszej bramki, Maciej Gajos, który brutalnie zaatakował Patryka Kuna.

Z samej gry nie wyglądaliśmy źle, tylko brakuje nam tej konsekwencji, która była na początku sezonu. Tak jak powiedział trener, trochę obrośliśmy wszyscy w piórka, bo razem przegrywamy i wspólnie wygrywamy. Jedną z bramek jaką straciliśmy, to można stracić w V lidze, a nie w ekstraklasie. Nie może być tak, że przeciwnik ma pięć minut na przyjęcie i oddanie strzału. Jeśli będziemy popełniać takie błędy, to nie będziemy wygrywać spotkań – mówił po spotkaniu Michał Nalepa.

Akurat Nalepa był jednym z tych piłkarzy Arki, którzy jakby to nie brzmiało – wyróżniał się. Próbował strzałów z dystansu, widać było zdenerwowanie na twarzy w momentach, gdy Arce nie wychodziło. Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego na początku sezonu ewentualne braki piłkarskie potrafili skutecznie nadrobić zaangażowaniem i przygotowaniem fizycznym. Wygląda na to, że przerwa na mecze reprezentacji nadchodzi w najlepszym możliwym momencie. – Myślę, że fizycznie nie czujemy się źle, w pucharach graliśmy tylko dwa dodatkowe mecze. Może to być spowodowane tym, że jak się szybko traci bramkę, to później trudno gonić wynik. Raczej nie brakowało chęci i ambicji, tylko konsekwencji i koncentracji w niektórych sytuacjach – tłumaczył pomocnik.

W 56. minucie spotkania Arka grała w przewadze, ale zamiast wyrównać, to straciła dwie kolejne bramki. Jedną z nich zdobył powołany niedawno do reprezentacji Polski Maciej Makuszewski. – Będąc na boisku, przeczuwałem, że na pewno wyrównamy. Liczyłem na to, że Lech się cofnie głębiej i będziemy potrafili stworzyć kilka bramkowych sytuacji. Tak naprawdę straciliśmy trzy bramki po stałych fragmentach gry, co świadczy o niskim poziomie koncentracji – oceniał Nalepa. Drużyna Lecha mocno się zmieniła od ostatniego spotkania z Arką w finale Pucharu Polski. Czy stała się mocniejsza? – Lech zawsze jest mocny, jest dużym klubem jak na nasze realia. To się nie zmieni, niezależnie kto wybiegnie na boisko i kto będzie trenerem. Myślę, że nie miał dużo więcej jakości niż w finale, ale tak jak mówiłem – dzisiejszy wynik, to przede wszystkim nasza słaba determinacja i koncentracja – podsumował Nalepa.

Przyzwyczailiśmy się do tego, że jak wygrywamy, to nasi rywale są słabi i rozegrali gorsze spotkanie. Ale akceptujemy to i będziemy dalej robić swoje na treningach – mówił na konferencji pomeczowej Nenad Bjelica. Chorwat podkreślał również, że bramki po stałych fragmentach gry są dowodem ciężkich treningów i różnych wariantów, które ćwiczy drużyna na co dzień. Zapytany o porównanie dwóch spotkań z Arką Bjelica wskazał przede wszystkim niską skuteczność w Warszawie. Lech jego zdaniem stworzył więcej lepszych okazji, niż we wczorajszym spotkaniu, ale brakowało wykończenia. Leszek Ojrzyński dawno nie był tak nerwowy jak po wczorajszym meczu. – Czterech moich zawodników grało dzisiaj na liczbę założonych siatek. Świadczy to o dużej pewności siebie, ale nie o to chodzi w meczu piłkarskim – mówił z ironią trener Arki. Gdynianie przechodzą lekki kryzys, bo w pierwszych pięciu meczach sezonu stracili zaledwie dwie bramki, a w dwóch kolejnych aż sześć. Wracają demony przeszłości z końcówki poprzedniego sezonu, gdy Arka traciła wiele bramek. Lech natomiast po siedmiu kolejkach z 14 punktami na koncie zajmuje fotel lidera i będzie nim przez minimum następne dwa tygodnie. W tej chwili to drużyna Nenada Bjelicy wygląda najsolidniej z zespołów z czołówki.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka
+ do 400 zł bonusu!

Komentarze

komentarzy