Pamiętacie, jak naszymi narodowymi dobrami w linii ataku byli Maciej Żurawski i Tomasz Frankowski? Gdyby ktoś wtedy powiedział nam, że niedługo dostaniemy napastnika, którego chciałby cały świat, kazalibyśmy stuknąć się w czoło.
Zarejestruj się z kodem GRAMGRUBO i graj BEZ PODATKU!
Robert Lewandowski mimo lepszych i nieco gorszych okresów, nie schodzi poniżej pewnego, bardzo wysokiego poziomu. Niezależnie od tego jak idzie Bayernowi, Polak niemal zawsze potrafi wykorzystać swoje okazje, czasem zdobywając bramki, o które innym byłoby niezwykle trudno. Tak było m.in. w sobotnim finale Pucharu Niemiec.
Reprezentant Polski w starciu z Lipskiem zdobył nie tylko dwie piękne i ważne bramki (rywale dość mocno weszli w spotkanie), ale zagwarantował sobie wynik, który w ostatnich latach stał się dla niego już niemal normą.
Robert Lewandowski w ostatnim meczu sezonu zdobył swoją bramkę nr. 39 i 40, dobijając tym samym do magicznej bariery, którą osiągał także w trzech poprzednich sezonach. Tak – napastnik Bayernu już od czterech sezonów strzela min. 40 bramek rocznie, dorzucając do tego całkiem sporo asyst. W rozgrywkach 2015/2016 były to 42 trafienia + sześć asyst, następnie 43 bramki + 10 asyst, przed rokiem 41 + 5, a w zakończonym właśnie sezonie 40 + 13.
Dla porównania – Sergio Aguero nigdy nie strzelił w jednym sezonie więcej niż 33 bramek, a Luis Suarez barierę 40 przekraczał dwukrotnie, w tym raz jeszcze jako zawodnik Ajaksu.
Wiecie, co jest w tym wszystkim najlepsze, ale zarazem najstraszniejsze? To, że dla nas wyniki Roberta stały się już niemal oczywistością. Cztery gole w dwóch meczach z walczącą o mistrzostwo BVB? Ok, fajnie. Hat-trick w meczu o superpuchar Niemiec? Super. Dwa gole w finale zamykającym sezon? Brawo. Cieszymy się z tego, co wyprawia Lewandowski, ale dzięki jego regularności traktujemy to jak chleb powszedni. Cieszmy się tym, bo drugiego takiego nie będziemy mieli już być może nigdy…