O tym mówi się na Wyspach już od dobrych kilku dni. Im bliżej tego wydarzenia, tym większe są emocje. Niedzielne spotkanie pomiędzy Liverpoolem a Manchesterem City ma ogromne znaczenie nie tylko dla wspomnianych drużyn, wynik meczu wpłynie również na sytuację innych zespołów. Już pojutrze na Anfield ujrzymy wspaniały pojedynek pomiędzy dwoma pretendentami do tytułu mistrzowskiego, prawdopodobnie jeden z nich wzniesie za kilka tygodni ciężkie, cenne trofeum. Prawdopodobnie, ponieważ nie można lekceważyć „The Blues” pod wodzą Mourinho. Z walki odpadli „Kanonierzy”, których jedynym celem jest obecnie utrzymanie się w TOP4. Wszystko to przez serię nieudanych, czasem kompromitujących wręcz spotkań. Zaskakujące, że taki spadek formy i brak woli walki dopadł podopiecznych Wengera w decydującej fazie sezonu. Zaskakujące i rozczarowujące, bowiem jeszcze jakiś czas temu gra Arsenalu mogła się podobać i zawsze to lepiej obserwować batalie o mistrzostwo o jednego piłkarskiego giganta więcej.
Jak przedstawia się sytuacja w tabeli Premier League? Trzy pierwsze pozycje zajmują kolejno: Liverpool z dorobkiem 74 punktów, Chelsea z 72 punktami na koncie oraz Manchester City (70 oczek). Z całym szacunkiem dla Chelsea – czekające tę drużynę ciężkie pojedynki w półfinałach Ligi Mistrzów nie wróżą nic dobrego, jeśli chodzi o walkę na krajowym podwórku. Skupmy się zatem na bohaterach 34. kolejki BPL.
Na początku postawmy sobie pytanie: dlaczego wspomnianym drużynom zależy na mistrzostwie? Wiadomo, chodzi o prestiż, prymat w kraju i o wielkie pieniądze. Ale czy to wszystko? Na pewno nie. Obydwa zespoły chcą coś całemu światu udowodnić. Manchester City, że należy go traktować jako poważnego, COROCZNEGO kandydata na mistrza Anglii, drużynę, która nie tak dawno została stworzona od podstaw i pragnie stać się najlepsza na świecie. A Liverpool? Ten zespół, który ostatni raz rządził na Wyspach w roku 1990 swoją grą, wolą walki i waleczną postawą zdaje się mówić, a wręcz krzyczeć „Wróciliśmy, rządzimy, zgarniemy mistrzostwo i wkraczamy w następny sezon silniejsi, niż byliśmy kiedykolwiek! A kto w nas nie wierzył, niech teraz przyzna się do błędu i z pokorą odda należny nam szacunek!” I to jest prawda, „The Reds” powstali jak feniks z popiołów, a na swojej drodze do objęcia angielskiego tronu pokonują kolejno coraz to lepszych rywali. Parafrazując moje słowa sprzed tygodnia: jeśli jest wśród Was ktoś, kto przewidział sytuację, w której drużyna z siódmego miejsca (sezon 2012/13) będzie bić się o mistrzostwo, stawiam piwo.
Kto jest faworytem spotkania? Uważam, że jest nim Liverpool, a wszystko to przez fakt, iż drużyna podejmuje rywala na własnym terenie. Podopiecznych Brendana Rodgersa poniesie głośny doping z trybun i wiara kilkudziesięciu tysięcy ludzi, którzy gotowi są na wiele wyrzeczeń, by tylko móc wspierać swoich ulubieńców. Jeszcze większa grupa zasiądzie przed telewizorami. Jak pisał w czwartkowym Angielskim Espresso nasz redakcyjny kolega Lukasz_Cro: Zainteresowanie meczem jest tak wielkie, że ceny biletów na serwisach internetowych dochodzą nawet do 5 tys. funtów. W środę wieczorem na livefootballtickets można było zostać szczęśliwym posiadaczem biletu na trybunę Centenary Stand za 2453 funty. Co ciekawe nie można było kupić pojedynczego biletu. Kibic, który był skłonny zapłacić tak wielkie pieniądze za obejrzenie meczu sezonu musiał kupić dwa bilety. Bilety te można było kupić na stronie Liverpoolu na początku sezonu za … 52 funty. Najtańsze bilety na the Kop można kupić za 795 funtów, czyli ponad 85 funtów drożej niż za karnet na cały sezon. Na stronach hiszpańskich, na których również można kupić bilety na ten szlagierowy pojedynek trzeba zapłacić 5400 funtów. Ten fakt mówi sam za siebie, niedzielny pojedynek na Anfield będzie decydujący, ludzie z całego świata chcą stać się częścią historii obydwu klubów i gotowi są zapłacić za taką możliwość ogromne pieniądze. Fani „The Reds” nie kłamali śpiewając przez wszystkie lata posuchy „You’ll never walk alone!” Dotrzymali obietnicy, drużyna nigdy nie była sama. I idę o zakład, że nie będzie, za drużyną z tak wspaniałą historią zawsze będą szły rzesze wiernych kibiców. Szacunek dla wszystkich prawdziwych fanów Liverpoolu – mówi to fanka „Czerwonych Diabłów”.
