Legia rozpoczyna rundę wiosenną PKO BP Ekstraklasy od zwycięstwa. Piłkarze Aleksandara Vukovicia pokonali Zagłębie Lubin 3:1, choć w drugiej połowie „Miedziowi” zdołali sprawić im sporo problemów.
„Zaraz się rozkręci”
Pierwsze pół godziny meczu pomiędzy Zagłębiem i Legią upłynęło pod znakiem ekstraklasowej teorii chaosu. Legia starała się skonstruować jakąkolwiek składną akcję, a lubinianie próbowali wyprowadzić jakikolwiek groźny kontratak. Starania obu drużyn nie przyniosły jednak żadnych wymiernych korzyści, zwłaszcza zgromadzonym na stadionie kibicom, którzy przez 30 minut byli świadkami festiwalu fauli i niedokładności.
Legia oddała jeden strzał, który w żaden sposób nie był w stanie zagrozić bramce strzeżonej przez Dominika Hładuna, bowiem nawet nie leciał w jej światło. Strzałów Zagłębia również nie możemy uznać za groźne, bo żeby je obronić Artur Boruc nie musiał nawet ruszać się z miejsca.
Z minuty na minuty Legia wyglądała coraz mniej przekonująco, więc jak można się spodziewać, w chwili gdy minimalna przewaga optyczna była po stronie Zagłębia, na prowadzenie wyszła drużyna mistrza Polski. Josue minął obrońców „Miedziowych” z dziecinną łatwością i uderzył w kierunku Dominika Hładuna. Lot piłki przeciął jednak Maciej Rosołek, który skierował piłkę do bramki Zagłębia.
Od tamtej chwili gra podopiecznych Piotra Stokowca zupełnie się posypała i już chwilę później Legia ponownie to wykorzystała. Znowu zgoła nie-ekstraklasową techniką i wizją popisał się Josue, który na lewym skrzydle dostrzegł Kacpra Skibickiego. Ten, najprawdopodobniej starał się uderzać na bramkę, choć trudno to jednoznacznie stwierdzić, bo pika nie leciała z ze zbyt zawrotną prędkością. Ponownie przecięty strzał poskutkował bramką dla Legii. Tym razem jednak lot piłki przeciął Kopacz, który zaskoczył własnego golkipera. Na przerwę Legia schodziła więc z dwubramkową przewagą.
Patryk Szysz: Nowa nadzieja
W drugiej połowie piłkarze postanowili wynagrodzić kibicom to czego doświadczyli na początku pierwszej części spotkania. Zrewanżować postanowił się również Bartosz Kopacz, który skoro miał już na koncie bramkę samobójczą, to postanowił ponownie wpisać się na listę strzelców, tym razem po właściwej stronie.
Obrońca zapuścił się aż w okolice pola karnego rywala, gdzie został sfaulowany. Przy piłce ustawionej tuż za linią szesnastego metra znaleźli się Szysz i Chodyna. Obaj panowie tak bardzo zakręcili piłkarzami Legii przy tym stałym fragmencie gry, że ci nie zdążyli jakkolwiek zareagować, gdy Patryk Szysz posyłał pocisk ziemia – powietrze w kierunku bramki Boruca. 23-latek trafił pod samą poprzeczkę i Zagłębie miało już tylko jedną bramkę straty do Legii.
Gol Patryka Szysza sprawił, że podopieczni Piotra Stokowca poderwali się do ataku. Przez znaczną część drugiej połowy to „Wojskowi” błąkali się po boisku bez ładu i składu, a Zagłębie grało w piłkę. Tak jak w pierwszej połowie wizją i piłkarską jakością popisywał się Josue, tak w drugiej części wyglądało to jakby Zagłębie miało w składzie jedenastu takich Josue. Dla „Miedziowych” nie było straconych piłek. Grali dokładnie i szybko, co widać był w statystyce strzałów na bramkę, w której udało im się zdominować Legię.
Sytuacja rozwinęła się jednak analogicznie do tej z pierwszej połowy. Zagłębie znów grało z coraz większą pewnością i znów zaczynało przeważać. Czego należy oczekiwać w takiej sytuacji? Oczywiście bramki Legii Warszawa. Dominika Hładuna pokonał wprowadzony na boisko w drugiej połowie Paweł Wszołek i tym samym ustalił wynik spotkania.
Zagłębie Lubin – Legia Warszawa 1:3 (0:2)
0:1 Rosołek 40′
0:2 Kopacz (sam.) 45+1′
1:2 Szysz 49′
1:3 Wszołek 88′