Mariusz Stępiński rozpoczął własną walkę o mundial

„Muszę jednak podkreślić, Stępiński chce zostać w Nantes. Zostaje i walczy o skład we Francji” – jeszcze trzy tygodnie temu tak wypowiadał się Marcin Kubacki, menedżer polskiego napastnika. Mariusz Stępiński miał walczyć do końca roku, ale sił starczyło mu do końca… sierpnia. Trzykrotnego reprezentanta Polski nie interesowała ani ławka rezerwowych, ani oglądanie spotkań z wysokości trybun. Wszystko ma się zmienić w Chievo Veronie. W Serie A Stępiński chce udowodnić, że nie każda poważna liga to za wysokie progi na jego nogi, a przy okazji może wyprzedzić Kamila Wilczka i Łukasza Teodorczyka w hierarchii Adama Nawałki.

Cała sytuacja jest dosyć przejrzysta. Mariusz Stępiński wyjeżdżając do Włoch, ma bardzo dużo do zyskania, ale też równie dużo do stracenia. Choć do Chievo będzie tylko wypożyczony, to jeśli na Półwyspie Apenińskim nie da sobie rady,  tak naprawdę nie ma dokąd wracać. W Nantes nie będzie przecież traktowany jak syn marnotrawny. To niemożliwe biorąc pod uwagę, że w oczach dwóch z trzech szkoleniowców, z którymi miał okazję współpracować we Francji, był nikim. Po prostu nie był im w żaden sposób potrzebny do szczęścia. Gdyby zapytać wprost Sergio Conceicao lub Claudio Ranieriego, czy FC Nantes straciłoby piłkarsko na sprzedaży Mariusza Stępińskiego, zapewne pokręciliby przecząco głowami. Do osób niezadowolonych z postawy Polaka należy też dołączyć prezesa Waldemara Kitę. Tylko Rene Girard widział w polskim snajperze wartościowego zawodnika, ale akurat on w FC Nantes nie pracuje już od dziewięciu miesięcy.

Jak się potoczą losy Mariusza Stępińskiego, jeśli przyjmiemy wersję pesymistyczną? Najprawdopodobniej napastnik po raz drugi wróci do Polski z podkulonym ogonem, tak samo jak przed dwoma laty po nieudanym pobycie w Norymberdze. W naszej ekstraklasie zawsze znajdą się kluby, które przyjmą go z otwartymi ramionami. Na Zachodzie już niekoniecznie. Zawodnik, który nie poradził sobie w Niemczech, Francji i Włoszech, nie wygląda zbyt przekonująco. O Stępińskim zapomni też Adam Nawałka, który przecież mocno w niego wierzył. Na zeszłoroczne Euro zabrał go przecież, żeby zebrał niezbędne doświadczenie. Ono miało zaprocentować na mundialu w Rosji, ale niegrający w Chievo Stępiński nie będzie mógł nawet marzyć o powołaniu.

Sam zawodnik na pewno wyklucza taki scenariusz. Musi wierzyć, że to właśnie w Weronie znajdzie swoje miejsce na ziemi. Co istotne, Chievo gra dwójką napastników, a to bardzo dobra wiadomość. Rywali o miejsce w pierwszej jedenastce na pewno jednak nie zabraknie. Tylko w letnim oknie transferowym linię ataku Chievo zasilili Luca Garritano i Alejandro Rodriguez (kupieni) oraz Manuel Pucciarelli (wypożyczony z Empoli). Włodarze Chievo uznali jednak, że od przybytku głowa nie boli, dlatego już w środku tygodnia do drużyny powinien dołączyć Mariusz Stępiński.

Można jak mantrę powtarzać, że liga włoska to nie jest raj dla napastników. Może i nie jest, ale każdy medal ma dwie strony. Poziom ligi? Bardzo wysoki. Poziom konkurentów w linii ataku? Przeciętny. Jeśli już Stępiński poradzi sobie z klubowymi kolegami i wywalczy sobie miejsce w pierwszej jedenastce, to bardzo możliwe, że z reprezentacji wygryzie Łukasza Teodorczyka i Kamila Wilczka. Bramki zdobywane w Serie A będą miały przecież większą wagę od tych z boisk belgijskich i duńskich. Zresztą wyżej wymieniona dwójka też ma swoje problemy.

Napisalibyśmy, że kolejnym atutem Stępińskiego jest wiek, ale dajmy sobie z tym spokój. Facet (nie chłopak) ma już 22 lata. Zdążył się potknąć w Niemczech i Francji, a kolejne niepowodzenie grozi przewrotką. I to poważną, po której niełatwo będzie się podnieść. Dla dobra samego Stępińskiego, ale też całej polskiej reprezentacji, miejmy nadzieję, że Polak zaliczy w Weronie miękkie lądowanie.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka
+ do 400 zł bonusu!

Komentarze

komentarzy