Ostatnie spotkanie pomiędzy Manchesterem City a Liverpoolem miało miejsce w ramach 18. kolejki BPL na Etihad Stadium 26 grudnia 2013 roku. Podopieczni Manuela Pellegriniego sprawili wszystkim swoim fanom zgromadzonym na stadionie spóźniony prezent świąteczny pokonując „The Reds” 2:1. Czy już wtedy ktoś z Was obstawiał, iż walka o prymat będzie toczyć się pomiędzy tymi dwoma zespołami? Ja, przyznaję bez bicia, na miejscu Liverpoolu stawiałam Chelsea. Manchester City z trzema tytułami mistrzowskimi na koncie jest dopiero na początku swojej drogi do zyskania statutu potęgi i legendy Premier League, Liverpool dominując na krajowym podwórku osiemnastokrotnie, na ten tytuł zapracował sobie już w ubiegłym wieku.
[sz-youtube url=”http://www.youtube.com/watch?v=XQajDFgmnXI” width=”640″ height=”400″ /]
Przedmeczowe wypowiedzi:
Vincent Kompany (kapitan Man City): To najlepsza drużyna z tych, przeciwko którym graliśmy w tym sezonie. Mają świetny skład i nie znaleźli się tam, gdzie są, przez przypadek. Prezentujemy inny styl gry, ale mamy tę samą filozofię zdobywania dużej ilości bramek. Myślę więc, że będzie to ciekawy mecz. Ciężko jednak o jakiekolwiek przewidywania, bo gra toczy się o nie byle co. Pamiętam nasz mecz na Etihad i nie dziwi mnie to, że są jedną z drużyn pretendujących do tytułu. Nasz najlepszy sezon pod względem gry w Premier League miał miejsce wtedy (2011/2012), gdy nie braliśmy udziału w żadnych innych rozgrywkach. Tak samo jest z Liverpoolem w obecnym sezonie.
Stevan Jovetic (napastnik Man City): Ten skład ma dużo doświadczenia, bo zdobył mistrzostwo dwa lata temu. Wiemy jak grać i jak radzić sobie z presją i myślę, że Liverpoolowi bardziej ona ciąży. Moim zdaniem to my wygramy. Cieszę się z mojej bramki, ale bardziej ze zwycięstwa, bo teraz przed nami siedem spotkań, siedem finałów, ale miejmy nadzieję, że to my pod koniec sezonu będziemy na pierwszym miejscu w tabeli. Musimy wierzyć w to, że jesteśmy w stanie wygrać wszystkie siedem meczy, bo wtedy jesteśmy w stanie zrobić wszystko. Ważne jest, byśmy wysunęli się na pierwszą pozycję. Mecz z Liverpoolem ma ogromne znaczenie, ale nawet jeśli je wygramy, to przed nami wiele ciężkich potyczek. Myślę, że remis też byłby dobrym wynikiem, ale my jesteśmy taką drużyną, która zawsze jedzie po wygraną i mam nadzieję, że tak samo będzie na Anfield.”
Mamadou Sakho (obrońca Liverpoolu): To może być najważniejsze spotkanie od 24 lat. Stawką są nie tylko trzy punkty. W tej potyczce zwycięzca może sobie utorować łatwiejszą drogę do mistrzostwa Anglii. Mam nadzieję że wygramy, bez wątpienia jesteśmy na to gotowi. Będziemy mieć atut własnego boiska, a tam bardzo mocno wspierają nas kibice. Damy z siebie wszystko. Mamy w zespole ogromną jakość. Wystarczy, że w to uwierzymy. Nikomu nie ukradliśmy obecnej pozycji. Sami na nią zapracowaliśmy. Teraz nadszedł czas stanąć naprzeciw innego kandydata do tytułu.
Galeria z treningu Liverpoolu:
/Sylwia Siry/