Legia z szeroką kadrą, ale bez napastnika. Wystarczy na tytuł?

Legia wciąż nie znalazła godnego następcy dla Nikolicia (Zdjęcie: Csnchicago.com)

Kiedy w zimowym oknie transferowym z Legii odchodzili Nikolić i Prijović, wszyscy byli przekonani, że zastępstwa w postaci Necida i Chimy Chukwu nie pozwolą zatęsknić za niezwykle skutecznym duetem. Stało się jednak inaczej. Nowe nabytki rozczarowują do tego stopnia, że Magiera w ataku stawia na Radovicia.

Początki w nowym klubie mogą być trudne, w związku z czym z wystawieniem oceny dla Necida czy Chukwu warto było się wstrzymać. Minęło jednak już sporo czasu, od kiedy dwaj napastnicy trafili do Legii. Do tej pory łącznie zdobyli oni jednego gola, zaś sam Chukwu w kadrze meczowej znalazł się zaledwie czterokrotnie.

Problemów z nowymi napastnikami Legii jest wiele. Necid nie jest złym piłkarzem. Strzelał gole niemal w każdym klubie, w którym grał. Potrafił to robić nawet w dużo trudniejszych rozgrywkach niż ekstraklasa, w których obrońcy byli na znacznie wyższym poziomie. Czech nie potrafi jednak przystosować się do stylu gry Legii i na murawie często podejmuje złe wybory. Szybkość nigdy nie była autem Necida, jednak w barwach legionistów można odnieść wrażenie, że jest wolny jak mucha w smole. Po kilku nieudanych występach Czech stracił zaufanie nie tylko trenera, ale także kolegów z drużyny. Obecnie nie dość, że na boisku spędza bardzo niewiele czasu, to dodatkowo nie otrzymuje dobrych podań od pozostałych graczy.

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja Chukwu, lecz można doszukać się jednego podobieństwa – mało minut na murawie. Początek nie był najgorszy, napastnik nieźle wyglądał podczas sparingów, ale gdy złapał tajemniczą kontuzję stopy, nie mógł kontynuować okresu przygotowawczego. Obecnie jest całkowicie nieprzygotowany do gry, zarówno pod względem fizycznym, jak i mentalnym. Jakby tego było mało, Chukwu podpadł Magierze, spóźniając się na jeden z treningów. Droga powrotna do pierwszego zespołu nie jest dla niego zamknięta, ale z pewnością bardzo długa. Najpierw musi udowodnić swoją formę w drużynie młodzieżowej, w późniejszym czasie wnieść ożywienie z ławki, a dopiero potem liczyć na miejsce w podstawowej jedenastce.

W pewien sposób Legia sama jest sobie winna. Sprzedaż dwóch kluczowych piłkarzy w środku sezonu musi negatywnie wpłynąć na drużynę. Nowi zawodnicy zawsze potrzebują czasu na aklimatyzację i należy liczyć się z tym, że w odróżnieniu od Nikolicia, nie będą oni skuteczni już od pierwszych spotkań. Z drugiej jednak strony, istnieją pewne niuanse, które pozwalają nam zrozumieć zachowanie właścicieli stołecznego klubu. Zarówno Prijović, jak i Nikolić mogli odejść z klubu już latem. Wówczas jednak zdecydowali się pozostać w klubie, by wspólnie walczyć o Ligę Mistrzów. Gdy klub odpadł z elitarnych rozgrywek, a zawodnicy otrzymali kolejne interesujące propozycje, nikt nie chciał trzymać napastników w klubie na siłę. Taka postawa z pewnością ułatwi Legii sprowadzenie ważniejszych nazwisk w przyszłości, ale znacznie utrudniła teraźniejszość Jackowi Magierze.

Atutem Legii w walce o tytuł jest jednak szeroka i całkiem zbilansowana kadra. Magiera próbował już różnych wariantów gry w ofensywie, ale ostatnie kolejki wskazują, że to Radović przejmie funkcję fałszywego napastnika. Taka taktyka może się sprawdzić w spotkaniach wyjazdowych, w których rywal zostawia więcej wolnych przestrzeni. W spotkaniach przy Łazienkowskiej Legia już niejednokrotnie w tej rundzie odczuła, że brak rasowego napastnika, który ma nosa do zdobywania bramek, będzie jej bardzo doskwierał.

Czy rozwiązanie Magiery, preferujące Radovicia na pozycji „dziewiątki”, się opłaci? Pełną odpowiedź poznamy dopiero po zakończeniu sezonu, ale już najbliższe spotkanie z Termalicą może powiedzieć nam znacznie więcej, niż się wydaje. Jeśli Legia pokona przyjezdnych, to przełamie niechlubną serię na własnym obiekcie z zespołami niżej notowanymi i z podniesiona głową podejdzie do spotkania z Lechem. Jeśli jednak ponownie powinie jej się noga, to presja związana z najbliższymi kolejkami może być decydująca w walce o tytuł.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka + do 400 zł bonusu!

Komentarze

komentarzy