Mecz o punkty bez absolutnie żadnej presji – umówmy się, świadkami takiej sytuacji chcielibyśmy być jak najczęściej. Sielanka na trybunach i spokój na murawie to idealne warunki, by w końcu pokazać się z jak najlepszej strony i – kolokwialnie mówiąc – na luzie wykonać powierzone zadania. Mecz ze Słowenią pokazał jednak to, co możemy powtarzać sobie od około roku, czyli „wiem, że nic nie wiem”.
Zdążyliśmy się już dowiedzieć, że kiedy nasza reprezentacja chce, to potrafi. Pokazały to także pierwsze minuty starcia ze Słowenią, w których „Biało-czerwoni” stworzyli sobie kilka groźnych sytuacji, a jedną z nich na premierową bramkę zamienił Sebastian Szymański. Jeśli ktoś po obrazkach z początku meczu rozsiadł się wygodnie w fotelu i zdążył już otworzyć dobrego szampana, po chwili mógł go odłożyć, sięgając po tanie piwo.
Właśnie tak wyglądała gra naszej kadry przez większość starcia. Chaotyczna, szarpana, często niedokładna, z chwilowymi przebłyskami i „gryzieniem trawy”. Mecz kończący eliminacyjne zmagania, który był dla nas sposobnością do testów, wyglądał tak jak… spotkanie z Włochami sprzed ponad roku. Zarówno wtedy, jak i w starciu ze Słowenią, widzieliśmy zespół, który nawet teoretycznie przewyższając przez „X” minut, jest do rozmontowania w najmniej oczekiwanym momencie w trywialny wręcz sposób.
Na nasze szczęście mamy jego – najlepszego polskiego ambasadora wśród sportowców i najlepszego sportowca wśród polskich ambasadorów. Robert Lewandowski na Narodowym urządził sobie „One Man Show”, i mimo że czasami był niewidoczny (w takiej drużynie to absolutnie nic dziwnego), zrobił kolosalną różnicę.
Bramka na 2:1 była piłkarskim dziełem sztuki, zarezerwowanym dla zawodników światowego topu. Poza tym widzieliśmy kilka technicznych popisów „RL9” i wypracowanie bramki na 3:2. Wszystko to z piłki, którą większość by straciła lub wywalczyła rzut rożny, co byłoby nazywane „wyciśnięciem maksa z akcji”. Cóż, jak widać zawsze można więcej. Oszukanie trzech rywali i zagranie ciasteczka do Kamila Grosickiemu, któremu wystarczyło dołożyć głowę i zgrać futbolówkę do Jacka Góralskiego. Majstersztyk.
To dzięki naszej największej gwieździe możemy mówić, że pożegnanie Łukasza Piszczka się udało. Pożegnalne przyjęcie będzie mogło odbyć się w atmosferze zwycięstwa. Podsumowując całość – mamy „Lewego” i mamy zrywy. To trochę za mało jak na zbliżające się coraz większymi krokami EURO2020. Mówiąc o reprezentacji Polski, wciąż musimy na siłę starać się szukać całego w dziurawym…
Polska 3:2 Słowenia
bramki: S. Szymański (3′), R. Lewandowski (54′), J. Góralski (81′) – T. Matavz (14′), J. Ilicić (61′)